25. Przeznaczenie się wypełnia.

– Vico! Nie!

Nie spodziewałam się chyba, że to będzie tak proste. Oddać za kogoś swoje życie… Zawsze myślałam, że to bohaterski czyn. Coś naprawdę wielkiego i potrzeba do tego wiele odwagi, której ja osobiście nigdy w sobie nie miałam. A tymczasem… Bez wahania, po raz ostatni złączyłam nasze usta w pocałunku tuż przed tym, jak ostrze sztyletu miało zetknąć się z torsem Toma. Nie zetknęło. Znalazło się w moim kręgosłupie. I opadłam bezwładnie prosto w jego ramiona… Właściwie, czy taka śmierć nie jest piękna? W ramionach ukochanej osoby.

– Dlaczego to zrobiłaś! Dlaczego!

– Bo jest skończoną idiotką! – Mick nie omieszkał odpowiedzieć na rozpaczliwe pytania Toma, który  pochylał się wciąż nade mną cały roztrzęsiony. I zapewne, gdyby nie moja dłoń, którą w samą porę go mocno chwyciłam, rzuciłby się na czarodzieja. Nie chciałam, aby zaczynał kolejną zbędną bitwę. Już było przecież i tak po wszystkim. Chciałam mieć go przy sobie w tych ostatnich chwilach… I miałam. Był. Patrzył na mnie. Widziałam w jego oczach, tuż za taflą łez, wielki ból i złość.

– Vico… Proszę… Proszę… Powiedz, że mogę jeszcze coś zrobić – szeptał, a ja czułam już, jak jego łzy skapują na moją twarz. – Powiedz tylko, co mam zrobić! Powiedz! Uratuję cię! Zrobię wszystko!

– To koniec. Wszystko skończone. Nie uratujesz jej – gorzki głos wciąż rozwiewał jego nadzieję. Na szczęście Mick odszedł, aby pomóc swojej sojuszniczce. Mogliśmy zostać sami, aby się pożegnać w spokoju…

To dziwne, że nie czuję bólu. Myślałam, że ta śmierć jest prawdziwą męczarnią… A tymczasem czuję, jak ogarnia mnie błogość.

– Vico… To nie tak miało być… To przecież nie może tak być! Do cholery! Co z tym pieprzonym przeznaczeniem!? Co z tym, że jestem twój, a ty jesteś moja! Nie, do diabła, nie! – Tom wydawał się wpadać już w jakąś furię, czego efekty bardzo szybko poczułam, gdy gwałtownie wydobył ze mnie sztylet. Sam chyba nie wiedział, co chce zrobić. – Może to na ciebie nie działa… Powiedz! Vico! Proszę! Nie możesz umrzeć! Słyszysz!? Błagam cię… – ponownie zaczął płakać jednocześnie próbując zatamować krwawienie. Teraz wolałabym umierać z dala od niego. Oszczędzić mu tego cierpienia… Tak bardzo mu na mnie zależy. Sam oddałby za mnie życie. Dlaczego nie powiedziałam mu, że go kocham?

– Tom… – wyszeptałam drżącym głosem. Z trudem go z siebie wydobywałam. Czułam, jak życie ze mnie po prostu ulatuje… – Ja umieram. Nie możesz mi pomóc… Proszę… – ostatkami sił złapałam go za rękę zmuszając, aby na mnie spojrzał. – Nie płacz… To jest nasze przeznaczenie.

– Pieprzę takie przeznaczenie! Kocham cię i nie chcę takiego przeznaczenia bez ciebie! Rozumiesz!? Nie umrzesz! Nie umrzesz do cholery! – wciąż krzyczał zupełnie nie mogąc zaakceptować tego, co się stało. Nie umiałam mu już pomóc. Nie mogłam uczynić tego wcześniej, a teraz konając tym bardziej… Mogłam mieć tylko nadzieję, że sobie poradzi. Że nie zniszczyłam mu zupełnie całego życia…

– Tom… Ja też cię kocham – musiałam mu to wyznać jeszcze póki mogłam w ogóle wydobyć z siebie głos. Chłopak po tych słowach uspokoił się znacznie przyglądając mi się dłuższą chwilę. Nie wiem o czym myślał, ale wydawał się być bardzo skupiony. W końcu otarł swoją twarz z łez i po raz kolejny tego dnia przyłożył swoją dłoń do mojej rany jednocześnie zamykając oczy. Nie miałam pojęcia co robi… Zaczęłam sobie to uświadamiać dopiero, gdy poczułam coś dziwnego. To uczucie, które miałam odkąd wbito mi sztylet, jakby zaczęło znikać. Moje serce znowu zaczynało bić w normalnym rytmie. Tylko jak to jest w ogóle możliwe! Po chwili miałam w sobie na tyle siły, aby otworzyć szeroko oczy i móc patrzeć na niego. Cały czas był w tej samej pozycji. Rzucał zaklęcie. Czułam to. I jednocześnie wiedziałam, że to jest niemożliwe. Wbrew naturze. Wbrew wszystkiemu… A jednak działo się. Wciąż żyłam. I nie mam pojęcia dlaczego to zadziałało. – Przestań, proszę! – zawołałam, gdy ujrzałam sączącą się z jego nosa krew. Zdałam sobie sprawę, jak potężna jest siła zaklęcia i jak wiele go to kosztuję. Nie chcę żyć, kosztem jego życia! To jest niedorzeczne! Nie zgadzam się! – Tom! Nie pozwalam ci, słyszysz!? Spójrz na mnie! – zaczęłam na niego krzyczeć jednocześnie próbując się podnieść. Chciałam powstrzymać go za wszelką cenę. Jeśli umrze przeze mnie i tak nie będę potrafiła dalej żyć. To wszystko nie ma najmniejszego sensu! – Tom! Przestań natychmiast! – znowu jestem tak cholernie bezsilna. Nie mam na niego najmniejszego wpływu. – Niszczysz wszystko… Oddałam za ciebie życie, a ty to niszczysz… – zaczęłam płakać z bezsilności. Serce mi pękało, gdy patrzyłam, jak traci swoje siły i zdrowie. W końcu wszystko ustało. Poczułam tylko, jak opada na mnie. Poderwałam się od razu sprawdzając, czy oddycha. Znowu miałam w sobie życie. Miałam siłę. – Tom… Tom… – szeptałam jego imię gładząc go po policzkach. Potrzebowałam, aby dał jakikolwiek znak życia. Nie mógł umrzeć. Nie mógł mnie uratować i opuścić… Nie po tym wszystkim.

– Na niebo i ziemię… Ogień i wodę… Jesteś moja, a ja twój. Niech nasze przeznaczenie się wypełni na wieki, wieków… – zaczął mruczeć pod nosem, a ja kompletnie nie wiedziałam o czym on mówi. Nie wiedziałam, czy mam się cieszyć, że w ogóle się odzywa, czy martwić, że pieprzy od rzeczy. Płakać, czy poddać się euforii… – Jak na pierwszy raz i bez przygotowania, nieźle mi to chyba wyszło, co? – uniósł powieki spoglądając na mnie swoimi czekoladowymi tęczówkami, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Ten niezwykły uśmiech. I już wiedziałam, że wszystko jest jak należy. Mój Tom… Jest ze mną. Dopiero teraz zaczęłam się śmiać rozumiejąc, co miał na myśli. To była wyjątkowa odmiana przedrzeźniania Mick’a. – Pasowałoby tam  jeszcze „Amen”, ale to już za bardzo religią zajeżdża. Nie chcę zostać posądzony o plagiatowanie…

– Jest idealnie – zapewniłam go czując, jak spod powiek znowu wypływają mi łzy. Tym razem były to łzy szczęścia. Nigdy w życiu nie byłam jeszcze tak szczęśliwa. Nie wierzę, że to wszystko się wydarzyło… Naprawdę nam się udało.

– Pasuje nawet na przysięgę małżeńską.

– Oświadczasz mi się?

– Ej, masz dopiero siedemnaście lat Kwiatuszku, nie pędź tak…

– Wiesz, że teraz możesz wszystko? Przed chwilą mnie uzdrowiłeś. Jesteś najprawdziwszym czarodziejem… Najsilniejszym.

– To chyba zaszczyt być z kimś takim, jak ja?

– I staniesz się teraz większym narcyzem, niż kiedykolwiek.

– Owszem. A ty i tak musisz być ze mną, bo tak chce przeznaczenie. Więc musisz akceptować wszystkie moje wady i zalety…

– Hm, myślę, że jakoś to zniosę – skwitowałam niewiele myśląc i pochyliłam się nad nim, aby w końcu złożyć pocałunek na jego ustach. Najprawdziwszy pocałunek. Nareszcie. Ten, który zapieczętuje w końcu nasze wyznania miłości.

To nareszcie koniec tej udręki. Nie musimy się już niczym martwić. Bo jesteśmy silniejsi od całego zła tego świata. I po tym wszystkim już nikt nie odważy nam się przeciwstawić. Przeznaczenie się wypełnia.

Koniec

Dziękuję.

*ask*facebook*twitter*

24. Sekundy…

Spokojny poranek tego dnia wydawał się być bardzo podejrzany. Pogoda za oknem była wręcz idealna. Nie za ciepło, nie za zimno. Lekki, przyjemny wiatr. Niebo bezchmurne. Nawet w telewizji nie było żadnych dramatycznych wiadomości. To wszystko zdawało się być jakieś nienormalne. A może to ja jestem już zbyt podejrzliwa? Obserwowałam to z wielkim niepokojem podczas gdy Tom jak gdyby nigdy nic smarował sobie kanapkę masłem orzechowym, a po chwili niemal całą wsadził ją do ust. Westchnęłam ciężko przeczuwając, że to właśnie dzisiaj będziemy musieli zagrać o własne życie. Albo zwyciężymy, albo polegniemy… I wtedy już nic nie będzie. Wszystko straci sens. Choć tak naprawdę już teraz go w ogóle nie ma! Bo skoro przeznaczenie ma tak silną moc, dlaczego tak wszystko skomplikowało? Jeśli Tom jest mi przeznaczony, a ja jemu… No do cholery! Dlatego mamy teraz zginąć? Bo głupie przeznaczanie postanowiło połączyć ze sobą śmiertelnika z czarodziejką…

Wydałam z siebie kolejne, żałosne westchnienie patrząc wciąż w okno. Zupełnie, jakby to miało mi w czymkolwiek pomóc. Niestety nie, Kavico. Nie znajdziesz odpowiedzi na swoje troski w otoczeniu przed domem…  Ani też w bezchmurnym niebie!

Może, gdybyśmy zrobili to, o czym mówiła stara czarownica nie byłoby żadnego problemu? Może wystarczyło iść po prostu do łóżka… Tak, na pewno! A miłość!? Przecież to najistotniejszy warunek, a nie tylko sam seks. Nie ma łatwo. Zawsze jest jakiś haczyk, co by nie było. A może Tom już mnie kocha? Spojrzałam w kierunku Gitarzysty, który zajadał właśnie kolejną kanapkę w ogóle nie przejmując się tym, że ma już całe usta w brązowej mazi. A czy ja w ogóle chcę, żeby ktoś taki mnie kochał? Westchnęłam kolejny raz odwracając od niego swój wzrok i ponownie wbijając go w szybę.

– Mam wrażenie, że za chwilę z głowy zacznie lecieć ci dym – niemal podskoczyłam, gdy dotarł do mnie nagle jego głos. Odwróciłam się w jego stronę marszcząc groźnie brwi.- Albo zmieciesz cały kurz w kuchni swoim wzdychaniem – dodał spoglądając na mnie w swój charakterystyczny sposób. – Przestaniesz się w końcu martwić? Ja w ogóle nie rozumiem o czym ty wciąż rozmyślasz. Przecież wszystko już jest ustalone.

– Brzmisz bardzo poważnie mówiąc to wszystko i będąc jednocześnie umazanym czekoladą – skwitowałam krzyżując ręce na klatce piersiowej. – Wiesz chciałabym mieć twój spokój… Ale jakoś nie umiem się pogodzić z tym, że prawdopodobnie to ostatni dzień naszego życia! Nie uważasz, że jesteśmy jeszcze za młodzi, aby umierać!? Że to wszystko dzieje się za szybko!? Dopiero co cię poznałam! Dopiero co dowiedziałam się kim tak naprawdę jesteś w moim życiu, ile w ogóle znaczysz! Ja jestem jeszcze dzieckiem! Nawet szkoły nie skończyłam! Nie miałam chłopaka! Nie mówiąc już o innych rzeczach… – dostałam jakiegoś słowotoku i pewnie wymieniłabym jeszcze milion rzeczy, gdyby nie nagły spokój, który mnie ogarnął. W ciągu sekundy poczułam niesamowitą ulgę, która nadeszła… No właśnie, skąd ona nadeszła!? Moje serce przestało bić, jak oszalałe i umysł stał się czysty. – Co zrobiłeś? – wbiłam oskarżycielskie spojrzenie w chłopaka. W końcu tylko on tu miał moc i mógł czynić cuda! Tom oblizał usta i zrobił kilka kroków w moim kierunku.

– Jeśli będziemy wpadać w panikę nie wyjdzie z tego nic dobrego – rzekł tonem znawcy. Co najmniej, jakby codziennie walczył z armią czarodziei! – Rozumiem, że się boisz…

– Jestem PRZERAŻONA, a ty to właśnie zatuszowałeś zaklęciem – oznajmiłam podkreślając niemal każde słowo.

– Jesteś najlepszą czarodziejką, stworzyłaś mnie właściwie. Od tej magicznej strony – zaczął ujmując moją twarz w swoje dłonie, a moje ciało przeszedł dreszcz, gdy tylko zetknęły się z moją skórą. – Teraz ja jestem najlepszy i nie pozwolę, aby coś nam się stało. Wrócimy stamtąd cali… Wiesz dlaczego? – zapytał podczas, gdy mi totalnie odjęło mowę. Patrzyłam w jego oczy jak zaczarowana. Emocje, jakie się teraz we mnie kotłowały były nie do ogarnięcia. Serce znowu było mi niemiłosiernie mocno i tym razem nie było spowodowane to strachem, ale czymś innym. Czymś znacznie głębszym. To było… Uczucie. Orientując się w końcu, że chłopak również wpatruje się we mnie z uwagą oczekując mojej odpowiedzi, pokiwałam szybko twierdząco głową. W tej chwili jedynie na tyle było mnie stać. – Przeznaczenie. Będziemy żyć, bo to jest zapisane w magicznych gwiazdach, na tym całym magicznym niebie.

Mam teraz ochotę wyznać mu miłość. Mimo wszystko nie odważyłabym się na ten krok. A on mi na to by nie pozwolił. Nie pozwolił, abym w ogóle mogła dojść do głosu. Zbliżył swoją twarz do mojej jeszcze bardziej. Czułam jego oddech na swoich ustach. Moje powieki automatycznie opadły, całe moje ciało przeczuwało, co już za chwilę się wydarzy. Pragnęłam tego w tej chwili, jak niczego innego. Nie chciałam się dłużej bronić. Czułam, że się rozpływam, gdy złapał mnie ręką w talii, a jego wargi przywarły do moich.

Nie zdążyliśmy się nawet na dobre nacieszyć tą chwilą. Tom nie zdążył złożyć porządnego pocałunku na moich ustach. W jednej sekundzie ogarnął nas przeraźliwy chaos. Poczułam chłód powietrza na plecach. Kiedy odsunęłam się od niego otwierając oczy, nie byliśmy już w jego domu. Otaczało nas pustkowie, które sprawiało wrażenie… Pola bitwy.

– Vico… – usłyszałam za sobą szept Toma, który zdawał się być lekko przerażony. Mam nadzieję, że jego pewność siebie wróci. I to szybko. Bo zdaje się, że skończył nam się czas.

– Śmiertelnik i czarodziejka, zupełnie jak w tanim romansidle – szyderczy głos dobiegł nas, nim zdążyłam odpowiedzieć cokolwiek Tomowi. Odwróciliśmy się i ujrzeliśmy zmierzającą w naszym kierunku Anastasis. – Biedna, mała Kavico, nie zdołała uratować swojego słodkiego przyjaciela. Nie będzie happy endu – jej kpiący uśmiech podnosił we mnie poziom adrenaliny dwa razy bardziej niż same słowa, jakie rzucała w naszym kierunku. Wiedziałam, że jej pojawienie się jest tylko zapowiedzią tego, co za chwilę się będzie działo. Jeśli nie oddam Toma po dobroci, będą chcieli wziąć go siłą. Są bezwzględni. Dlatego nie mogłam teraz myśleć o tej szmacie, która próbowała na każdym kroku mi dopiec. Marna imitacja czarodziejki! – Długo czekaliśmy, aż w końcu się zdradzicie. Spodziewałam się raczej, że znacznie wcześniej zechcesz skosztować ust tego kochasia.

– Przyszłaś urządzać sobie pogawędki? – rzuciłam poirytowana spoglądając na nią z mordem w oczach. Miałam tego dosyć. Chciałam, żeby to wszystko się już skończyło. Chcę wrócić do swojego pieprzonego, normalnego życia! – Skończmy to wreszcie! Na co czekacie! Gdzie jest reszta twojej zasranej ekipy! Wielcy czarodzieje, wyjdźcie! Zmierzcie się z najpotężniejszym! – zaczęłam krzyczeć w otaczającą mnie przestrzeń obracając się przy tym we wszystkie strony. Wiedziałam, że prowokuję. Robiłam to całkowicie świadomie. Tom patrzył na mnie wciąż z przerażeniem najprawdopodobniej nie rozumiejąc, dlaczego postępuję w taki sposób. Być może łudził się, że jest jakakolwiek szansa, iż rozwiążemy problem bez żadnej przemocy. Bzdury… To nie bajka.

– Masz jeszcze szansę skończyć tą całą farsę. Przypomnij sobie kim jesteś i komu jesteś poddana.

– Wiem kim jestem! Lepiej niż wam się wszystkim wydaje – warknęłam rozzłoszczona.- Skoro jesteście tak wierni swojemu prawu, to co z pieprzonym przeznaczeniem!? To już was nie obchodzi!?

– Biedne dziecko, dotknięte ręką przeznaczenia – odwróciłam się gwałtownie, słysząc za sobą męski głos należący do nikogo innego, jak Mick’a. Mogłam się tego spodziewać. Nieszczęścia chodzą parami. – Chyba powinniśmy jej współczuć An.

– Współczuję jej odkąd  tylko pojawiła się na tym świecie – odburknęła mu z przekąsem dziewczyna. – Tak jak sądziłam, jest zbyt głupia, aby podjąć mądrą decyzję.

– Niedobrze, niedobrze – zacmokał teatralnie, lustrując mnie przy tym uważnie swoim przenikliwym spojrzeniem. Obserwowałam ich dwójkę z niebywałą uwagę czując, że coś tu jest nie tak. Dlaczego pojawili się sami? Gdzie ich wsparcie? Naprawdę zamierzają pokonać Toma tylko we dwoje? – A tak w ciebie wierzyłem Kavico. Kiedyś myślałem nawet, że uda mi się do ciebie przymilić i może stworzylibyśmy sobie sympatyczny duecik.

– Zaczyna mnie już nudzić to wasze gadanie – rzucił w pewnym momencie Tom, zwracając tym na siebie uwagę nas wszystkich. – Jeśli macie potrzebę wyżycia się na kimś, to chyba ja jestem najodpowiedniejszą osobą. Z tego co wiem, to ja jestem waszym problemem.

– Naiwny – Anastasis parsknęła tylko, a jej oczy zabłyszczały niebezpiecznie. Wiedziałam co to oznacza. Zamierzała walczyć. Odruchowo chwyciłam Toma za przedramię ściskając go mocno. Serce waliło mi jak oszalałe. Chociaż nauczyłam go wszystkiego, czego tylko mogłam… Bałam się, tak cholernie się bałam. Co będzie jeśli się nie uda… Jeśli go stracę…? Łzy automatycznie napłynęły mi do oczu. Moja bezradność mnie dobijała. Nie mogłam w żaden sposób mu pomóc bez swojej mocy. Nie mogłam zrobić zupełnie nic… Mogłam tylko stać z boku i przyglądać się wszystkiemu. Modląc się w duchu…Czekałam jednak wciąż na najgorsze. Na pojawienie się czarodziei. Czy to możliwe, aby królowa wysłała tylko tych dwoje? Może nie wierzy w siłę, jaką kryje w sobie Tom.

– Spokojnie – chłopak szepnął w moim kierunku, po czym poczułam gwałtowny odrzut do tyłu i wylądowałam boleśnie tuż pod nogami Mick’a. Zszokowana spojrzałam na Toma, który stał teraz kilka metrów dalej. Był gotów do walki. Przeraziłam się, gdy do mojej głowy wpadła myśl, że być może widzę go po raz ostatni. Że moim ostatnim gestem w jego kierunku było złapanie jego ręki. A ostatnimi słowami… Jakie były moje ostatnie słowa? Jak mogę być spokojna!

Serce podeszło mi do gardła, gdy widziałam, jak Anastasis idzie w stronę Muzyka. To nie była pierwsza lepsza czarodziejka. Może nie najlepsza, ale najlepiej wyszkolona. Doświadczona. Sama zwątpiłam, czy zdoła ją pokonać ktoś rangi Toma. Zwykły śmiertelnik… Musi uważać, aby nie wbiła mu sztyletu. To jest najważniejsze. Oby o tym pamiętał… Oczywiście już na wstępie próbowała go po prostu zniszczyć, naiwnie sądząc, że nie będzie się potrafił obronić. Tom jednak szybko rozwiał jej naiwne złudzenia. Zrobił z nią to samo co ze mną przed kilkoma minutami. Gdy tylko próbowała rzucić się na niego, wykonał jeden ruch ręką odrzucając ją gwałtownie od siebie. Wtedy zaczęła się między nimi walka na zaklęcia. Anastasis za wszelką cenę próbowała go obezwładnić. Ku mojej uldze, kompletnie jej się to nie udawało. Tom radził sobie zaskakująco dobrze. Byłam z niego dumna, a uśmiech sam szerzył się na mojej twarzy. Podniosłam się w końcu z ziemi, aby móc obserwować to wszystko z nieco lepszej perspektywy. Chciałam mieć wszystko na oku. Zastanawiało mnie również, czemu Mick jeszcze nie dołączył. Podobnie jak ja, obserwował całą walkę z boku, a po jego twarzy błąkał się cały czas ironiczny uśmiech. Nie mogłam jednak skupiać na nim swojej uwagi, gdy ciągle bałam się o Toma. Wzdrygnęłam się, gdy kilka razy znalazł się na ziemi, a Anastasis zbliżyła się do niego niebezpiecznie. Udało mu się jednak z tego zawsze wybrnąć. Całe to zajście zdawało się przedłużać w nieskończoność. Napięcie we mnie rosło coraz bardziej, a Mick wydawał się niecierpliwić. W mojej głowie pojawił się plan, aby jakoś odciągnąć go od tego. Zlikwidować kolejnego przeciwnika… Tylko jak mam to zrobić bez swojej mocy? Mogłabym go po prostu… Zabić. Przeniosłam na niego swój wzrok. Patrzył cały czas w jednym kierunku nawet nie zwracając na mnie uwagi. Bez mocy, byłam dla nich nikim.  Sama miałam ochotę w tej chwili sobie coś zrobić. Przeklęta bezsilność! Z zamyślenia wyrwał mnie krzyk bólu. Od razu odwróciłam głowę w stronę pola walki i zobaczyłam Anastasis wijącą się na ziemi, niczym wąż. Już czułam napływającą euforię, gdy zdałam sobie sprawę, że Tom również jest poszkodowany. Natychmiast ruszyłam w jego kierunku chcąc sprawdzić jedynie, czy nie dźgnęła go sztyletem. Nogi uginały się pode mną.

– Tom! – zawołałam rzucając się na kolana tuż przy nim. Zaczęłam pospiesznie szukać sztyletu w jego ciele, ale nie było go. – Boże, nic ci nie jest?

– Nie – zamrugał powiekami, jakby chciał wyostrzyć swój wzrok. – Już jest w porządku – zapewnił mnie i zaczął się podnosić. Pomogłam mu w tym. Żałosne, że tylko tyle mogłam zrobić… – Nie powinno cię tu być. Odejdź – polecił stanowczo wyrywając swoją rękę z mojego uścisku. Nawet nie zauważyłam, kiedy znowu go chwyciłam. Spoglądałam na niego swoimi zrozpaczonymi oczyma. Jakbym właśnie w tym momencie traciła go na zawsze. To sprawiało niemiłosierny ból, który rozrywał mnie od środka. Miałam ochotę rozpłakać się jak małe dziecko. Przytulić do niego… Tak bardzo chciałam,  żeby wszystko było dobrze. Dlaczego ci wszyscy ludzie są przeciwko nam…?

– Dosyć tego! – ryk za moimi plecami wstrząsnął mną doszczętnie. Mick stracił cierpliwość. Gdy odwróciłam się w jego stronę, pędził niczym tornado wprost na Toma z wyciągniętą ręką, w której błyszczało ostrze sztyletu. Wiedziałam, że podchodząc do Gitarzysty i zajmując jego czas, zdekoncentrowałam go. Prawdopodobnie właśnie wszystko zniszczyłam. Odebrałam mu szansę na obronę. – Na jej wysokość królową Koralinę, w imię całej krainy magii, jako powołany do zadania strażnik, niszczę cię śmiertelniku i nic mnie nie cofnie przed dopełnieniem tej obietnicy!  – zagrzmiał, co w normalnej sytuacji, wywołałoby u mnie salwę śmiechu. Zawsze uważałam to za żałosne i śmieszne. Nie spodziewałam się jednak, że kiedykolwiek będę musiała zetknąć się z tym osobiście. – To koniec!

– Przepraszam – wyszeptałam patrząc na Toma ze łzami w oczach. Obydwoje wiedzieliśmy już, że przegraliśmy. Jeśli Tom użyłby w tym momencie swojej mocy, jej siła prawdopodobnie pokonałaby nie tylko Micka, ale także i mnie. Dlatego nie odważył się wykonać żadnego ruchu. Po prostu czekał na… Okrutną śmierć. To były sekundy. Sekundy, które zdawały się trwać wieczność…

Cdn.

*ask*facebook*twitter*

23. „Musimy być w tym razem…”

Podczas, gdy przygotowywaliśmy się wraz z Tomem na wszelkie zagrożenia, sprawy przybrały znacznie poważniejszego obrotu. Dostałam wiadomość od ojca, że praktycznie nie mamy już czasu. Odnaleźli nas i już tylko kwestią czasu było, to kiedy zaatakują. Musieliśmy więc naprawdę się teraz skoncentrować, aby sprawy nie wymknęły nam się spod kontroli. Nie spodziewałam się, że to wszystko potoczy się tak szybko. Przez to w jakim tempie musieliśmy pracować nad czarami Toma nie mieliśmy nawet czasu, aby poukładać jakoś swoje uczucia. Automatycznie emocje zostały odłożone na bok. W sumie nie wiem, czy to było dla nas dobre. Chyba nie do końca nam to odpowiadało… A przynajmniej mi. Zaczęło mi brakować tego przyjemnego napięcia między nami. Droczenia się ze sobą i innych gierek, jakie wcześniej wprowadzał w moje życie Tom. Choć nie mieliśmy dla siebie czasu prywatnie i tak moja głowa była zaprzątnięta myślami o nim. Wciąż pamiętałam, że jest mi przeznaczony… Jednak musieliśmy cały czas mieć głowę na karku i skupić się przede wszystkim na tym, aby wyjść cało z opresji.

– Vico, czy Bill będzie w ogóle bezpieczny jeśli oni się tu zjawią? – zapytał w pewnej chwili, co mnie w sumie zaskoczyło. Bo sama kompletnie o tym nie pomyślałam. Przecież Bill jest śmiertelnikiem, a Allelandra w ogóle nie ma prawa istnieć… Ona będzie kolejną osobą, która zostanie stracona przez czarodziei i to bez żadnego gadania.

– Nikt nie będzie bezpieczny Tom – westchnęłam cicho. Zaczyna mnie to wszystko przerażać. Bo, co jeśli nam się nie uda? Jeśli Tom sobie nie poradzi? Nie wyobrażam sobie tego. Wszyscy zginiemy… – Dobrze, że o tym wspomniałeś. Musimy gdzieś ukryć twojego brata i Allelandre. Czarodzieje jeszcze o nich nie wiedzą, więc nie będą ich szukać. Chodzi im tylko o nas.

– Ale gdzie ich ukryjemy?

– Nie mam pojęcia. Może poproszę o pomoc Nicka…

– Tego gburowatego chłopaka!? On chyba nie jest zbyt pozytywnie nastawiony do tego wszystkiego – obruszył się wyraźnie niezadowolony z mojego pomysłu. Jednak to było jedyne rozwiązanie jakie przychodziło mi do głowy na daną chwilę. I chyba nie było nic lepszego.

– To mój przyjaciel. Może nie jest zbyt zachwycony… Ale zawsze mogłam na niego liczyć i tym razem na pewno nie zawiedzie – zapewniłam go. Wiem, że obydwaj nie przypadli sobie zbytnio do gustu… Ale nic na to nie poradzę. Nick był naszą jedyną nadzieją, jeśli chcieliśmy chronić Billa i jego dziewczynę.

– Skoro  mu ufasz… Oby tylko nic się nie stało Billowi. Jeszcze tego mi brakowało, żeby mój brat był w niebezpieczeństwie… Chyba nie do końca dobrze to wszystko przemyśleliśmy Vico – spojrzał na mnie niepewnie.

– Wiem. Przepraszam, nie pomyślałam o tym w ogóle… To po prostu za szybko się dzieje. Ale zaraz… Tylko muszę się chwilę zastanowić – westchnęłam ciężko i usiadłam na łóżku chowając twarz w dłoniach. To wszystko zaczyna znowu mnie przerastać. To naprawdę już za wiele…

– Ej… Spokojnie – Tom usiadł obok mnie obejmując mnie ramieniem. – To nie twoja wina… Nie martw się, wszystko się jakoś ułoży. Damy sobie radę…

– Ja już nie mam siły… Ciągle coś się komplikuje.

– Wiem, ale poradzimy sobie z tym.

– Naprawdę w to wierzysz? Niedługo dopadnie nas banda czarodziei, którzy chcą nas zniszczyć. Będzie trzeba z nimi walczyć… I właściwie co nam to da? To będzie trwało wieczność… Już zawsze będziemy ich wrogami. Nigdy nam nie odpuszczą, nigdy…

– Wymyślimy coś. Na pewno jest jakieś rozwiązanie.

– Boję się, że się nie uda – powiedziałam cicho.

– Zrobię wszystko, co w mojej mocy… Obiecuję. Tylko nie możesz teraz wątpić… Bez ciebie nie dam rady. Musimy być w tym razem… – przytulił mnie do siebie czule. Czułam się znacznie spokojniejsza będąc w jego ramionach. Dawał mi tym niesamowite poczucie bezpieczeństwa. I jego słowa… Naprawdę było w nich tyle wiary i przekonania.

– Masz rację. To ja powinnam wspierać ciebie, a nie ty mnie – stwierdziłam odsuwając się od niego. – Musimy skontaktować się jakoś z Nickiem. Tylko to dopiero gdy już będziesz gotowy Tom. Bo wiesz, że jeśli użyjemy magii poza twoim domem, od razu nas dopadną.

M&L

 

– Chcecie powiedzieć, że jakaś grupa czarodziei może mnie zabić? I Ally również? – Bill spojrzał na nas lekko zszokowany. Musieliśmy mu o tym powiedzieć ze względu, na to, że będzie zmuszony ukrywać się przez jakiś czas. To nie było łatwe. Ja w ogóle podziwiam go za to, że tak to wszystko ogarnia i jeszcze nie zwariował.

– Tak. Mój przyjaciel was ochroni – potwierdziłam z pewnością w głosie.

– A… Czy jak oni was znajdą i będziecie walczyć tymi swoimi czarami… Czy nasz dom będzie zniszczony? – zapytał, co mnie trochę rozbawiło. Chyba jednak bardziej martwił go dom niż cała reszta.

– Nie, nie będziemy walczyć w waszym domu – uśmiechnęłam się do niego. – Myślę… Powinniście się już pożegnać – dodałam odczuwając nagły smutek. Chciałam wierzyć, że nam się uda… I wierzyłam, ale nie zmieniało to faktu, że się bałam. Że gdzieś w głębi mnie tliły się jakieś wątpliwości… Możemy tego nie przeżyć. Najgorsze, że Tom może tego nie przeżyć. A bez niego… To wszystko nie będzie miało już sensu. Moje życie nie będzie go miało. Wiem, że to egoistyczne! Jestem tylko jakąś przypadkową czarodziejką, która nagle stanęła na jego drodze i całkowicie zmieniła jego życie. Może je nawet zniszczyłam… On był szczęśliwy. A teraz musi walczyć o to, aby przeżyć… I jeszcze śmiem twierdzić, że to ja będę cierpieć, gdy mu się nie uda. A co ma powiedzieć jego brat? To on jest najbliższą mu osobą. Powinien walczyć dla niego…

– Hm, a jak długo to będzie trwało? – kolejne pytanie z ust chłopaka, który wyraźnie zaczął się już niepokoić.

– Trudno powiedzieć, zależy kiedy tu przybędą. Jak już będziemy walczyć, czas stanie w miejscu. Gdy wrócimy nic się nie zmieni… – wyjaśniłam ostatnie słowa wypowiadając bardzo niepewnie.

– Nie martw się brat, jestem wielkim czarodziejem i załatwię ich jednym machnięciem tego oto palca – oświadczył z entuzjazmem dotąd milczący Tom i zademonstrował bratu ruch palcem w powietrzu. Niegdyś, gdyby zrobił coś takiego, zapewne stałoby się wielkie nieszczęście. Jednak nie tym razem. Tom naprawdę świetnie sobie poradził z opanowaniem tej siły, jaką niesie za sobą magia. – Zobaczymy się szybko. Jeszcze będę na twoim ślubie z Allelandrą – dodał z szerokim uśmiechem. Zastanawiałam się na ile szczere są jego słowa… Czy naprawdę wierzył bardziej ode mnie?

– Oszalałeś? Nie ożenię się z nią – mruknął oburzony Wokalista. – Ona jest trochę, jak dziecko… Nie mogę ożenić się z dzieckiem.

– Ale nie wygląda, jak dziecko – stwierdził marszcząc brwi. – Bill, ona jest po prostu wyjątkowa. Specjalnie dla ciebie. Jedyny taki egzemplarz.

– Dziwny jesteś – podsumował spoglądając na niego w podejrzliwy sposób. – Ale trzymam cię za słowo, że wrócisz. Nie wiem, czy jestem do końca świadomy tego co ci grozi… I chyba nie chcę być. Chcę, żebyś wrócił cały i zdrowy… Wiesz, że nie możesz mnie opuścić – rzekł z bardzo poważną miną, a jego oczy były przepełnione strachem. Jak na nich patrzyłam miałam ochotę się rozpłakać i z każdą chwilą czułam się coraz bardziej temu winna.

– Wiem i nie zamierzam – zapewnił go z uśmiechem i podszedł do niego następnie przytulając go mocno. – Bądźcie grzeczni z Ally, żeby nikt was nie znalazł. Muszę mieć też do kogo wracać.

– O nas się nie martw. Uważajcie lepiej na siebie.

– Chcecie jeszcze pobyć ze sobą? – zaproponowałam zdając sobie sprawę, jak ciężko musi być im się rozstać.

– Nie, jesteśmy duzi Vico – Bill posłał mi swój uśmiech odsuwając się od brata. – Chodźmy już do Ally. Im szybciej stąd znikniemy, tym szybciej Tom będzie mógł poćwiczyć zabijanie.

Po tych słowach udaliśmy się na górę, gdzie przebywała Ally. Ona wiedziała znacznie mniej, ale to dla jej dobra. Stanęliśmy wszyscy na  środku pokoju. Bill z Alleandrą byli między mną, a Tomem, z którym trzymaliśmy się za ręce jednocześnie obejmując ich w ten sposób. Przymknęliśmy powieki wypowiadając w myślach zaklęcie i po chwili zostaliśmy zupełnie sami. Trwaliśmy w miejscu jeszcze przez jakiś czas nie puszczając swoich dłoni. To było dziwne uczucie, gdy nagle ich nie było. Tak, jakby powaga sytuacji dotarła do nas z podwojoną siłą. Wiedzieliśmy już, że walka się właśnie zaczęła.

– Czy ktoś kiedykolwiek przeżył? – Tom przerwał nagle ciszę patrząc na mnie swoimi ciemnymi, czekoladowymi oczami.

– Nie wiem – skłamałam z trudem wydobywając z siebie głos. Nikt nigdy nie przeżył wojny z królową. – Możemy być pierwsi…

Cdn.

*ask*facebook*twitter*

Obiecałam, że wrócę i dokończę.

Ka.

Odcinek 22. „Tak ci się tylko wydaje.”

-Ohh, nie chciałbym być na miejscu tego wazonu.- Rzekł z przerażeniem Czarnowłosy chłopak, który miał okazję właśnie obserwować magiczne poczynania swojego bliźniaka.- Albo raczej tych, którzy nieproszeni staną ci na drodze.- Poprawił się uświadamiając sobie, że sytuacja w jakiej się znajdują jest znacznie poważniejsza i nie chodzi to w najmniejszym stopniu o niszczenie jakichkolwiek przedmiotów. Tom ma o wiele poważniejsze zadanie. Właściwie musi podjąć odpowiedzialność za nas wszystkich. Tylko on jest w stanie nas ochronić przed niepożądaną magią ze strony innych czarodziei.

-Dobra! Nie możesz rozwalać, tylko unieszkodliwiać. A to jest znaczna różnica.- Oświadczyłam poważnym tonem powstając ze swojego miejsca.

-A jak mam niby unieszkodliwić, nieszkodliwy wazon?- Uśmiechnął się do mnie ironicznie.

-Nieszkodliwy?- Powtórzyłam unosząc brwi po czym gwałtownie machnęłam ręką w kierunku owego wazonu ożywiając go jednocześnie. Bill, aż odskoczył do tyłu z zaskoczenia.- Pospiesz się zanim ten nieszkodliwy wazon okaże się być szkodliwym.- Poleciłam odwzajemniając jego wcześniejszy, ironiczny gest. Chłopak odetchnął głęboko przypatrując się z uwagą swojemu wrogowi. Podstawową zasadą dobrego czarodzieja jest branie na poważnie każdego przeciwnika bez względu na to, jak on wygląda. Gitarzysta na szczęście nie miał z tym problemu. Bardzo podobało mi się jego podejście do nauki, słuchał mnie i doskonale wykonywał każde zadanie. To było niezwykle ważne i myślę, że dzięki temu stanie się naprawdę potężny. Nie minęła chwila, gdy wyrzeźbiony, kawałek porcelany począł skakać niemalże po całym pomieszczeniu w takim tempie, że z trudem udawało nam się za nim nadążyć wzrokiem. Tom nawet nie ruszył się z miejsca, widziałam tylko błądzący po jego twarzy cwany uśmiech… potem już tylko zobaczyłam, jak wazon zatrzymuje się w powietrzu nieruchomiejąc za sprawą zaklęcia jakie rzucił Tom.

-Przecież on nawet się nie ruszył!- Zawołał Bill.

-I nie musiał. Twój brat rzuca zaklęcia w myślach, więc lepiej uważaj.- Mruknęłam nieco złośliwie.

-Możemy na dzisiaj skończyć? Nie chce mi się już…- Westchnął starszy Kaulitz i opadł na jedno z krzeseł.- To strasznie męczące.

-Owszem. Magia zabiera wiele energii, dlatego czarodzieje muszą o siebie dbać.

-Hmm… tak sami o siebie?- Poruszył wymownie brwiami.

-Że niby, co masz na myśli?- Skrzyżowałam ręce na piersi wbijając w niego swoje zaintrygowane spojrzenie. To naprawdę ciekawe, co kłębi się w tej jego głowie.

-Oh… to ja już sobie idę na górę.- Bąknął pod nosem Bill i nie zwlekając wyszedł. Nie wiem, o co mu chodzi. Ale kto zrozumie facetów? Na pewno nie ja. Ignorując fakt, iż młodszy bliźniak pozostawił nas samych nadal wpatrywałam się wyczekująco w swojego ucznia.

-No bo, czy o silnych, niesamowitych, potężnych i do tego przystojnych czarodziei nie powinien ktoś dbać?- Wyszczerzył się ukazując swoje zęby, a ja parsknęłam śmiechem.

-Za dużo filmów, zdecydowanie za dużo mój drogi.- Pokręciłam z dezaprobatą głową. On naprawdę mnie zaskakuje swoim tokiem myślenia. Wiem, że to wszystko jest mało realne i w ogóle… można rzec, że magiczne wręcz, co w owej sytuacji jest dosłownością. Jednak nawet mimo tego, wyobraźnia potrafi go ponieść.

-Czarodzieje nie mają swoich… em… jakby tu je nazwać… służebnic, czy coś w tym rodzaju?- Zapytał wstając.

-Tom, błagam cię. – Przewróciłam oczyma opierając się o zimną ścianę piwnicy, w której się znajdowaliśmy. Uznaliśmy, że to będzie najlepsze miejsce na ćwiczenia zaklęć.

-Oh, tak… błagaj o litość!- Okrzyknął teatralnym głosem podchodząc do mnie.- Będę twoim panem!- Zamrugałam nienaturalnie powiekami patrząc na niego, jak na kosmitę. Do prawdy wyglądał wiarygodnie z tym swoim wyrazem twarzy i specyficzną barwą głosu, mógłby grać w najlepszych filmach. Dramatach rzekłabym nawet…

-Minąłeś się z powołaniem?- Zmarszczyłam czoło nie spuszczając z niego swojego wzroku.

-Dlaczego się mnie nie boisz?- Zmrużył powieki przyglądając mi się z bliska.- W ogóle kto powiedział, że ja żartuję, co? Mam przecież wielką moc, mogę wszystko!

-Owszem, gdy tobą steruję.- Odrzekłam z wręcz bezczelną pewnością siebie i towarzyszącym przy tym uśmiechem satysfakcji.

-Jesteś tego taka pewna?- Oparł się rękoma o ścianę jednocześnie zagradzając mi nimi drogę, po czym zetknął się swoim czołem z moim spoglądając mi głęboko w oczy, aż coś drgnęło w moim wnętrzu.- Tak się składa, że mam inną moc, którą nie ty sterujesz Kwiatuszku.

-Oh, tak…- Nie zdołałam dokończyć, gdy czułam, że nasze usta stykają się ze sobą… jednak to nie był pocałunek.

-Tak?- Powtórzył po mnie drażniąc jednocześnie moje wargi swoim gorącym oddechem.

-Tak…- Rozchyliłam lekko usta muskając jego. Niczego teraz tak nie pragnęłam, jak tego, aby go pocałować. Mimo tego nie zamierzałam robić nic podobnego. W tej chwili odezwała się moja duma, która kazała mi podjąć pewną grę. Ułożyłam dłonie na jego klatce piersiowej pozwalając mu poczuć się znacznie pewniej, widziałam, że chce tego samego co ja. Byłam okrutna dla samej siebie, że sobie tego odmawiałam…- Tak ci się tylko wydaje.- Wyszeptałam prosto w jego usta i odepchnęłam go lekko od siebie podczas, gdy ten zamierzał już na dobre złączyć nasze wargi. Serce waliło mi jak oszalałe z podniecenia, a on stał dwa kroki przede mną i gapił się w tej chwili na mnie, jakbym spadła z księżyca.- Chyba czas coś zjeść, mój drogi służko.- Mruknęłam wymijając go. Nie miał pojęcia, jak wiele kosztowało mnie to wszystko… ale chyba warto było, chociażby dla jego rozczarowanego wyrazu twarzy i tej satysfakcji, jaką poczułam. To prawda, że Tom posiada moc. I nie chodzi tu tylko o magię…

 

M&L

 

-Co robisz Ally?- Wokalista wszedł do kuchni, gdzie aktualnie przebywała brunetka zajmując się czymś dziwnym, jak na jego oko.

-Ugniatam ciasto, nie widać?- Mruknęła nie przerywając swojego zajęcia, była przy tym bardzo skupiona i przejęta, co dało wyczytać się z jej twarzy.

-I co zamierzasz z nim zrobić?- Zmarszczył brwi coraz bardziej utwierdzając się w przekonaniu, że nic dobrego nie wyjdzie z pomysłu dziewczyny. Nie wyglądało to bowiem jakkolwiek odpowiednio…

-Oh, no jak to co? Naleśniki! Przecież to jedno z twoich ulubionych dań.- Oświadczyła, co najmniej jakby to było oczywiste. W jej głosie można było nawet wyczuć nutę oburzenia, bo przecież, jak można nie wiedzieć, co ona zamierza zrobić z ciastem…

-Co za diabeł cię podkusił znowu…- Chłopak klepnął się z otwartej dłoni w czoło.

-Bill, dlaczego się maltretujesz? Chyba powinieneś iść do lekarza, dziwnie się zachowujesz.

-Ja?!- Zapiszczał patrząc na nią, jak na idiotkę.- To nie ja ugniatam ciasto na naleśniki kobieto!- Podszedł do niej i chwycił ją za nadgarstki powstrzymując od kolejnych ruchów.- Tak się nie robi naleśników, wiesz?- Zatrzepotał rzęsami starając się, aby jego głos zabrzmiał, jak najbardziej spokojnie.- Naprawdę nie musisz gotować.- Dodał ciągnąc zdezorientowaną dziewczynę w kierunku zlewu pod którym zaraz zaczął myć jej ręce.

-Ale czemu? Chciałam się na coś przydać no!

-Przydajesz się i bez gotowania, naprawdę.- Zapewnił ją przekonującym tonem.- Najlepiej nic nie rób, tylko sobie bądź. No siedź sobie i pachnij.

-Jak kwiatek?- Uniosła brwi nieco zdziwiona.

-Dokładnie tak. Jak kwiatek! Bądź kwiatkiem.- Skwitował uznając, to porównanie za nieszkodliwe. Bo w końcu, co może być szkodliwego w byciu kwiatem? Oczywiście metaforycznie…

-Dobrze. A postawisz mnie w swoim pokoju?- Zapytała uśmiechając się do niego słodko niczym mała dziewczynka.

-Ally…- Westchnął ciężko z rezygnacją.- Proszę cię… bądź chociaż trochę normalna.

-To znaczy jaka?

-Nie wiem no… jak Kavico na przykład. Albo nie… ona też nie jest normalna. Boże, wszyscy są nienormalni.- Pokręcił głową.- Więc… po prostu nie rób nic głupiego. Najlepiej nie rób zupełnie nic…

-Ale Bill… będzie mi się nudzić.- Stwierdziła niezadowolona.- Czemu po prostu nie znajdziesz mi jakiegoś zajęcia, które będę umiała robić?

-Bo to nie jest „po prostu” w twoim przypadku, Ally.

-Oh… ale czemu?

-Nie mam pojęcia.- Wzruszył bezradnie ramionami. Naprawdę nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. W ogóle nie rozumiał, dlaczego ta dziewczyna jest inna. Nie umiał wytłumaczyć tego samemu sobie, a co dopiero jej…

-I co teraz będzie?- Spytała wyraźnie się zasmucając.

-Nic nie będzie, co ma być? Trzeba z tym żyć.- Odparł czując jak mięknie mu serce na widok jej smutnych oczu.

-Zrymowało ci się…- Zauważyła, na co się roześmiał. Czasami naprawdę go zaskakiwała swoją błyskotliwością. Czuł, że jest w niej coś niezwykłego, tylko trzeba to jakoś wydobyć na zewnątrz…

 

Cdn.


Wbrew pozorom nadal tu jestem i nie zamierzam odchodzić 🙂


I MAM PROŚBĘ DO KAŻDEGO CZYTELNIKA BEZ WZGLĘDU NA TO, CZY KOMENTUJE, PROSZĘ ZOSTAWIĆ ADRES SWOJEGO OPOWIADANIA, JEŻELI OWE POSIADA.


 

Odcinek 21. ” Bo wszystko zależy od nas… i będzie tak, jak tego chcemy.”

Gdy skończyłam przygotowywać zaklęcie udzieliłam Tomowi wszelkich niezbędnych wskazówek. Starałam się, aby mnie rozumiał. Bardzo ważne było jego skupienie… nie mogliśmy dopuścić do żadnej pomyłki. Nie wiem, co by się wtedy wydarzyło… Liczyłam, że chłopak mnie nie zawiedzie.  W końcu nie jest głupi, wierzyłam w jego siłę umysłu. To on był naszą ostatnią deską ratunku. Bez swojej pełnej mocy, nie mogłabym nic zrobić… jestem teraz bezbronna, niemalże jak śmiertelnik.

-Pamiętaj, żeby wypowiedzieć zaklęcie w myślach i pod żadnym pozorem nie myśl o czymś innym.- Zastrzegłam poważnie. To nie była już zwykła zabawa z czarami, tylko poważne zaklęcie, które mogłoby nam zaszkodzić jeśli coś poszłoby nie tak, jak powinno. Obowiązkowo musieliśmy być sami, a wokół musiała panować idealna cisza. Nic nie miało prawa zakłócić mu myśli… Prawdziwemu czarodziejowi nie byłoby to potrzebne jednak Tom w dalszym ciągu jest człowiekiem. Różni się od nas.

-A jeśli coś zrobię źle?

-Nie możesz.- Rzekłam dobitnie. Nie brałam w ogóle takiej opcji pod uwagę. Wszystko musi się udać.- Poradzisz sobie, nie denerwuj się.- Złapałam jego dłoń chcąc dodać mu otuchy. Zdaję sobie sprawę, jaki to musi być dla niego stres.  To wszystko w ogóle jest dla niego czymś nowym… potrzebuje dużo wsparcia, także z mojej strony.

-W porządku, jestem gotowy. Zrobię to, dla nas.- Odetchnął głęboko i odsunął się ode mnie, jakby w obawie, że coś może mi zrobić wypowiadając zaklęcie. Nie odzywałam się już tylko stałam z boku starając się oddychać, jak najciszej potrafiłam. Bałam się, że każdy najdrobniejszy szmer mógłby mu przeszkodzić. Czekałam cierpliwie w milczeniu, aż Gitarzysta zacznie wypowiadać zaklęcie. Czarodzieje czują, gdy ktoś używa magii. Moje wyczucie jest nieco osłabione, jednak zaklęcie, które ma wypowiedzieć Tom jest tak silne, że muszę je poczuć. W pomieszczeniu zapadła grobowa cisza… przypatrywałam się mu przez długą chwilę, dopóki nie przymknął powiek. Wtedy odwróciłam wzrok nie chcąc go dekoncentrować swoim nachalnym spojrzeniem. I zaczęło się…

Gdy tylko wypowiedział całą formułkę otworzył szeroko oczy patrząc prosto na mnie, jakby czekając na jakąś reakcję, albo chociażby wydarzenie spowodowane rzuconym czarem. Zapewne spodziewał się, iż dom się zatrzęsie, lub coś podobnego. Jednak tak się nie stało, nie miało prawa się stać. Jesteśmy w świecie śmiertelników, którzy nie mogą dowiedzieć się o naszej obecności. Dlatego wszelkie zaklęcia nie ukazują fizycznie swojej siły.

-Nie patrz tak, już po wszystkim.- Uśmiechnęłam się do niego ciepło.

-Udało się?- Wykrztusił nadal się we mnie wpatrując swoim rozkojarzonym wzrokiem. Skinęłam twierdząco głową.- Naprawdę?

-Naprawdę.- Potwierdziłam z rozbawiona jego wyrazem twarzy i tym jego niedowierzaniem w to, co sam przed chwilą dokonał.

-To było straszne…- Wypuścił ze świstem powietrze chyba czując już ulgę.- Bałem się, że coś spieprzę.

-Trochę więcej wiary. Nie zapominaj, że jesteś jednym z najsilniejszych czarodziei…

-To ty powinnaś być najsilniejszą… odebrałem ci twoje przywileje.- Stwierdził spoglądając na mnie niepewnie.

-Nie ty, tylko przeznaczenie.- Odparłam. Wypowiadając ostatnie słowo czułam coś dziwnego w głębi. Bo to, tak wiele namieszało w moim życiu… w naszym.- Zresztą…jakoś nie potrafię żałować.- Dodałam unosząc na niego wzrok.

-Ale ja też nie żałuję.- Powiedział, to w taki sposób, jakby za wszelką cenę chciał mnie do tego przekonać. Nie miałam przecież podstaw, żeby mu nie wierzyć. To było miłe, tym bardziej, że darzę go wielkim uczuciem.

-Cieszę się. Sporo namieszałam ci w życiu…- Westchnęłam cicho.- Mam nadzieję, że uda mi się to naprawić chociaż tyle, ile się da.

-Vico… ja wcale nie mam ci tego za złe.- Podszedł do mnie i złapał moje dłonie.- I nie chce, żebyś cokolwiek naprawiała… ty też jesteś w niebezpieczeństwie. Przejdziemy przez to razem… sama mówiłaś, że to przeznaczenie. Nie ma w tym najmniejszej twojej winy…- Jego głos był taki kojący. Z każdym kolejnym słowem wypływającym z jego ust po moim sercu rozlewało się przyjemne ciepło… Przejdziemy przez to razem… Słowa są prawdziwą magią. Jego słowa…- Nie chcę, abyś się winiła za to wszystko. Ja już wszystko rozumiem, wiem jak jest… i powinienem być tobie wdzięczny. I oczywiście jestem. Nie dość, że oszczędziłaś mi życie pomimo tego, że byłoby ci łatwiej mnie zniszczyć, to jeszcze pokazałaś zupełnie inny świat. Pozwoliłaś mi cię poznać… zaznać, czegoś, co nigdy by mi się nawet nie śniło.- Kontynuował, a ja czułam w jego głosie tyle uczucia i pasji, że aż drżałam cała w środku. Rozczulał mnie z każdą chwilą coraz bardziej.

-Już wystarczy Tom…- Odezwałam się w końcu zapobiegając tym samym zapewne kolejnego potoku cudownych słów z jego strony. Co za dużo to niezdrowo… naprawdę się rozpłynę. Jestem przecież czarodziejką! Sama nie wiem, co może się ze mną stać… jestem nieprzewidywalna.

-Za dużo mówię?- Uśmiechnął się delikatnie.

-Nie…po prostu… Eh, sama nie wiem, jak ci to powiedzieć. Bo to takie miłe…- Wyznałam nie bardzo wiedząc, jak ubrać to co czułam w słowa, a chłopak zaśmiał się.

-Chciałem tylko, żebyś wiedziała, jak to wszystko postrzegam.

-Cieszę się, że tak jest. I mam nadzieję, że wszystko się ułoży…

-Na pewno. Musisz w to uwierzyć… Bo wszystko zależy od nas… i będzie tak, jak tego chcemy.- Nigdy nie znałam chyba nikogo bardziej przekonującego. Mówił do mnie i patrzył w moje oczy, a ja czułam, że właśnie tak będzie. Że jego słowa mają w sobie moc. I tu żadne czary nie mają znaczenia… I jeszcze do tego ciągle mówił z myślą o nas dwojgu. Nie o sobie, nie o mnie… tylko o nas.-Chodź…- Podał mi swoją dłoń, którą niepewnie pochwyciłam nie bardzo wiedząc, czego mam się spodziewać. A Gitarzysta przyciągnął mnie do siebie chowając w swoich silnych ramionach… Wtuliłam się w niego z ufnością i niebywałą przyjemnością…

 

M&L

 

-Tak właściwie to, co my mamy robić? Z tego, co się domyślam nie wolno nam wyjść z domu?- Czarnowłosy rozłożył się wygodnie na kanapie wlepiając we mnie swoje spojrzenie. Błyskotliwy z niego chłopak, naprawdę. Tylko, czy ja wyglądam na organizatorkę zajęć nie wykraczających poza granice domu?

-Przykro mi, ale musicie jakoś wytrzymać przez pewien czas. Tom będzie się uczył, a wy… bylebyście mu nie przeszkadzali.- Odparłam.

-To może wyczarujesz nam coś ciekawego, żebyśmy się nie nudzili?

-Bill, nie używa się magii do takich rzeczy.- Odezwał się Gitarzysta spoglądając na swojego brata z miną znawcy. Ciekawe… jeszcze całkiem niedawno sam posługiwał się czarami, aby na przykład zjawić się niespodziewanie w moim pokoju… ale widzę, że coś się zmieniło. Czyżby mój czarodziej dojrzał? Chyba mogę być z niego dumna…- Poza tym nie zapominaj, że to ja mam moc Vico.- Dodał nieco już przemądrzale. Jednocześnie przypomniał mi, że z każdym dniem słabnę…- I przestań tyle myśleć, myślisz, że nie mam co robić, tylko zawracać sobie głowę takimi głupotami?

-No, ale… ja nic przecież nie mówię.- Obruszył się chłopak nie wiedząc o co chodzi.

-Zapomniałem się pochwalić, że czytam w myślach…? Czasami.- Uśmiechnął się niewinnie, na co Bill poderwał się gwałtownie z miejsca stając na równe nogi.

-Ani mi się waż! No też coś! Zero prywatności!- Zaczął krzyczeć strasznie się przy tym denerwując. Doskonale go rozumiem… nikt by nie chciał być, aż tak obdzierany z prywatności.

-Tom nie będzie miał czasu czytać ci w myślach, nie martw się.- Pocieszyłam go rzucając przy tym znaczące spojrzenie Gitarzyście.-I w ogóle proponuję przez najbliższy czas trzymać się od niego z daleka… będzie uczył się zaklęć, a to mogłoby być dla was niebezpieczne, gdybyście zjawili się na przykład w nieodpowiednim momencie. Teraz przed nami bardzo trudny i ciężki okres. I coraz mniej czasu…- Oznajmiłam wypowiadając ostatnie słowa nieco ciszej. Choć Tom dzisiaj dodał mi wiele wiary nadal czuję się trochę niepewnie… nie wątpię, że chłopak sobie poradzi, ale świadomość, że nie mogę mieć nad niczym kontroli i słabnę jest dobijająca. Bo nie będę mogła już go wesprzeć magią… wszystko w jego rękach.

-Co się stanie, jeśli nie zdążycie?

-Stracę moc i zniszczą mnie.- Rzekłam bez wahania. To było pewne.

-Straszne rzeczy dzieją się w tym waszym magicznym świecie.- Stwierdził z przerażeniem w oczach.- A Tom?

-Jeśli będzie dobrym uczniem zdoła się obronić…

-To jego też będą atakować?!

-Oczywiście… jest śmiertelnikiem, nie ma prawa posiadać tak wielkiej mocy.

-W co ty się w ogóle wpakowałeś!- Wokalista spojrzał ze złością na brata.- Wiecznie mało ci wrażeń.

-To nie jego wina…- Wtrąciłam niepewnie. Nie chciałam, aby winił za cokolwiek Toma. Jeżeli ktoś miał ponieść za to wszystko odpowiedzialność, to tylko ja. – To ja zachowałam się nieodpowiedzialnie i przeze mnie Tom znalazł się w takiej sytuacji… ale możesz być pewny, że zrobię wszystko, aby nic mu się nie stało.- Zapewniłam patrząc mu prosto w oczy, wtedy on zamrugał powiekami marszcząc brwi.

-Ty… masz… chore oczy!- Wypalił wskazując na mnie palcem, jak mały chłopiec.

-Nie są chore Bill. Tylko wyjątkowe, zdradzają jej wszystkie uczucia i emocje.- Wyjaśnił zadowolony Gitarzysta, a ja zgromiłam go spojrzeniem.- O, na przykład teraz jest niezadowolona. Jej oczy to księga kolorów i każdy coś znaczy. Ale nie łatwo się tego nauczyć, a ty nawet nie próbuj.- Zastrzegł poważniejąc. I tak już wypaplał za dużo.

-Jakie to wszystko dziwne. A co jeśli… a jeśli wy byście mieli dzieci, to one też byłyby magiczne?- Zwrócił się do mnie zaciekawiony, a mnie zamurowało. Co to w ogóle za pytanie! Jakie dzieci… ja mam siedemnaście lat dopiero!

-Ehm… Bill myślę, że nie powinnam zbyt wiele ci o tym opowiadać.- Powiedziałam delikatnie nie chcąc w żadnym wypadku go urazić. Ale naprawdę, żeby za dużo nie wiedział… to dla jego dobra. I naszego w sumie też…

-Szkoda, bo to fascynujące.- Podsumował kiwając przy tym z uznaniem głową.-No nic… może kiedyś, jak już wejdziesz do naszej rodziny i poznamy się bliżej.- Dodał poruszając znacząco brwiami.- Pójdę do Allelandry zaczyna niepokoić mnie ten spokój… ta dziewczyna przecież nie umie w miejscu usiedzieć, więc co ona tam robi?- Mruknął zaniepokojony kierując się w stronę schodów, na których po chwili zniknął.

-A co by było, jakbyśmy mieli dzieci…?- Usłyszałam głos Toma, który nawet nie wiem kiedy znalazł się obok. Czy on używa magii do przemieszczania się?

-Tom to w ogóle o wiele bardziej skomplikowane… po co ci to wiedzieć?- Uniosłam na niego swoje spojrzenie i okazało się, że był bliżej niż sądziłam. Zdezorientowało mnie to strasznie machinalnie odwróciłam głowę.

-Bo skoro jesteśmy sobie przeznaczeni… to chyba kiedyś będziemy mieć dzieci?

-Skąd mam wiedzieć… nawet nie masz pewności, że będziemy razem.- Wzruszyłam ramionami czując, jak robi mi się coraz duszniej. Niechże on się odsunie!

-A skąd wiesz, że nie mam?- Przeszły mnie dreszcze, gdy poczułam jego oddech na swojej szyi. Automatycznie zamknęłam oczy czując przyjemne mrowienie w żołądku. Musnął moją skórę powodując gorącą falę wstrząsającą moim ciałem…- Mam czasem wrażenie, że mógłbym zrobić z tobą, co bym tylko chciał.- Szepnął wprost do mojego ucha… I nie miał pojęcia, jak bardzo prawdziwe jest to wrażenie. 


Cdn.


Ciekawe, czy ktoś tu jeszcze jest? xD


Odcinek 20.”Kavico i ja jesteśmy sobie przeznaczeni…”

Poczuł przyjemne mrowienie w żołądku, gdy jej piersi zetknęły się z jego torsem. Przylegała do niego całym swoim ciałem powodując, że tracił kontrolę. Sunął dłońmi po jej mokrych plecach, aż w końcu zjechał nimi na pośladki, które lekko ścisnął zaskakując tym dziewczynę. Uniosła na niego swoje niepewne spojrzenie. Czuła coś dziwnego w środku, czego nie potrafiła wytłumaczyć. Pierwszy raz zdarzyło jej się coś takiego… nie spodziewała się, że dotyk mężczyzny może sprawiać przyjemność. Czarnowłosy oddychał coraz ciężej nie wiedząc już, co właściwie robi. Walczył sam ze sobą… z jednej strony nie chciał posuwać się dalej, a z drugiej szalenie tego pragnął. Zdawał sobie sprawę, że ma do czynienia z niedoświadczoną kobietą i nie chciał w żadnym wypadku wyrządzić jej krzywdy przez swoje zachcianki. Ale przecież jej też może być dobrze…

Z każdą kolejną sekundą wzrastało w nim podniecenie i wiedział, że w końcu nie będzie w stanie tego przerwać. Spoglądał w jej oczy jakby chcąc znaleźć odpowiedzi na swoje dylematy, jednak bez rezultatu. Jedynie delikatny uśmiech na jej twarzy kusił go do czynienia kolejnych ruchów. Musnął więc jej wargi kilkakrotnie, aby po chwili wpić się w nie bez opamiętania. Nie sprzeciwiała się, a nawet odwzajemniała ten czyn. Teraz zawładnęło nim przekonanie, że obydwoje chcą tego samego.  Oderwał się od jej ust i powoli począł całować jej szyję dotykając przy tym nachalnie jej ciała… Brunetka automatycznie zamknęła oczy, a jej serce zaczęło bić znacznie mocniej. Nie była pewna co się dzieje, ale podobało jej się to i miała nadzieję, że będzie trwało jeszcze dłużej. Odchyliła lekko głowę wzdychając cicho. Chłopak uśmiechnął się do siebie i zjechał ustami na jej dekolt wprost nie mogąc się doczekać kiedy dotrze do jej piersi. Czuł jak jej ciało lekko drży, nie był w stanie jednak rozważać teraz, czy to podniecenie, zimno, a może strach…

Trzymał ją mocno w swoich ramionach sycąc się jej bliskością i nagością. Wiedział, że cała należy tylko do niego i jeśli by tylko zechciał mógłby zrobić z nią wszystko. I chyba to było najbardziej kuszące, a jednocześnie przerażające. Nie chciał myśleć, ale to wszystko samo pojawiało się w jego głowie. Z każdą kolejną chwilą było mu coraz trudniej… nie potrafił już się skupić wyłącznie na pieszczotach jakimi ją darzył. Zwyczajnie zaczęły nawiedzać go wyrzuty sumienia. Przecież ona jest tylko niewinną dziewczyną zakochaną w nim po uszy. Zrobiłaby dla niego wszystko… nic dziwnego, że pozwala mu czynić ze sobą takie rzeczy. Być może nie jest jej wcale źle, lecz mimo wszystko… na pewno nie tak powinno to wyglądać. Z pewnością nie w taki sposób sobie to wyobrażała. A chyba należy jej się odrobinę szczęścia i przede wszystkim szacunku. Nie może jej tak po prostu przelecieć w kabinie prysznicowej… gdzie w tym wszystkim romantyzm? Gdzie uczucie głębsze niż zwyczajne pożądanie?

Zacisnął mocno powieki i po chwili oderwał się od jej mokrej skóry unosząc swoje czekoladowe tęczówki na jej zdezorientowaną twarz. Była całkowicie zagubiona w tej sytuacji… w jej oczach widział strach, zawód i pragnienie na raz. Może ona też nie była pewna czego chce…

-Bill… czemu przestałeś?- Zapytała cicho, a on słysząc barwę jej głosu wiedział już, że dobrze postąpił.

-Nie powinniśmy brnąć w to dalej…

-Ale to było bardzo miłe… jeszcze nigdy tak się nie czułam, Billy.- Uśmiechnęła się do niego tak słodko, że mógłby się rozpłynąć. A jej oczy błyszczały jak dwie gwiazdki…

-Cieszę się… ale myślę, że na wszystko przyjdzie czas. Nie zawsze można poddać się chwili…- Wyjaśnił ze spokojem. Miał nadzieję, że go zrozumie. Naprawdę chciał jak najlepiej i kierował się tym razem wyłącznie sercem…

-A co by było gdybyśmy się poddali?

-Kiedyś zobaczysz.- Stwierdził także się uśmiechając. Był pewien, że w przyszłości nie jeden raz będą się kochać. Może nawet pod prysznicem… ale wtedy będzie inaczej. Tak jak być powinno.-A teraz może już stąd wyjdziemy?- Zaproponował unosząc brwi na co ona skinęła głową zgadzając się z nim. Nadal niewiele rozumiała, ale wszystko było w porządku. Czuła się bardzo dobrze, a nawet lepiej… wydawało jej się, że Bill teraz patrzy na nią w zupełnie inny sposób niż kilka godzin temu. Coś się zmieniło… coś ważnego.

Wokalista zakręcił wodę i wyszedł jako pierwszy, aby zaraz pomóc to samo uczynić Allelandrze dbając o to, żeby się nie pośliznęła. Gdy już stała bezpieczna na zimnych kafelkach sięgnął po ręczniki. Jednym z nich owinął się w pasie, a drugim począł wycierać włosy stojącej przed nim dziewczyny. Był przy tym bardzo delikatny i skupiony…

Brunetka nie miała zamiaru nawet mu przeszkadzać, przyglądała się jego poczynaniom uśmiechając się przy tym. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo było jej gorąco, gdy stał tak blisko i ją dotykał. Szczególnie, gdy przeniósł materiał na jej ramiona, plecy, a potem sunął nim po klatce piersiowej i brzuchu… Jednak nie odważył się zejść niżej, a nawet zmieszał się, gdy miał dotrzeć do jej najintymniejszych miejsc. Wyprostował się od razu i rozkładając ręcznik zakrył nim jej piersi owijając dookoła ciała.

-Czasem jesteś dziwny…- Odezwała się widząc, że już skończył.-Ale to nic… na wszystko przyjdzie czas.- Cmoknęła go krótko w usta i wyszła z łazienki pozostawiając go lekko zaskoczonego…

 

M&L

 

Do domu Toma weszliśmy przez drzwi chcąc zachować pozory. To było właściwie bezsensu ponieważ jego brat i tak będzie musiał dowiedzieć się prawdy. Jednak po co szokować tak od razu? Czułam się jakoś niepewnie… w sumie ciągle myślałam o Tomie i moich uczuciach do niego. Bo nie da się ukryć, że je posiadam. I są one dość silne… lecz teraz ogarnia mnie strach, że nigdy nie zostaną odwzajemnione i nasze przeznaczenie się nie wypełni… Zresztą pieprzyć przeznaczenie. Co z moim sercem?! Przecież to ono odgrywa  w tym wszystkim największą rolę…

-Tom!- Usłyszeliśmy nagle dziewczęcy pisk zbiegającej po schodach Allelandry, która od razu rzuciła się Muzykowi na szyję. Była w samym ręczniku! I w ogóle, co to za nagły przypływ czułości z jej strony?- Nareszcie jesteś. Martwiliśmy się z Billem o ciebie, w ogóle się nie odzywałeś. Mówiłam mu, że na pewno nic ci nie jest… no, ale sama nie mogłam mieć też pewności. Cieszę się, że wróciłeś! Brakowało nam ciebie…- Zaczęła paplać jak nakręcona, chyba mnie nie zauważyła. W każdym razie poczułam się zignorowana…

-Ja też się cieszę…- Mruknął z trudem wydostając się z jej uścisku.- A gdzie Bill?

-W łazience jeszcze… ale zaraz wyjdzie. Będzie prze szczęśliwy!

-O niej też mam mu powiedzieć?- Zwrócił się do mnie, a ja zaprzeczyłam kręcąc głową. Chyba nie musi wiedzieć wszystkiego… Poza tym nie wiadomo jak mógłby zareagować. Może właśnie układa sobie życie z tą dziewczyną, a ta informacja mogłaby mu nieźle namieszać.

-Co o mnie?- Wtrąciła się zainteresowana brunetka. Może ona jednak jest choć trochę normalna? Są chwile, w których sprawia właśnie takie wrażenie.

-Nic. Jak twoje zadanie?- Zbył ją zadając swoje pytanie, które nieco mnie zaskoczyło. Czy ja trafiłam na odpowiedniego mężczyznę? To dobrze, że chce szczęścia dla brata… jednak, jakim kosztem?

-Zadanie?- Wydawała się być zdziwiona, jakby nie miała o niczym pojęcia. Możliwe, że zapomniała o co w tym wszystkim chodzi? A jeśli ona jest prawdziwa…? Przecież wszystko jest możliwe.

-Miałaś przecież sprawić, aby mój brat się w tobie zakochał i był szczęśliwy.

-Ah… ale to było zadanie?

-Możesz to nazywać, jak chcesz. To bez znaczenia… Chcę tylko wiedzieć, na jakim jesteś etapie?

-Etapie?- Powtarzała po nim, jak głupia. Może udawała, albo naprawdę nie do końca była wszystkiego świadoma. Odniosłam nawet wrażenie, że zaczynała rozumieć więcej, niż nam się do tej pory wydawało. Może zmieniło się w niej coś, w czasie, gdy nas nie było. Zauważyłam, że Tom zaczyna się już denerwować.

-Tom chciał wiedzieć, czy Bill już cię polubił…- Postanowiłam wspomóc Gitarzystę i jednocześnie zdezorientowaną Allelandrę.

-No… myślę, że zawsze mnie lubił. A teraz może nawet jeszcze bardziej?- Uśmiechnęła się jakby rozmarzona. Przysięgam, że wyglądała na szczęśliwą. To wszystko zaczyna być coraz dziwniejsze…

-Świetnie. Ale musisz jeszcze trochę popracować, żeby zrodziło się w końcu z tego coś więcej…- Skwitował, a ja chwyciłam go znienacka za ramię odciągając na bok. Zirytował mnie i to bardzo.- Co robisz?

-Musisz być taki bezpośredni?- Uniosłam na niego swoje tęczówki, które z pewnością już dawno zmieniły swoją barwę.- Traktujesz ją jak przedmiot!- Wytknęłam ze złością. Naprawdę zaczynam się już gubić. Wydaje mi się, że jeszcze niedawno był innym człowiekiem… co się do cholery zmieniło? Może już mu kompletnie odbiło po tym, jak uzyskał znacznie więcej informacji.- To, że ją stworzyłeś wcale nie znaczy, że jesteś Bogiem. Może na początku właśnie tak cię traktowała, ale zostawiłeś ją, więc zdążyła się przez ten czas usamodzielnić, co wyszło jej na dobre. I to nie jest już robot, którym możesz ot tak dyrygować… pomyśl trochę o jej uczuciach, a przede wszystkim uczuciach swojego brata. Jak on by zareagował, jakby się dowiedział o wszystkim?- Wyrecytowałam z przejęciem, a on wpatrywał się we mnie jak zaczarowany. Moja złość zdążyła zelżeć podczas tej przemowy jednak serce dopiero zaczynało powoli wracać do swojego naturalnego trybu pracy. Za dużo stresu… zdecydowanie.

-Przepraszam, nie wiem co mnie napadło.- Odezwał się po krótkiej chwili ze skruszonym wyrazem twarzy. Muszę przyznać, że mnie tym rozczulił i momentalnie o wszystkim zapomniałam… Westchnęłam cicho zrezygnowana i spuściłam wzrok. Kocham go…i nawet nie wiem, kiedy to się stało.- Twoje oczy miały przed chwilą chyba wszystkie kolory tęczy.- Dodał, a ja uśmiechnęłam się mimowolnie i ponownie uniosłam na niego swoje spojrzenie. Cały Tom… chyba nigdy nie przestanie się fascynować moimi tęczówkami.

-Twoje też zmieniają czasem kolor. Jak się złościsz, stają się znacznie ciemniejsze, a gdy jesteś szczęśliwy promienieją ciepłym blaskiem…- Podzieliłam się z nim swoimi spostrzeżeniami, na co uśmiechnął się ślicznie. To powinno być karalne… nogi mi się uginają.

-I tak żadne nie mogą konkurować z twoimi.

-Bo nie ma drugiej takiej czarodziejki, jak ja.- Wzruszyłam niewinnie ramionami.- Dobra, miło jest… ale nie możemy tracić czasu.- Zeszłam na ziemię przypominając sobie o zaistniałej sytuacji. Na przyjemności przyjdzie jeszcze czas… mam nadzieję przynajmniej, że tak będzie. Tylko, czy ja też będę musiała starać się, jak Allelandra, aby Tom mnie pokochał…? To przytłaczające…

-Jasne… więc co robimy?

-Najpierw Bill, a potem zaklęcie.- Zarządziłam zdecydowanym tonem. Na razie to ja muszę mieć nad wszystkim kontrolę, Tom musi się wiele jeszcze nauczyć.

 

M&L

 

-No chyba nie?- Czarnowłosy chłopak spojrzał na nas, jak na parę czubków. Właściwie czasem się tak czuję… no, ale nie zmienia to faktu, iż naprawdę jestem czarodziejką, a Tom ma większość mojej mocy. To takie niewiarygodne… a jednak.- Cieszę się, że Tom znalazł fajną dziewczynę… w końcu się ustatkuje przynajmniej bo w jego życiu wciąż panował chaos, ale weźcie nie wciskajcie mi bajek.- Dodał w dalszym ciągu nam nie wierząc.

-Bill… też na początku trudno było mi uwierzyć w to wszystko, ale Vico naprawdę potrafi czarować. I ja też! Pokazałbym ci, ale boję się, że coś mi nie wyjdzie… może lepiej ty mu pokaż?- Tom skierował na mnie swoje czekoladowe spojrzenie, a ja skinęłam głową przystając na te propozycję.

-Ale to nie będzie nic wielkiego, bo moja moc słabnie z dnia na dzień.- Uprzedziłam i uniosłam lekko wskazujący palec kierując go na rozrzucone czasopisma leżące na stole, które za moją sprawą ułożyły się jedno na drugim. Uśmiechnęłam się zadowolona z efektu, a Bill nagle poderwał się gwałtownie z miejsca patrząc na mnie z przerażeniem. Allelandra zachichotała pod nosem dzięki czemu chłopak już nie wpatrywał się we mnie, ale w nią.

-Ty wiedziałaś?!

-No…- Spoważniała zauważając, że Wokalista jest wyraźnie niezadowolony.

-Ale nie mogła ci powiedzieć.- Wtrąciłam chcąc ją jakoś wybronić.- Zresztą to bez znaczenia. Jesteśmy w niebezpieczeństwie i musimy się tu schronić, a twój brat musi wykonać ważne zaklęcie.

-On naprawdę umie…?

-Oczywiście. I ma większe możliwości ode mnie.- Stwierdziłam z przekonaniem.- Tylko musi się troszkę nauczyć z nich odpowiednio korzystać. To ja pójdę przygotować zaklęcie, chodź ze mną Aly.- Wstałam chcąc pozostawić ich na chwilę samych, czułam, że tego potrzebują. Poza tym naprawdę musiałam przygotować zaklęcie dla Toma… Brunetka oczywiście posłusznie udała się za mną zaintrygowana…

 

-Tom, to jest nienormalne.- Wokalista pokręcił z niedowierzaniem głową. To wszystko wydawało się takie nierealne, jak sen. Myślał, że już nic nie przytrafi mu się dziwniejszego od Allelandry… a jednak.

-Oj wiem… jeszcze i tak nie wiesz najważniejszego.- Stwierdził, na co ten uniósł brwi nie wiedząc już czego może się spodziewać. – Kavico i ja jesteśmy sobie przeznaczeni…

-Zakochałeś się w czarodziejce?!- Przerwał mu niemalże krzycząc.- Zaczarowała ci serce?!

-Nie, no weź się uspokój.- Skarcił go spojrzeniem.- Po prostu chodzi o to, że to wszystko nie wydarzyło się przypadkiem. Bo ja i ona… według przeznaczenia powinniśmy być razem już na zawsze.- Wyjaśnił spokojnie, choć ten spokój nie bardzo odpowiadał ostatnim wydarzeniom.

-Jak to? Że niby wiecie o tym?

-Tak. W magicznym świecie wszystko wygląda inaczej… jest naprawdę magicznie.  A ona to już w ogóle jest niesamowita. Tylko, że ja chyba wolałbym żyć nieświadomie… wiesz zakochać się jeśli jest to nam pisane, ale nie wiedząc, że to jest z góry założone…teraz boję się, że moje uczucie będzie nieprawdziwe… takie złudne.- Wyznał szczerze. Komu innemu miałby o tym powiedzieć, jak nie własnemu bratu. To w nim miał zawsze oparcie… i teraz także tego potrzebuje. Niby radzi sobie z tą sytuacją, ale i tak nie jest mu łatwo.- Powiedziałem jej, że nie jestem gotowy na coś tak poważnego…

-Przecież nie skłamałeś. I w sumie ci się nie dziwię… też nie chciałbym, aby ktoś właściwie nakazał mi być z jakąś dziewczyną, bo sobie tak wymyślił.- Rzekł ze zrozumieniem, a Tom poczuł coś dziwnego w środku. Coś, jakby wyrzuty sumienia… więc jednak postąpił źle?- No, ale ona ci się podoba?

-No to chyba widać…? Ale nie tylko zewnętrznie. Spędziłem z nią dużo czasu, jest cudowna. Nawet się całowaliśmy, a to już w ogóle był totalny odjazd! Nie wyobrażasz sobie co się działo…- Powiedział podekscytowany. Na samo wspomnienie tej chwili czuł mrowienie w żołądku. Powtórzyłby to jeszcze nie jeden raz…gdyby tylko ona zechciała. Teraz jednak miał wątpliwości, czy w ogóle pozwoli mu się do siebie zbliżyć po tym, co jej powiedział. Ale przecież był z nią szczery… nie chciał jej urazić. Po prostu gubi się w tym wszystkim, co chyba jest normalne…

-To może mi wszystko opowiesz?

-Ale nie teraz… ściga mnie banda czarodziei, którzy chcą mnie zniszczyć.- Przypomniał podnosząc się jednocześnie z miejsca.- Pogadamy, jak Vico stwierdzi, że jesteśmy bezpieczni.- Uśmiechnął się do niego przyjaźnie, a on potrafił dostrzec w tym geście o wiele więcej. Na przykład, to że jego bliźniak mimo wszystko jest szczęśliwy…- Aha.- Zatrzymał się jeszcze odwracając w jego stronę.- Nikomu ani słowa. Nie możesz się w żadnym wypadku wygadać.- Zastrzegł z poważną miną, na co ten przytaknął mu bez wahania.

 

Cdn.

 

A kuku? ;D


Odcinek 19.” Chcesz… żebym była tylko twoja?”

Moje serce biło tak mocno, że miałam wrażenie, jakby chciało wyskoczyć z piersi. I dlaczego? Nie wiem… ale mam ochotę zacząć się śmiać. Tak po prostu. Może jestem szczęśliwa? Czy to jest właśnie to uczucie? Szczęście? Jeśli tak… niech towarzyszy mi już zawsze. Całą wieczność. Tylko, czy ja zdaję sobie w ogóle sprawę z tego, że to uczucie jest powiązane z mężczyzną? Mężczyzną, który teraz patrzy prosto w moje oczy z niepokojem wymalowanym na swojej pięknej twarzy. Z pewnością go zaskoczyłam… ale co z tego? Sama jestem w szoku. Być może właśnie tak ma być.

-Naprawdę mogę?- Usłyszałam jego cichy i niepewny głos. W tej chwili poczułam, że mam do czynienia z kimś niesamowitym. Z chłopakiem jakiego jeszcze nie było dane mi nigdy znać w swoim życiu. Kogoś kto liczy się z moim zdaniem, z moimi uczuciami. To wspaniałe móc sobie z tego zdać sprawę. Tak bardzo się cieszę, że on jest taki… taki jaki jest, a nie inny.

Skinęłam głową dając mu tym samym zgodę. I jeszcze zanim zbliżył się do mnie miałam już pewność, że moje przypuszczenia były słuszne. To przeznaczenie. Najpiękniejsze przeznaczenie, które nie śniło się największym czarodziejką. Coś niesamowitego, co zdarza się tak rzadko przytrafiło się właśnie mi… nam. I najważniejsze… najcudowniejsze… że tego chcemy. Pragniemy się do tego ustosunkować. Chcemy je przyjąć i czerpać z niego jak najwięcej. Nasze serca są na to gotowe… nasze umysły.

Odpłynęłam po chwili czując miękkie usta należące do chłopaka, które delikatnie musnęły moje. Tak jak sądziłam nic się nie wydarzyło… nic poza tym, że znowu unieśliśmy się ponad ziemię, dosłownie. Tom chyba w ogóle się tym nie przejął. Objął mnie rękoma w talii i przedłużył pocałunek będąc przy tym nieco bardziej zachłannym niż na początku. Sama nie byłam dłużna i odwzajemniałam to z takim samym zaangażowaniem. Nie będę ukrywała, że także o niczym innym nie marzyłam od wczorajszego wieczoru. Niedługo wirowaliśmy w powietrzu, gdyż zaraz znaleźliśmy się na twardym gruncie i już nie działo się nic więcej. Nic poza tym, że trwaliśmy w boskim, namiętnym pocałunku. Nie jestem w stanie opisać uczucia, jakie mi towarzyszyło, gdy jego język tak przyjemnie współgrał z moim. A kolczyk, który miał w wardze tak cudownie ocierał się o moje usta pobudzając tym wszystkie zmysły. Nie mam pojęcia, czy jemu jest tak samo dobrze jak mi… ale mam nadzieję, że się nie zawiódł.

Niestety musieliśmy w końcu oderwać się od siebie czując, że potrzebujemy powietrza. Jeszcze tego by brakowało, abym zaczęła się dusić podczas tak wspaniałej chwili. Jednak Tom wcale nie odsunął się ode mnie na dużą odległość. Cały czas był blisko i cały czas wpatrywał się w moje oczy powodując tym samym masę dreszczy na moim ciele. Oddychaliśmy ciężko patrząc na siebie z delikatnymi uśmiechami na twarzy, które pojawiły się same z siebie. Chłopak oparł swoje czoło o moje ocierając się nosem o moją skórę. Zaśmiałam się cicho uważając ten gest za słodki i ponownie zapragnęłam jego ust, lecz jak tylko chciałam się do niego zbliżyć drzwi naszej komnaty otworzyły się z rozmachem przez co odsunęliśmy się znacznie od siebie, a moje serce zabiło tym razem mocniej ze strachu, a nie podniecenia…

-No proszę, czyżbyśmy przeszkodzili?- Od razu rozpoznałam ten głos. Podniosłam się szybko stając na równe nogi i z odwagą spojrzałam w stronę stojących przed nami czarodziei.- Królowa już wie o wszystkim. Ładnie tak oszukiwać waszą wysokość?

-Ja to wszystko wyjaśnię.- Zapewniłam unosząc wzrok na samą królową, która była wyraźnie niezadowolona.

-Tu nie ma co wyjaśniać Kavico. Sprowadziłaś do naszego świata śmiertelnika!- Rzekła stanowczo.

-Ale on posiada moc!- Chciałam jakoś zwinnie wybrnąć z tej nieprzyjemnej sytuacji. Wiedziałam, że nigdy nie może wszystko pójść całkiem dobrze. Mogłam się też domyślić, że Anastasis i Mick prędzej czy później nas odnajdą, aby dokończyć swoje zadanie.

-I nie ma prawa jej posiadać! Masz obowiązek go zniszczyć, znasz zasady.

-Nie zrobię tego.- Niemalże warknęłam nie zważając już na to do kogo mówię. Miałam w tej chwili gdzieś, że to królowa. Już było mi wszystko jedno. Dlaczego każdy mi mówi co mam robić?! I czemu tak bardzo zależy im na jego śmierci…

-Sprzeciwiasz się królowej?- Prychnęła dziewczyna patrząc na mnie wyzywająco, co zignorowałam. Tom w tym czasie zdążył stanąć obok mnie i również bez skrępowania lustrował wzrokiem całą trójkę.

Tak i każdej kolejnej osobie, która nakaże mi go zniszczyć.- Zastrzegłam, co zapewne wprawiło ich w niemałe zaskoczenie. Nadszedł czas, aby się zbuntować.- I nie radzę się zbliżać bo mam silniejszą broń.- Zagroziłam widząc jak Mick zamierza uczynić krok w naszym kierunku. Nie ze mną takie numery. Od razu się cofnął spoglądając niepewnie na Toma. To właśnie on był moją bronią, choć pewnie nie miał tej świadomości. Uśmiechnęłam się triumfalnie i chwyciłam mojego towarzysza za rękę mocno ją ściskając. Nie potrafiłam nas przenieść w inne miejsce, ale on umiał. I nie musiałam długo czekać, żeby się domyślił o co chodzi. Minęło zaledwie kilka sekund, jak zniknęliśmy z pałacu i zarazem całego magicznego świata. Wróciliśmy na ziemię.


M&L


-Kavico! Nareszcie! Dziecko gdzieś ty była! Jak mogłaś tak zniknąć bez słowa?!- Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za ramiona i przyciąga do siebie mocno ściskając. Tym kimś był mój ojciec.

-To wyszło przypadkiem…- Mruknęłam uwalniając się z jego objęć.- Mamy kłopoty, tato.- Dodałam od razu przechodząc do sedna sprawy. W końcu czas odgrywa tu dużą rolę.- W każdej chwili może się tutaj zjawić królowa… nie podoba jej się, że chcę oszczędzić życie Toma.

-A skąd ona o tym wie?- Spojrzał na mnie surowo.- Kavico… ja jestem w stanie uszanować twoją decyzję, ale chyba powinnaś być ostrożna i nie trzeba ci o tym mówić.

-Bo to wszystko tak się pomieszało! Mamy coraz mniej czasu, a nie mamy już żadnego rozwiązania…- Jęknęłam żałośnie. Znowu nie wiedziałam, co mamy robić. Wszystko nagle się skomplikowało… i raczej pomoc napotkanej starej czarodziejki na nic nam się już nie zda. Nie zdobędziemy składników… A teraz w ogóle mam wątpliwości, co do tego, że ona zna zaklęcie, które przywróciłoby wszystko do normy. Może to ona stoi za przeznaczeniem?

-Spokojnie, zawsze jest jakieś wyjście.- Położył mi pocieszająco rękę na ramieniu.- Postaram ci się jakoś pomóc…

-I jest jeszcze coś…- Westchnęłam przypominając sobie o ostatnich wydarzeniach. Wydarzeniach, które wiele dla mnie znaczyły i były ważne.- Gdy nas nie było… gdy byliśmy razem odkryłam coś…- Uniosłam swój niepewny wzrok na tatę. Nie wiedziałam jak mam mu to powiedzieć. Sama jeszcze byłam w szoku, że w ogóle coś takiego miało miejsce. To nie jest byle co. Coś takiego ma wielką moc i siłę.- Pamiętasz, jak mówiłeś o przeznaczeniu?

-Tak. Ale… Nie?- Przełknął ślinę przenosząc swój wzrok za moją postać, gdzie cały czas stał Tom. Był chyba nieco zagubiony i niepewny, ale to nic dziwnego.- Chcesz powiedzieć, że wy…

-Na to wygląda…

-Jakim cudem…- Pokręcił z niedowierzaniem głową. Mnie też nie było łatwo w to wierzyć… ale przecież to prawda. Nie można zaprzeczyć faktom.- Przecież to poważna sprawa!

-Wiem…

-Ale on jest śmiertelnikiem…

-Wiem…

-Ale tak nie wolno…

-Wiem kurwa!- Warknęłam zadziwiając wszystkich obecnych i jednocześnie samą siebie. Cholera, jak ja już mam wszystkiego dosyć. Czego oni ode mnie chcą?! Przecież ja wszystko wiem. Nie od dzisiaj jestem czarodziejką… może jestem młoda, ale nie głupia. Zresztą, mogłam się spodziewać, że mój ojciec zacznie panikować… W końcu przeznaczenie to nie takie byle co. Jak sobie przypomnę jego opowieści, to aż przechodzą mnie dreszcze, gdy pomyślę, że sama tego doświadczam.

-Ale ja nic nie wiem.- Odezwał się niepewnie Tom zwracając tym samym na siebie naszą uwagę. Jednak mój ojciec nie wyglądał, aby miał w ogóle zabierać głos. Nie mam pojęcia, jak mam to wszystko wytłumaczyć Tomowi. To nie jest wcale proste…Westchnęłam ciężko odwracając się w jego stronę.- Może mi ktoś wyjaśnić, co takiego się stało?

-Oczywiście. Postaram się…- Zapewniłam go.- Może chodźmy do mnie…- Zaproponowałam, wolałam rozmawiać z nim w cztery oczy. Bo przecież to dotyczy najbardziej nas dwoje. Można powiedzieć, że jest to nawet intymna sprawa. I przyznam, że mnie to krępuje…

Nie chcąc tracić czasu udaliśmy się do mojego pokoju, gdzie zamknęłam za nami drzwi. Chłopak usiadł na łóżku, a ja zajęłam miejsce obok niego myśląc nad tym, jak mam zacząć. Miałam mętlik w głowie. Nie umiałam ułożyć żadnego sensownego zdania…

-To o co w tym chodzi?- Zapytał zniecierpliwiony.

-Jak rozumiesz słowo przeznaczenie?

-Trudno to wytłumaczyć… po prostu uważam, że coś jest z góry zaplanowane i jeśli ma się wydarzyć, tak się stanie…

-No właśnie… coś podobnego jest z nami. To znaczy… To jest tak, że na świecie są gdzieś takie dwie połówki jabłka i pewnego dnia się spotykają… bardzo rzadko coś takiego się dzieje. Zwykle ludzie bardzo długo czekają… czasem nawet nigdy się nie spotykają…- Mówiłam powoli z trudem się wysławiając. Naprawdę nie wiedziałam, jak mam to wyjaśnić.

-Wierzysz w coś takiego?- Wyczułam w jego głosie, jakby nutkę rozbawienia.

-Dla czarodziei to bardzo ważne wydarzenie.- Odparłam poważnie i wstałam z miejsca.- Przeznaczenie spełnia się naprawdę rzadko… Gdy spotkają się te właściwe osoby, już zawsze mają być razem. Na dobre i na złe… chyba, że nie połączy ich uczucie, ale to raczej się nie zdarza.- Kontynuowałam wpatrując się w okno.- Gdy mnie pocałowałeś po raz pierwszy… wtedy się spełniło. Drugi pocałunek, który odrzucił cię ode mnie był tak jakby sprawdzianem. Gdybym nie domyśliła się, że za tym wszystkim stoi przeznaczenie zapewne jeszcze długo byśmy nie tknęli swoich ust.- Skierowałam swoje spojrzenie na niego. Oczekiwałam jakiejś reakcji. Już właściwie wszystko mu powiedziałam… Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek będę musiała mówić mężczyźnie, że połączyło nas przeznaczenie. Że kiedykolwiek będę stała przed kimś, kto ma towarzyszyć mi do końca życia! Nie mogę w to uwierzyć… Jeszcze do niedawna sądziłam, że nasze drogi rozejdą się, gdy odzyskam swoją moc. A teraz? Wszystko się zmieniło.

-I my będziemy ze sobą tak… na wieczność?- Zamrugał powiekami wpatrując się we mnie z lekkim przerażeniem, co wzbudziło we mnie niepokój. Po prostu nie wzięłam pod uwagę, że jemu mogłoby to nie odpowiadać. W ogóle się nie zastanowiłam nad tym, że on może nie chcieć… Z góry założyłam, że wszystko będzie pięknie, jak w opowieściach. A to przecież jest prawdziwe życie…

-Powinniśmy…

-Ale jak to możliwe?- Poderwał się z miejsca stając na równe nogi, aż drgnęłam.- Tak się nie dzieje… to jest nienormalne. Jaki człowiek dowiaduje się, że będzie z kimś do końca życia? Jakie wtedy ma sens takie życie? To tak, jakbym znał swoją przyszłość…

-Nie znasz jej… wiesz tylko, że wiąże się ona ze mną…- Powiedziałam cicho. Nie będę ukrywała, że zrobiło mi się trochę przykro… Poczułam się trochę niechciana.- Ale nie musi. Jeśli nie będziesz tego chciał, nie będzie mnie w twoim życiu nawet jeśli jesteśmy sobie przeznaczeni.- Dodałam.

-Ale ja chcę żebyś była. Tylko… to wszystko brzmi tak poważnie. Jak jakiś wyrok… A ja chyba nie jestem gotowy jeszcze na coś takiego… nigdy nie miałem zbyt długo dziewczyny, a okazuje się że mam ją mieć do końca życia? Ja nawet nie wiem, co do ciebie czuję…

-Rozumiem… nikt cię do niczego nie będzie zmuszał, nie musisz się martwić.- Zapewniłam go. Nie wiem, czemu jego słowa tak mnie zasmucają. Przecież to normalne, że tak zareagował…

-I co będzie dalej?

-Nie wiem, Tom. Nie wiem…

-Musicie się ukryć. Powinnaś nauczyć go zaklęć.- Odwróciłam się słysząc znajomy głos i ujrzałam przed sobą Nica.- I niepotrzebnie mówiłaś mu o przeznaczeniu, Kavico. Kiedy ty się nauczysz, że trzeba najpierw myśleć, a potem cokolwiek robić?- Zrobił krok w moją stronę stając znacznie bliżej. Może i miał rację…

-Kto to jest?- Tom zaraz zjawił się tuż obok mnie patrząc wrogo na blondyna.

-Przyjaciel. Nie musisz się obawiać.- Rzekłam uspakajając go. Jednak miałam wątpliwości, czy aby na pewno nie musimy się go bać. Moje zaufanie do Nicolaiema nie jest już takie jak kiedyś.- Gdzie mamy się ukryć?

-Nie wiem. Wybierzcie jakieś miejsce i rzućcie zaklęcie, aby królowa i cała reszta nie mogli was odnaleźć i nawet jeżeli by odnaleźli, dostać się do środka.

-To będzie trudne… nie wiem, czy Tom sobie poradzi z takim zaklęciem.

-Od kiedy w niego wątpisz?- Uśmiechnął się ironicznie wzbudzając tym we mnie złość. Kompletnie nie wiem, o co mu chodzi. Jest zazdrosny, czy co?!

-Może moglibyśmy schować się w moim domu? Raczej nie wiedzą gdzie mieszkam.- Zaproponował niepewnie Gitarzysta.

-Bo dla czarodziei to wielka filozofia się dowiedzieć.- Zakpił Nic. Nie wiem, gdzie się podział mój przyjaciel, bo tego chyba już nie znam…

-To dobry pomysł.- Skwitowałam wbijając swoje rozzłoszczone spojrzenie w przyjaciela.- Wszędzie nas mogą znaleźć więc to bez różnicy. Najważniejsze, żebyś rzucił zaklęcie.- Dodałam spoglądając na Toma.

-Mhm… będziecie mieli okazję przekonać się, czy aby na pewno przeznaczenie się wypełniło.

-Z pewnością.- Posłałam mu krzywy uśmiech.- Powiem o wszystkim ojcu i znikamy stąd.- Zarządziłam kierując się do drzwi. Nie możemy tracić czasu…- Ty też już sobie idź.- Rzuciłam jeszcze w stronę Nica z obawą, że gdy zostawię ich samych, mogłoby to się nieciekawie skończyć. Wolałam, aby mój przyjaciel opuścił pokój… tak będzie bezpieczniej dla wszystkich…


M&L


Brunetka weszła do łazienki uśmiechając się do siebie pod nosem. Wcale jej nie przeszkadzało, że Bill brał właśnie prysznic. Wręcz przeciwnie, miała zamiar do niego najzwyczajniej w świecie dołączyć. Oczywiście dla niej to nic takiego, w końcu widziała coś takiego na jednym z filmów, które zdarzyło jej się oglądać. Wydawało jej się to nie tyle normalne, co też bardzo oszczędne. W końcu jakby kąpali się osobno zmarnowaliby więcej wody… takie myślenie jest natomiast efektem programu przyrodniczego, na który niedawno przypadkiem natrafiła przełączając kanały.

Nie tracąc czasu pozbyła się z siebie swoich ubrań wraz z bielizną i bez żadnego uprzedzenia rozsunęła kabinę, w której przebywał chłopak i weszła do środka kulturalnie zasuwając za sobą plastikową szybę.

-A…! Ally!?- Wokalista nie wierzył własnym oczom, gdy dziewczyna stała tuż przed nim całkowicie naga i uśmiechała się do niego jak gdyby nigdy nic.-Co ty…?! Przecież ja…?!

-Pomyślałam, że moglibyśmy brać wspólny prysznic. Po co marnować czas i wodę? To w ogóle bezsensu. Każdy powinien tak robić w swoim domu.- Rzekła dobijając tym samym zdezorientowanego chłopaka. Sam nie wiedział, co o tym myśleć. Dziwiło go, że ona nie czuje się w ogóle skrępowana. Przecież obydwoje są zupełnie nadzy!

-Ale Ally… tak…

-Wiedziałam, że kochasz przyrodę i nie będziesz miał nic przeciwko.- Weszła mu w słowo.- Trochę tu ciasno we dwoje… ale poradzimy sobie, nie?- Uśmiechnęła się szeroko i właściwie dopiero teraz zaczęła mu się baczniej przyglądać. A konkretniej jego ciału. Pierwszy raz w życiu widziała nagiego mężczyznę, znowu czuła się podekscytowana, co było po niej widać. Bill natomiast miał ochotę zapaść się po ziemię. Jeszcze nigdy nie był w tak krępującej sytuacji… kompletnie nie wiedział, jak się zachować. Z drugiej strony jest facetem, a Ally ładną dziewczyną, która stoi przed nim bez żadnego odzienia… do tego woda spływająca po jej ciele… Trudno jest nad sobą panować, zdecydowanie.- Jezu! A co to jest?!- Pisnęła nagle z przerażeniem, a czarnowłosy wytrzeszczył oczy zauważając, na co dziewczyna patrzy. Teraz naprawdę miał ochotę zniknąć…

-Jak to… no nie patrz tak!- Zaczerwienił się, a brunetka przeniosła swój wzrok na jego twarz.

-Mogę dotknąć?

-Ally!- Jęknął żałośnie.- Tego się nie dotyka ot tak… w ogóle… weź… no!

-Mogę wziąć?

-Nie! Nie… nic nie bierz.- Zaprzeczył gwałtownie niemalże się trzęsąc z nerwów. Czuł się, co najmniej jakby pierwszy raz w życiu widział nagą kobietę.- Słuchaj…

-Hm? Ale czemu nie mogę? Ja czegoś takiego nie mam…- Zmarszczyła brwi ponownie przenosząc wzrok na jego krocze.- Billy… do czego ci to?

-Do robienia siku…

-Hyy! A czemu… ja mam inne…

-Nie patrz się tak błagam…- Poprosił zrezygnowany, a ona bez protestów uniosła ponownie wzrok ma jego twarz.- Kobiety są inaczej zbudowane bo rodzą dzieci… a mężczyźni mają coś takiego… no bo jakoś muszą w nie… wprowadzić nasienie, żeby powstało to dziecko…

-Ahh… to tak jak ze zwierzętami.- Stwierdziła zadowolona, że mniej więcej rozumie o co chodzi.- Ale szczerze mówiąc nie podoba mi się kopulacja zwierząt. Jest trochę odrażająca… ludzie też tak robią?

-Podobnie… ale to jest zupełnie coś innego! Ludzie czerpią z tego przyjemność i to nic odrażającego…- Wyjaśnił nieco bardziej pewny siebie.

-To dobrze… bo ja chciałabym mieć kiedyś to dziecko.- Westchnęła.- Ale… mogę dotknąć? Tylko troszeczkę…

-Lepiej nie… to nie jest zbyt dobry pomysł…- Wydukał speszony.

-A jakbym dała ci dotknąć moich piersi?

-Ally… co ty w ogóle mówisz. Tak się nie robi… i w ogóle pod żadnym pozorem nie rób i nie mów takich rzeczy do innych mężczyzn!- Rzekł stanowczo zdając sobie sprawę do czego zdolna jest ta dziewczyna. Z łatwością można by ją wykorzystać, a jej i tak by to odpowiadało.

-Czemu?- Przechyliła lekko głowę przyglądając mu się z uwagą.

Patrzył w jej błyszczące oczy i zastanawiał się, co by było jakby poznali się w innych okolicznościach i gdyby ona była trochę normalniejsza. Jest śliczna, ale… trudno jest mu ją zaakceptować taką, jaką jest. Jednak z każdym dniem, co raz bardziej by chciał… Ma bardzo mieszane odczucia. W sumie dzięki niej nie czuje się samotny… ale czy w ogóle jest szansa, żeby coś z tego wyszło? Czy możliwe jest, aby ją pokochał? Zastanawiał się też, czy ona naprawdę go kocha. To jest takie nierealne…- Chcesz… żebym była tylko twoja?– Zapytała, a jej głos lekko zadrżał. Właśnie w takich chwilach wydawała mu się normalna. Czasami zachowywała się jak zwyczajna kobieta… wtedy nie rozumiał, co się dzieje, że potem staje się dziwna.

A ona w głębi czuła się taka rozdarta. Nie do końca wiedziała, co robi na tym świecie. Z jednej strony było jej dobrze, a z drugiej męczyła się. Tak jakby ktoś ją uwięził w środku… jakby nie była całkowicie sobą. I nie umiała się wydostać… miała nadzieję, że on jej w tym pomoże. Chciała, żeby ją uwolnił… chronił i kochał.

-A nie jesteś?- Uśmiechnął się zadziornie i odgarnął jej mokre włosy z twarzy zbliżając się do niej.

-A czy ty… jesteś mój?- Jej serce biło mocno czując jego bliskość, co było niezwłocznym dowodem jej uczuć. Wcale nie była z kamienia… może jednak możliwe jest, aby coś nierealnego stało się prawdziwe…

Nie wiedział, w jaki sposób odpowiedzieć na to pytanie. Nie mógł, skoro nie był pewien swoich uczuć, a nawet myśli. Jednak wiedział i był pewien tego, co chce. Nie mówiąc nic zbliżył ich twarze do siebie i złączył usta w słodkim, upragnionym pocałunku, a ich ciała przeszedł dreszcz…


Cdn.


Ahh… rzadko tu publikuję, ale warto czekać nie? xd Gdzie moja skromność…!? Marta oddawaj! xd 

Swoją drogą odcinek jest całkiem długi ;D właśnie to miałam na myśli mówiąc, że warto czekać xd Uwielbiam te opowiadanie xd Sama je czasem czytam i nie mogę się doczekać kolejnego odcinka xD Ale nie jestem swoją fanką xD Bez przesady… xd

Ja już lepiej nic nie mówię…. xd Dedykacja dla tych, którzy to jeszcze czytają 😀

pozdrawiam ;**


Odcinek 18.”Przeznaczenie”

Wirowaliśmy pośród tłumu zupełnie jakby nikogo innego nie było wokół nas, tak właśnie się czułam. Całkowicie beztrosko i bezpiecznie pomimo tego, że już dawno odsunęliśmy się od siebie na nieco większą odległość, aby w końcu tańczyć tak jak pozostali. Nie był to współczesny taniec… tutaj nie wiedzą nawet co to takiego. Trudno mi to odpowiednio nazwać… po prostu wirowaliśmy czując się przy tym wolnymi jak ptaki. Moja sukienka falowała unoszona przez powietrze za każdym razem, gdy Tom okręcał mnie dookoła. Byłam całkowicie zdana na niego, to zdecydowanie on dominował w tym tańcu. I tak właśnie miało być. Czasem, gdy zwalnialiśmy korzystałam z okazji, żeby mu się baczniej przyjrzeć. Lustrowałam uważnie wzrokiem każdy skrawek jego twarzy, która wydawała mi się być nieskazitelna. Złota koszula opinająca jego tors perfekcyjnie komponowała się z czerwoną szatą, którą miał na sobie. Niżej mój wzrok już nie sięgał jednak nie potrzebowałam tego. I tak już widziałam w nim księcia.

Dlaczego spotkaliśmy się w takich okolicznościach? Czemu los nie podarował nam innej szansy… znacznie prostszej. Kompletnie nie wiem, co się ze mną dzieje.. ale czuję się inaczej. Jakbym była zupełnie inną kobietą. Zmieniłam się? Czy to on mnie zmienił? Wydaje mi się jakbym znała go całe życie, choć nie wiemy o sobie zbyt wiele. Jednak moje serce rwie się za każdym razem, gdy jesteśmy blisko. A świadomość, że nie wolno nam przekroczyć pewnych wyznaczonych granic drastycznie sprowadza mnie na ziemię. Przecież jestem czarodziejką… a on zwykłym śmiertelnikiem. Nie wolno mi się w nim zakochać… nie wolno.

-Czuję się jak w średniowiecznej bajce.- Usłyszałam jego rozweselony głos i obdarzyłam go szczerym uśmiechem.- Ten świat jest taki niesamowity… Dziękuje, że mogę tu z tobą być.- Spojrzał mi prosto w oczy, a po moim ciele przeszły ciepłe dreszcze jeszcze trochę i się do nich przyzwyczaję. Nigdy go nie zrozumiem. Przewróciłam mu życie do góry nogami, a on mi tak zwyczajnie dziękuje…

-A nie wolałbyś być na normalnej imprezie w normalnym towarzystwie?

-Nie zamieniłbym tego za nic w świecie.- Odparł z pewnością w głosie.- Miałem szczęście, że wtedy na mnie wpadłaś. I wiesz… to nie mógł być przypadek.- Dodał uśmiechając się delikatnie i zrobił coś, co sprawiło, że miałam ochotę unieść się nad ziemię. Pogładził dłonią mój policzek. Ten zwykły gest przyprawił mnie o zawrót głowy i z trudem nad sobą zapanowałam. Mimo wszystko jestem czarodziejką… a czarodziejki różnie reagują na takie pieszczoty. To mogłoby się wydawać niesamowite… bo w naszym przypadku wszelkie reakcje na przyjemności objawiają się w niezwykły sposób. Czasem naprawdę potrafimy unosić się nad ziemię, gdy jest nam dobrze. Właściwie trochę się tego wstydzę… bo to świadczy o tym, że jestem inna. A ja nie chcę być dziwna…

-Nie zastanawiałam się nad tym, może rzeczywiście coś w tym jest.- Stwierdziłam nieśmiało. Przy nim zupełnie tracę głowę… w ogóle wszystko tracę! Nie mam za grosz pewności siebie i odwagi. Po prostu mięknę… moje niegdyś niewzruszone serce szaleje, jakby chciało wyskoczyć z piersi, nogi nagle stają się giętkie i mój oddech jest taki niestabilny. Nie wspominając już o tych przeklętych owadach, które bezczelnie zadomowiły się w moim żołądku już chyba na stałe.

-Jestem tego pewien. Już wierzę w przeznaczenie.


M&L


Czarnowłosy rozciągnął się wychodząc ze swojej sypialni. Już dawno się tak nie wyspał, jak tego dnia. Z pewnością to zasługa środków nasennych i uspakajających, które zażył przed snem. Musiał jakoś nad sobą zapanować, zdawał sobie sprawę jak bardzo poniosły go emocje. Może i powiedział wszystko co ciążyło mu na duszy jednak mimo wszystko żałował. Bo przecież nie tak został wychowany… źle się z tym czuł. Sam nigdy nie chciałby usłyszeć takich słów z czyjejś strony. A co jeśli ona naprawdę coś do niego czuje? To musiał być dla niej poważny cios.

Zszedł na dół ziewając przy tym głośno i właściwie poza tym odgłosem nic innego nie było w domu słychać. Już dawno nie było tak cicho… zazwyczaj o tej porze Allelandra już była na nogach i świergotała mu nad uchem. W sumie przywyknął już do jej osoby, czuł się teraz dziwnie gdy jej nie było obok. Właściwie gdzie ona jest? Z tego, co wie nigdzie nie wychodziła…

Rozejrzał się po salonie, ale jedyne co dostrzegł to śpiącego psa na fotelu. Uśmiechnął się na jego widok i już miał kierować się do kuchni, żeby zrobić sobie kawy na rozbudzenie, kiedy do jego uszu dotarł czyjś cichy szloch. Nastawił uszu chcąc stwierdzić skąd on dochodzi i odwrócił się w daną stronę, którą jak się okazało było duże okno w salonie. Wytrzeszczył oczy widząc stojącą na parapecie brunetkę, która patrzyła w dół, co chwilę pociągając nosem. Podrapał się po głowie zastanawiając się, co ona właściwie tam robi. Może jednak nie powinien nad tym myśleć… w końcu doskonale wie, że to nieco dziwna osoba, delikatnie mówiąc.

-Ally?- Odezwał się niepewnie przez co dziewczyna drgnęła wystraszona i odwróciła na chwilę głowę, aby na niego spojrzeć.- Co ty znowu wymyśliłaś?

-Ja… ja nic. Ja tylko spełniam życzenie mojego ukochanego.

-Jakie życzenie?- Westchnął ciężko siadając na oparciu kanapy. Nie miał już do niej siły… może warto przestać walczyć?

-Znikam.- Odparła oddychając głęboko i zanim się obejrzał dziewczyna wyskoczyła przez okno. Poderwał się gwałtownie z miejsca podbiegając do parapetu i opierając na nim ręce wychylił się wyglądając na ogród. Od razu ujrzał dziewczynę leżącą w krzakach czerwonych róż.- Ała…ała..ała..- Zaczęła jęczeć czując wbijające się w jej skórę kolce. Chłopak złapał się za głowę nie wierząc własnym oczom.

-Tobie już kompletnie odbiło.- Zawołał patrząc w jej stronę.- Wyłaź z tych krzaków!- Rozkazał i czym prędzej pobiegł do wyjścia na ogród. Nie zważając na swój skąpy strój wyszedł na dwór udając się w jej kierunku. Widząc, że brunetka kompletnie sobie nie radzi wyciągnął w jej stronę rękę pomagając jej się podnieść.- No i co to miało niby być? Chyba coś ci się nie udało.

-Ja… dlaczego ja żyję?- Spytała masując obolałe ręce.- Przecież widziałam to w telewizji! Powinnam zniknąć… to nie tak miało być! Przepraszam…

-Chciałaś się zabić skacząc z parteru?- Uniósł brwi patrząc na nią z uwagą.

-Z okna… ta dziewczyna z filmu umarła, jak to zrobiła.

-Bo to było dziesiąte piętro.- Skwitował przypominając sobie owy film.- I skąd ci w ogóle przyszło do głowy, żeby popełniać samobójstwo!?

-Bo mi kazałeś.

-Co?! Kazałem ci się zabić?- Zamrugał powiekami już sam nie będąc pewnym, czy czegoś takiego rzeczywiście nie powiedział. W końcu wczoraj pod wpływem złości mógł zrobić wszystko.

-Chciałeś, żebym zniknęła… a ja inaczej nie mogę. Muszę popełnić samobójstwo, albo ktoś musi mnie zabić.

-Ja chyba pójdę z tobą do psychiatry.

-Nie!- Zaprzeczyła gwałtownie.- Ja sama zniknę.

-Przestań, nie będziesz nigdzie znikać! Poniosło mnie wczoraj, a ty od razu wymyślasz takie rzeczy…- Wywrócił teatralnie oczami.- Byłem na ciebie wściekły! Ale już mi przeszło.- Dodał.

-I już mam nie znikać?- Zapytała przypatrując się mu.

-Nie. Tym bardziej nie w taki sposób.- Mruknął.- Chodź do domu…

-I znowu mnie kochasz?

-Eh… porozmawiamy przy śniadaniu, Aly.- Zarządził i objął ją w pasie prowadząc do domu.


M&L


Zdjęłam z ramion ramiączka sukienki, której materiał zaraz zsunął się po mojej skórze lądując na kafelkach. Po chwili także ściągnęłam z siebie bieliznę zmierzając ku napełnionej gorącą wodą wannie. Czułam się niesamowicie zmęczona, to był długi i wymagający wieczór. Albo raczej noc… jednak jedna z najprzyjemniejszych w moim życiu. A może jedyna? Tak… zdecydowanie jedyna. Jeszcze nigdy w życiu nie było tak wspaniale. Czułam się dziś jak księżniczka w ramionach swojego księcia. Wiem, że nie powinnam… ale nie panuję już nad własnymi myślami i co gorsza, uczuciami. Przyda mi się relaksująca kąpiel, muszę w końcu odetchnąć. Ale nie… nie będę już dłużej myśleć. Mam serdecznie dosyć tej swojej irytującej rozważności. Teraz chcę zdać się na los… na przeznaczenie. Uwierzę w nie, tak jak Tom. Bo tego chce… może wreszcie coś się zmieni w moim życiu. Być może rzucam się na głęboką wodę i może też zatonę… ale przecież jest też opcja, że będę dryfowała po falach chwytając szczęście.

Skinęłam kilka razy wskazującym palcem i w pomieszczeniu pojawiło się kilka zapachowych świec, które nadały odpowiednią atmosferę. Teraz mogłam spokojnie zanurzyć się w wodzie na której tafli widniała biała piana. Oparłam się wygodnie i przymknęłam powieki wzdychając głęboko. Nareszcie błoga cisza i spokój. Kolejna chwila dzisiejszego dnia, w której zniknęły wszelkie problemy… W głowie miałam tylko Toma. Gitarzystę sławnego zespołu, który nagle zjawił się w moim życiu zmieniając je mimo wszystko na lepsze. O tak… przecież ja jestem cholernie szczęśliwa. To wspaniałe móc zdać sobie z tego sprawę. Nieważne, że mamy jeszcze mnóstwo do zrobienia… na pewno nam się uda. Wszystko będzie dobrze…

Otworzyłam nagle oczy słysząc, jak ktoś wpada do pomieszczenia. Przez chwilę byłam w takim szoku, że nie wiedziałam, co się dzieje jednak zaraz to do mnie dotarło.

-Tom!- Zapiszczałam ujrzawszy znajomego chłopaka, który nie zwrócił zbytnio na mnie swojej uwagi, gdyż od razu podbiegł do umywalki.- Co ty robisz?! Ja tu się kąpię!- Zaczęłam na niego krzyczeć oburzona, na szczęście piana szczelnie osłaniała moje ciało.

-Skaleczyłem się…- Wydukał trzymając dłoń pod kranem, z którego leciała woda.

-Brawo.- Mruknęłam wywracając oczyma.- Jestem ciekawa jak… ale nie, nie mów lepiej. Nie chcę zwątpić w twoją inteligencję.- Zastrzegłam zerkając w jego stronę. Przemilczał to i zakręcił kran odwracając się do mnie ze skwaszoną miną.

-To cholernie piecze…- Pożalił się na co westchnęłam z rezygnacją.

-Chodź tu.- Zawołałam go gestem ręki, co go chyba zdziwiło, ale podszedł do wanny spoglądając na mnie niepewnie. Gdybym nie miała pewności, że nic nie zobaczy już dawno bym go stąd wywaliła… ale w takim przypadku nie ma co panikować. Nie widać mnie.- Daj rękę.- Poleciłam co też zaraz wykonał bez namysłu. Schowałam jego dłoń między swoimi i przymknęłam powieki wypowiadając w myślach zaklęcie. Trwało to może z trzy sekundy po czym puściłam go, a jego dłoń znowu była nieskazitelna.

-Nie boli.- Zmarszczył brwi oglądając z uwagą swoją rękę.- I nic nie ma! Ha… jak ty to zrobiłaś?- Zmrużył oczy wpatrując się we mnie co w tej chwili mnie zmieszało. Chyba nic nie wyjdzie już z mojej relaksującej kąpieli. Skinęłam palcem i po chwili stałam przed nim sucha i ubrana.- Ty spryciulo…- Mruknął wyraźnie niezbyt zadowolony z przebiegu sytuacji, a ja uśmiechnęłam się chytrze.

-Coś się nie podoba?

-Pf… Jakbym chciał i tak widziałbym cię nagą kiedy chcę i ile chcę.- Stwierdził z przekonaniem. I miał rację, jednak w życiu na głos mu tego nie przyznam.

-Ale nie chcesz.- Puściłam mu oczko i ponownie skinąwszy palcem posprzątałam całą łazienkę.- Chodź spać, jutro musimy zdobyć krew królowej.- Przypomniałam kierując się do pokoju.

-Wieem…- Jęknął idąc w moje ślady.- A co potem?

-Potem… potem wracamy do domu.- Oświadczyłam z pewnością w głosie.- Potrzebujemy przerwy… od siebie.

-Co? Ale dlaczego?!- Oburzył się co najmniej, jakbym mu zabroniła nie wiadomo czego.

-Tom…

-Ale ja nie potrzebuje żadnej przerwy, Vico.- Poczułam ucisk na ramionach i po chwili stałam odwrócona do niego przodem.- Przecież wcale cię nie próbowałem całować… nic nie zrobiłem, dlaczego mielibyśmy się nie widywać?!

-Dobrze, może źle to ujęłam… w sumie nie wiem dlaczego to powiedziałam.- Zagryzłam wargę nieco gubiąc się w swoich myślach. Przecież nie chcę żadnej przerwy od niego.- Ty wrócisz do swojego brata, ja do ojca… chyba trzeba im coś wyjaśnić, nie? Poza tym postaram się dowiedzieć kto rzucił na mnie zaklęcie…

-I będziemy się widywać?

-Przecież mamy wspólny interes. Nie musisz od razu się tak denerwować.

 -To nie mów takich rzeczy… Wystarczy, że nie mogę cię pocałować nie potrzeba mi więcej zakazów. Zależy mi na tobie, wiesz? To wcale nie zaklęcie… naprawdę jesteś dla mnie ważną osobą i nie chce cię stracić…- Zaczął mówić, czego słuchałam z wielkim przejęciem nie dowierzając, że on to do mnie mówi. Ale nagle coś mnie oświeciło… nie myślałam już, że te ważne słowa padają z jego ust w moim kierunku, ale o ich znaczeniu. I tak, to nie było zaklęcie…- A ty? Co ty właściwie czujesz?

-Tak!- Okrzyknęłam patrząc na niego jak na kosmitę.- Cholera… już chyba wiem.

-Co? Ale Vico…

-Zaklęcie. Przeznaczenie… miłość…- Wyszeptałam z lekkim przerażeniem w głosie i z wrażenia usiadłam na łóżku. Jeśli to prawda… to niesamowite. Za nic nie wiem, co o tym myśleć. Nie wierzę…

-O co chodzi noo… powiedz mi wreszcie.- Podszedł do mnie i przykucnął patrząc z wyczekiwaniem. Odetchnęłam głęboko po czym bez zastanowienia ujęłam jego twarz w dłonie przyciągając do siebie.

Pocałuj mnie.


Cdn.


Dla Marty, która wbrew pozorom ma duży wkład w te opowiadanie 😀 I poza tym to ją strasznie bardzo mocno kocham xD ;*


I Julka! xd Nie zaglądaj do mojej głowy… xd Może to i głupie, ale bliskie prawdy ;p


pozdrawiam ;*



Odcinek 17. „Znikaj z mojego życia!”

Noc minęła mi na przemyśleniach, które nie pozwalały mi zasnąć. To wczorajsze wydarzenie w łazience nie dawało mi spokoju. Już nawet nie chodzi o to, że nie mogę się całować z chłopakiem, z którym chciałabym móc to robić… lecz o powód dlaczego dzieję się coś tak dziwnego, gdy nasze usta się ze sobą stykają. Ani ja, ani Tom nie wracaliśmy już do tego tematu jednak chyba każde z nas zastanawiało się nad tym osobno. Chyba, że nie zrobiło to na nim wrażenia… ale przecież był tak samo zszokowany jak ja. Chciałabym wiedzieć, co się dzieje… dlaczego jak rozwiążemy jeden problem zaraz pojawia się następny? Czy pocałunek to coś złego? Nie sądziłam, że kiedykolwiek przytrafi mi się coś podobnego.

-Vico…- Usłyszałam jego szept i otworzyłam szeroko oczy czując, że jego twarz znajduje się jakoś niebezpiecznie blisko. Jeszcze przed chwilą leżał po drugiej stronie łóżka!

-Co?- Zamrugałam powiekami patrząc na niego przestraszona. Od wczoraj naprawdę wydawał się być jakiś inny… zawsze był dziwny, ale teraz już przekracza chyba wszystkie granicy tej dziwoty. Już nie wiem, czego mam się po nim spodziewać. Wydaje mi się nieobliczalny… czy ja zaczynam się go bać?

-A gdybyśmy tak… jeszcze raz?- Zapytał wpatrując się w moje usta dzięki czemu bez problemu zrozumiałam o co mu chodzi i moja reakcja była natychmiastowa. Mianowicie odepchnęłam go od siebie i czym prędzej wyskoczyłam z pościeli mało się przy tym nie przewracając. Chłopak był wyraźnie zdezorientowany, lecz mało mnie to obchodziło. Co on w ogóle wyprawia! Jakie jeszcze raz! Jeszcze mu mało wrażeń?!

-Nie zbliżaj się do mnie.- Zastrzegłam patrząc na niego surowo i zamknęłam się w łazience. Moje serce biło znacznie szybciej, ewidentnie czułam strach. Ale już sama nie wiem przed czym… to wszystko znowu zaczyna mnie przerastać. Ja już naprawdę nie mam siły… co się stało? I kiedy to się stało… Przecież wszystko było w porządku. Ktoś wyraźnie próbuje nam namieszać w życiu. Może nawet chce wszystko zniszczyć. Ale kto chciałby nie dopuścić, abym odzyskała moc? A może wcale nie chodzi o mnie, tylko o Toma?

Kto mógłby rzucić na mnie zaklęcie? Silne zaklęcia nie są proste i zwykły czarodziej by sobie z nimi nie poradził. To musiał być ktoś o wielkiej mocy… i ktoś kto zna naszą sytuację. Świetnie, że dopiero zaczęliśmy zdobywać pierwszy składnik, a już mamy potężnego wroga, który skutecznie nam szkodzi. Chociaż nie… bo właściwie nie musimy się całować. W ogóle nie musimy tego robić! Nie robiliśmy tego do wczoraj i było dobrze… dlaczego miałoby być teraz inaczej? Może przez pragnienie… nie wiem już co mam myśleć, a co dopiero robić.

-Vico…- Drgnęłam niespokojnie słysząc głos gitarzysty zza drzwi. Jestem naprawdę naiwna sądząc, że w łazience będę bezpieczna. On jest o stokroć ode mnie silniejszy, posiada niemal całą moją moc… gdyby chciał już by tu był. I właściwie dlaczego ja się przed nim chowam? Popadam w jakąś paranoję! Muszę zacząć myśleć trzeźwo bo tak daleko nie zajdziemy.

-Już wychodzę!- Rzuciłam i w ekspresowym tempie wykonałam poranne czynności wspomagając się przy tym nieco magią po czym wróciłam do pokoju, gdzie nadal znajdował się Tom.- Ktoś chce cie zniszczyć.- Odezwałam się przerywając ciszę. Chłopak uniósł na mnie swoje czekoladowe tęczówki, lecz szybko odwrócił wzrok czego nie rozumiałam. Wyglądam jakoś odstraszająco?

-Dlaczego?

-Nie wiem.- Mruknęłam.- Ktoś rzucił na mnie zaklęcie, dlatego nie możemy… no wiesz.

-Całować się?

-Tak, właśnie.- Potwierdziłam. Mimo wszystko krępowało mnie to trochę. Bo jeszcze do niedawna byliśmy znajomymi, wspólnikami szukającymi odpowiedniego wyjścia z nieciekawej sytuacji, no góra przyjaciółmi… a teraz przeżywamy, że nie wolno nam się całować. Czy to jest normalne? Nie… już nic nie jest normalne. Kompletnie nic.

-Ale dlaczego?- Jęknął niemalże jak dziecko, które nie uzyskało na coś pozwolenia od swojego rodzica. Zaczynam się obawiać, że to zaklęcie jest znacznie poważniejsze niż myślałam.

-Widziałeś, co się wczoraj stało. Następnym razem mogłoby się skończyć to dla ciebie śmiercią…

-Ale ja tak bardzo chce… jeszcze nigdy tak bardzo niczego nie chciałem.- Wyznał na co automatycznie cofnęłam się do tyłu choć i tak siedział cały czas na łóżku z dala ode mnie. Wiedziałam, że coś jest nie tak… pieprzona magia.

-Dlatego lepiej nie podchodź zbyt blisko mnie… To silne zaklęcie, a twoje pragnienie wcale nie jest naturalne. Pragniesz czegoś, co może cię zabić. Chyba o to chodziło osobie, która je na nas rzuciła…

-Nie umiesz zdjąć tego zaklęcia?

-Nie…- Zaprzeczyłam.- A nawet jeśli bym umiała, jestem za słaba. Musimy skupić się teraz na zdobyciu krwi królowej, a potem będziemy myśleć co dalej.

-Najlepiej wmówić jej, że potrzebna jest próbka do badań…- Stwierdził przygaszonym głosem. Dlaczego jest mi go szkoda? Nawet sobie nie wyobrażam, co musi czuć. On ma jakiegoś pecha do magii… najpierw trafił na mnie, a teraz na kogoś kto chce go zniszczyć.

-Dobry pomysł… zrobimy to jutro rano.

-Czemu nie dzisiaj?

-Dzisiaj wieczorem jest bal i królowa nie będzie miała czasu, aby się z nami widzieć.- Wyjaśniłam.

-Pójdziemy na ten bal?

-A chcesz?- Spojrzałam na niego lekko zdziwiona. Pokiwał ochoczo głową uśmiechając się przy tym. Chyba dzisiaj pierwszy raz zobaczyłam, że się uśmiecha.- W takim razie nie widzę problemu.- Wzruszyłam ramionami odwzajemniając jego gest. Widziałam w nim teraz małego, bezbronnego chłopca, który stał się ofiarą złych czarodziei…- Tylko na taki bal trzeba się specjalnie ubrać.- Zastrzegłam od razu, aby nie było żadnych problemów.

-O nie… mam włożyć smoking?

-Bardziej szatę…- Zmarszczyłam brwi.- Wiesz, taką jak noszą książęta.

-Będę księciem?

-Możesz sobie na to pozwolić przez jeden wieczór.- Zaśmiałam się. On naprawdę był jak dziecko… ale to było bardzo słodkie i całkowicie mi odpowiadało na daną chwilę.

M&L

Pierwszy raz w swoim dosyć krótkim, jak na wyczarowaną siedemnastolatkę życiu doznała dziwnych uczuć, o których istnieniu jeszcze kilka chwil wcześniej nie miała pojęcia. Nie umiałaby tego nazwać, jednak każdy patrząc na nią zauważyłby przerażenie w jej oczach zmieszane z zaskoczeniem i bezradnością. Jej serce biło mocno, a sama nie potrafiła wykrztusić z siebie słowa, co raczej jeszcze nigdy się nie zdarzyło w jej przypadku. Po prostu dopiero teraz zobaczyła człowieka wyprowadzonego z równowagi. Zobaczyła idealnego dla niej mężczyznę w innym obliczu niż zazwyczaj. Nie rozumiała tego. Nie była w stanie wytłumaczyć sobie samej co się dzieje, a przede wszystkim nie wiedziała, co takiego zrobiła, że ktoś taki miły i ciepły nagle przestał taki być.

Czarnowłosy już dawno nie był tak wściekły, jego emocje sięgały zenitu i nie wiedział już, co ma powiedzieć. Miał ochotę po prostu wrzeszczeć i rozwalić wszystko co znajduje się dookoła niego. Popadł w jakąś furię nad którą trudno było mu zapanować. Najwyraźniej dziewczyna tego dnia przekroczyła wszelkie dopuszczalne według niego granice i nic nie było w stanie jej usprawiedliwić. Można właściwie stwierdzić, że tak samo jak ona nic z tego nie rozumiał. Już od dawna nie miał pojęcia co się dzieje. Czasem wydawało mu się, że Ally jest jednak normalna… lecz to dosyć szybko przemijało. To były jedynie przebłyski jej dojrzałości, której w rzeczywistości nie było…

-Mam już tego dosyć rozumiesz?!- Warknął opierając dłonie na blacie biurka i patrząc rozwścieczonymi tęczówkami na przestraszoną brunetkę. To była chwila, w której nie widział w niej niewinnej, delikatnej dziewczyny.- Mam dosyć ciebie! I tych twoich chorych wymysłów! Nie wiem skąd się wzięłaś do cholery, ale jesteś nieźle popieprzona!- Kontynuował nie zważając na jej przerażone oczy, które były teraz po brzegi wypełnione łzami.- Odkąd się pojawiłaś mam same problemy! Jesteś jakimś przekleństwem! Nie wiem po co Tom cię tu sprowadził! Niech wraca i sam się tobą zajmuje! Bo ja już mam dosyć… nie jestem żadną niańką! Ja w ogóle nie chce mieć z tobą już nic do czynienia… po prostu nic.- Rzekł stanowczo nieco spuszczając z tonu. Odetchnął głęboko cofając się do tyłu.  

-Ale… ale ja cię kocham…- Dziewczyna miała teraz okazję, aby się wypowiedzieć jednak zbyt wiele nie przychodziło jej do głowy. Umiała jedynie po raz kolejny wyznać co czuje, na co on zareagował ironicznym parsknięciem.

-Mam gdzieś taką miłość! O ile w ogóle to jest miłość… mam to wszystko gdzieś! Mam gdzieś ciebie! Znikaj z mojego życia! Nie chce już cię znać! Nie chce mieć z tobą nic wspólnego, rozumiesz?!- Znowu się uniósł sprawiając tym razem, że nastolatka się rozpłakała.- Wracaj skąd przyszłaś i to jak najszybciej.- Zakończył dobitnie po czym wyszedł z pokoju trzaskając za sobą drzwiami…

Allelandra drżącymi dłońmi starła z policzków słone krople łez i podniosła się z miejsca, co przyszło jej z trudem, gdyż jeszcze cała się trzęsła. To było dla niej trudne przeżycie, ale sens jego słów dotarł do niej bez problemu. Nadal nie wiedziała, co i kiedy zrobiła nie tak, lecz rozumiała o co mu chodziło.

M&L

Do wieczora, kiedy miał odbyć się wielki bal starałam się trzymać od Toma jak najdalej. To nie było proste… właściwie mogłabym powiedzieć, że jest to najtrudniejsza rzecz jaką przyszło mi do tej pory zrobić. Naprawdę. Nigdy wcześniej jeszcze tak się nie czułam… Jest mi z tym bardzo źle, bo czuję, że chcę z nim przebywać, rozmawiać. Jego towarzystwo jest mi niezbędne. Jednak nie mogę… musimy uważać. Żadne z nas nie chce, aby zginął przez jakiś nieprzemyślany czyn… bo z pewnością myślenie nie ma miejsca podczas pocałunku. A przynajmniej takiego szczerego… wypływającego z głębi. Ale o czym ja w ogóle mówię? Ja nawet nie powinnam o tym myśleć. Trzeba trzymać się jak najdalej od pocałunków. I w ogóle nie możemy być zbyt blisko siebie… tak, już to ustaliliśmy. Tylko jak się teraz do tego przystosować?

Teraz przynajmniej mamy okazję się trochę rozerwać i zapomnieć na chwilę o wszelkich problemach. Mam nadzieję, że mimo wszystko spędzimy ten czas w dobrych nastrojach.

Gdy ja się przygotowywałam, Tom już wyszedł. Oczywiście ja mu to zasugerowałam… i wcale nie przesadzam. Trzeba zachowywać wszelkie środki ostrożności… Po prostu nie wiem, czego mogę się spodziewać. Nie można ryzykować… Z drugiej strony nie powinnam zostawiać go samego, ale przecież nie zrobi nic co byłoby nieodpowiednie. Już trochę wie o magicznym świecie… poza tym to odpowiedzialny chłopak. Tak… zdecydowanie potrafi być rozważny.

Przejrzałam się ostatni raz w wielkim lustrze i wygładzając materiał swojej dość skromnej, w porównaniu do innych, sukni skierowałam się do wyjścia. Nie lubiłam zwracać na siebie uwagi, więc nie chciałam też wyglądać nadzwyczajnie. Idąc w kierunku wielkiej sali czułam się lekko zestresowana… obawiałam się trochę tej uroczystości i sama nie wiedziałam czemu. Przecież wszystko będzie w porządku… co miałoby się wydarzyć? To tylko bal… zwyczajny bal na zamku.

Kiedy doszłam na miejsce, dwaj strażnicy ukłonili się przede mną otwierając wielkie wrota. Poczułam się trochę wyniośle jednak to uczucie szybko zniknęło, gdy ujrzałam salę pełną pięknych dam i księżniczek. Gdzie mi do nich… Pewnie gdyby nie Tom, nie przyszłabym w ogóle na ten bal. Bo po co? Muszę jednak mieć nad nim pewien nadzór.

Niepewnie weszłam do środka od razu rozglądając się dookoła w poszukiwaniu chłopaka. Z trudem go rozpoznałam… wyglądał nieco inaczej. No dobra… wyglądał bardzo inaczej niż zwykle, lecz ta zmiana była jak najbardziej korzystna. Po prostu książę… i to najprzystojniejszy ze wszystkich obecnych na balu. Uśmiechnęłam się do siebie automatycznie kierując kroki w jego stronę. Zupełnie zapomniałam, że miałam trzymać się od niego z daleka… jednak uświadomiłam to sobie w połowie drogi, a mina znacznie mi zrzedła. To straszne! A jeszcze gorsze jest to, że tak cholernie mnie do niego ciągnie… jest jak jakiś magnez. I jak się przed tym bronić? Nigdy mnie tego nie uczono… Ja wiem, że z dnia na dzień, a nawet z minuty na minutę będzie coraz trudniej. To jakaś chora gra, w którą zostałam nieświadomie wciągnięta… i tak bardzo bym chciała się z niej uwolnić.

-Wszystkie od razu się na mnie rzuciły, ale ja nic nie poradzę, że nie chce tańczyć z żadną z nich.- Usłyszałam nagle koło siebie i aż drgnęłam rozpoznając ten głos. Tak dziś mało go słyszałam…- Poza tym to byłoby głupie… przecież przybyliśmy tu razem.

-Ale co?- Spojrzałam na niego nie bardzo rozumiejąc o co mu chodzi. Co on chce powiedzieć?

-No bo jesteśmy tu razem… i mam być z kimś innym?

-Tom przecież to nic takiego, jak zatańczysz z jakąś dziewczyną. Nie masz wobec mnie żadnych zobowiązań, więc nie wiem o co ci właściwie chodzi.

-O to, że chce tańczyć z tobą!- Wypalił dość głośno z nutką złości i złapał mnie za rękę ciągnąc w tłum tańczących par. Zaskoczył mnie tym i nie bardzo miałam jak uciec, a już po krótkiej chwili znalazłam się w jego ramionach. I nici z dystansu… jesteśmy za blisko.- Nie jestem żadnym psychopatą, nie rzucę się na ciebie i nie będę próbował cię całować na siłę.- Rzekł powodując tym samym, że się nieco rozluźniłam.-Chce tylko spędzić z tobą te noc…- Dodał ciszej, na co przełknęłam ciężko ślinę. Robi się jakoś tutaj… gorąco.- Ślicznie wyglądasz.- Poczułam jak jego ciepły oddech omiata moją szyję, a on sam wtulił w nią swój nos kołysząc nami delikatnie nie zważając na muzykę, która w ogóle nie pasowała to tego tańca. Mój żołądek natomiast opętało przerażająco przyjemne robactwo, które nie miało prawa mieć miejsca…

Cdn.

Odcinek 16. „Jestem dziewczyną Billa. Opowiadał ci o tym jak się robi dzieci? To takie niesamowite!”

Leżałam na łóżku w skupieniu wpatrując się w sufit. Nic mi to nie dawało, a jednak nie miałam ciekawszego zajęcia na chwilę obecną. Niby znaleźliśmy rozwiązanie, lecz wydaje mi się jakbyśmy byli w sytuacji bez żadnego wyjścia. Wiem, że czas ucieka i im dłużej z tym zwlekamy tym gorzej. Ale ja nie wyobrażam sobie tego pocałunku… Bo prawda jest taka, że nigdy tego nie robiłam. Jestem czarodziejką, a czarodziejki nie myślą o takich rzeczach. Mamy inne sprawy na głowie… A teraz co? Mam przeżyć swój pierwszy, jeden z najpiękniejszych pocałunków z samą sobą? Ja tak nie chce… zawsze marzyłam o tym, aby zrobić to z kimś kogo będę naprawdę kochać. Z mężczyzną mojego życia, choćbym miała czekać na niego całą wieczność.

-Vico… może byśmy się umyli?- Usłyszałam nagle znajomy głos, który właściwie należał do mnie.- Wczoraj to pominęliśmy… ale ja chciałbym być czysty.- Dodał patrząc na mnie wyczekująco. I co ja mogę? Nic. Nie mam prawa zabraniać mu kąpieli…

-W porządku. Ale zrobimy tak jak zakładałam na początku, ok?

-To znaczy, że ty umyjesz mnie, a ja ciebie i będziemy mieć opaski na oczach?- Zapytał, żeby się upewnić, a ja skinęłam głową potwierdzając.- No dobra… Wcale mi nie zależy, żeby widzieć twoje ciało.- Stwierdził z przekonaniem jednak ja to zignorowałam. Nie ufam mu do tego stopnia… poza tym nawet jeśli szczerze go nie obchodzi, co mam pod ubraniem, ja sama z siebie nie chcę, aby widział mnie nagą. Nie jesteśmy ze sobą, aż tak blisko…

-To ja pierwsza.- Zadecydowałam.- Kobiety mają pierwszeństwo.- Oznajmiłam widząc jego oburzone spojrzenie.

-Ale to ja jestem tutaj kobietą.

-Tom, daj spokój. Co za różnica?- Mruknęłam i wstałam zmierzając do łazienki.- No chodź.- Zawołałam go i wyczarowałam sobie czarną opaskę na oczy.- Zdejmij ze mnie te okropne ciuchy…

-Nigdy nie rozbierałem faceta…

-Ale ten facet to ty.- Przypomniałam i nastała cisza. Chłopak zaczął ściągać ze mnie po kolei ciuchy, a gdy już pozbył się wszystkiego poprowadził mnie pod prysznic. To cholernie dziwne stać przed nim zupełnie nago. Może to nie moje ciało, ale z tą opaską na oczach czuję się jakbym w pełni była sobą. Czuję się skrępowana… Drgnęłam lekko czując nagle ciepły strumień wody wydobywający się spod prysznica, który oblewał moje ciało. A właściwie nie moje… muszę pamiętać że to nie moje ciało.

Moje serce gwałtownie zabiło, gdy poczułam, że Tom mnie dotyka. To wcale nie był kobiecy dotyk… miałam wrażenie, że dotyka mnie jako mężczyzna, a nie ja. To moja wyobraźnia… kompletnie zawładnęła moim umysłem. To było coś niesamowitego.

-Nie bądź taka spięta… Przecież to moje ciało.- Rzekł smarując mnie jakimś żelem. Ładnie pachniał… I tak się nie rozluźnię, to niemożliwe. Cały czas wydaje mi się, że jestem w swoim ciele, a on w swoim… Co się ze mną dzieje? Jeszcze chwila i będę miała jakieś erotyczne myśli!- Co by się stało, jakbyśmy teraz się pocałowali?- Spytał, a ja odruchowo cofnęłam się do tyłu stykając się tym samym z chłodnymi kafelkami. Ja tu walczę ze swoją wyobraźnią, a on teraz chce się całować?

-Nie wiem, czy to by wypaliło… w końcu to miał być.. długi i namiętny… pocałunek..- Wydukałam speszona.- Poza tym to chyba nie jest odpowiednie…- Nie dokończyłam, kiedy nagle coś zatkało mi usta. I to nie było zwykłe coś… On przyległ do nich swoimi wargami, a mi niemalże serce stanęło. Zostałam przygnieciona do ściany, oczy miałam szeroko otwarte, ale i tak nic nie widziałam przez opaskę. Nie byłam w stanie go odepchnąć, nawet chyba tego nie chciałam. Bo znowu kontrolę przejęła wyobraźnia… widziałam siebie w swoim ciele i jego, jak się całujemy. W jednej chwili moje mięśnie rozluźniły się i w tym samym momencie poczułam, jak chłopak rozchyla moje wargi swoim językiem wsuwając mi go do buzi. To było szokujące… lecz jednocześnie przyjemne. Poczułam tajemnicze mrowienie w żołądku i jakimś cudem zaczęłam w końcu odwzajemniać ten pocałunek. Z trudem odnalazłam właściwy rytm i pozwoliłam ponieść się emocjom. Naprawdę czułam, że całuję się z mężczyzną pod każdym względem. Gitarzysta ułożył ręce na moich biodrach przyciskając mnie do siebie i nawet na sekundę się ode mnie nie oderwał. Mój żołądek zaczął wariować tak jak moje serce i wyobraźnia… miałam wrażenie jakbym się rozpływała. I nagle poczułam, jakbym unosiła się nad ziemią… i to nie było żadne złudzenie… Obydwoje się unieśliśmy, aby po krótkiej chwili wirowania w powietrzu bardzo powoli stanąć na kafelkach.

Drastycznie powróciłam do rzeczywistości zdając sobie sprawę, co tak naprawdę się tu wydarzyło. Oderwałam się od niego jak oparzona i czym prędzej zdjęłam opaskę… Tom stał przede mną w całej okazałości będąc sobą. Czyli to znaczy… to znaczy, że ja też stoję w swoim ciele… i to całkowicie naga!- Szlag by cię Kaulitz.- Syknęłam i nie zwlekając machnęłam rękoma wyczarowując sobie ciuchy, które zakryły moje ciało. Chłopak jednak w dalszym ciągu stał niewzruszony wpatrując się we mnie, jak zahipnotyzowany. Chyba nawet nie zwrócił uwagi na to, że byłam goła… może rzeczywiście nie obchodzi go moje ciało? A może mu się nie podobam? Bo dlaczego miałabym mu się podobać…- W sumie to… dobrze zrobiłeś.- Stwierdziłam po chwili nieco niepewnie.- Mamy to już za sobą i w ogóle…- Uniosłam na niego swoje spojrzenie. Nadal się na mnie gapił… może mu się coś w mózgu poprzestawiało?- Tom co ci jest? Dobrze się czujesz?- Zaniepokoiłam się, bo dziwnie wyglądał. Może przeżył szok?

-Yhym…- Mruknął znacznie przybliżając się do mnie. Nie bardzo wiedziałam o co mu teraz chodzi i czego mogę się spodziewać. Naprawdę jest jakiś dziwny…

-Tom?- Zamrugałam powiekami czując już jego oddech na swojej twarzy. Patrzył mi prosto w oczy, a moje ciało przechodziło mnóstwo ciepłych dreszczy… chyba, że to była woda? Nie… to nie woda, to Tom. Zdecydowanie on…- Tom…- Powtórzyłam nie widząc z jego strony reakcji, lecz on nadal nic nie mówił. Przysunął się jeszcze bliżej i już prawie czułam jego usta na swoich, bez dwóch zdań chciał mnie pocałować, a ja się nie opierałam. Też tego chciałam… ewidentnie obydwoje tego pragnęliśmy. Przymknęłam powieki czując jak moje serce znowu szybciej bije, a w żołądku fruwają motylki… To jest niesamowite. Jednak tym razem nie było mi dane posmakować jego ust dłużej niż pół sekundy… nagle stało się coś dziwnego i niespodziewanego. Coś jakby nas poraziło, a chłopaka gwałtownie ode mnie odepchnęło i wylądował po drugiej stronie kabiny upadając na podłogę. Natychmiast otworzyłam oczy spoglądając na niego z przerażeniem.- Nic ci się nie stało?!- Podeszłam do niego szybko i przykucnęłam, aby mu się dobrze przyjrzeć.

-Nie… nic mi nie jest.- Odparł lekko drżącym głosem.- Co to było?

-Nie mam pojęcia…- Szepnęłam wystraszona.

-Nie mogłem cię pocałować… dlaczego? Przecież całowaliśmy się… a teraz? Czemu nie mogłem znowu?- Zaczął zadawać pytania, na które nawet nie umiałam mu odpowiedzieć.

-Nie wiem… ja też nic nie rozumiem.- Powiedziałam podnosząc się.- Najwyraźniej nie wolno nam się całować…- Mruknęłam.- Najważniejsze, że wróciliśmy do swoich ciał… po co niby mielibyśmy znowu się całować?- Dodałam lekko poddenerwowana. Nic z tego nie rozumiem, nie wiem co się stało… nic nie wiem… czuję się beznadziejnie.- Może już stąd wyjdźmy. Możemy się normalnie myć…- Rzuciłam na odchodnym i udałam się do pokoju. Wydawało mi się, że cała się trzęsę, a serce nadal tak mocno mi biło… miałam ochotę płakać z bezradności, jaka mną zawładnęła. Nie możemy się całować? Ale dlaczego… czy to coś złego? Cholera, to coś przyjemnego… Ja naprawdę tego chcę? Co się ze mną dzieje… co się dzieje Kavico?


M&L


Dziewczyna w pośpiechu włożyła na nogi pantofle i czym prędzej wybiegła z domu w ślady za czarnowłosym, który zmierzał w nieznanym jej kierunku. Nie było jej łatwo go doganiać na tak wysokich obcasach, niedawno dopiero nauczyła się chodzić w takich butach… nie uczyła się jednak w nich biegać. Tak więc niemożliwością było, aby go dogoniła. W końcu zwolniła w obawie, że powykręca sobie nogi, lecz cały czas miała na oku postać wokalisty. Nie powiedział jej dokąd się wybiera i chciał zostawić ją samą w domu, nie rozumiała jak może coś takiego jej robić. Było jej przykro, że nie zabrał jej ze sobą tym bardziej, że nie chciała być sama. Czuła się taka zagubiona w tym świecie, a jakby tego było mało Bill nie poświęcał jej wystarczająco dużo uwagi, czego bardzo potrzebowała. Pragnęła, żeby kochał ją tak, jak ona jego. Chciała, żeby byli szczęśliwą parą… tylko, że chłopak najwyraźniej nie jest zbyt zainteresowany. To zawsze ona musi robić pierwszy krok w jego kierunku… i zupełnie nie rozumie, czemu on jest taki niedostępny. Za wszelką cenę stara się utrzymać między nimi dystans, który bardzo jej przeszkadza. Ale nie może się poddać… jej zadaniem jest być przy Billu i kochać go całym sercem oraz sprawić, aby i on odwzajemnił to uczucie.

Zatrzymała się na chwilę zauważając, że chłopak wchodzi do jakiegoś budynku. Uniosła wzrok na napis widniejący nad drzwiami pisany dużymi ozdobnymi literami i odczytała w myślach nazwę: kawiarnia. Zmarszczyła brwi kojarząc od razu owe miejsce z kawą, którą każdego ranka parzył Bill.

Nie zwlekając dłużej ruszyła w tamtą stronę, zanim jednak weszła do środka zajrzała przez szybę, żeby upewnić się, iż chłopak rzeczywiście tam jest. Bardzo szybko go dostrzegła siedzącego przy jednym ze stolików, ale nie samego. Towarzyszyła mu jakaś nieznajoma o blond włosach… Brunetka od razu podekscytowała się widząc nową twarz i nie czekając już weszła do kawiarni kierując swoje kroki w stronę Billa.

-Billy… czemu mnie zostawiłeś?- Zapytała na wstępie pełna żalu, gdy tylko stanęła obok chłopaka, który natomiast wydawał się być bardzo zaskoczony jej osobą.

-Co ty tu robisz?

-Nie chciałam siedzieć sama w domu więc przyszłam tu gdzie ty.- Odparła posyłając mu swój słodki uśmiech.- Chyba to nic złego?

-Nie, ale… Umówiłem się z kimś i nie wypadało mi zabierać cię ze sobą.- Wytłumaczył spokojnie, choć w środku targały nim nerwy.

-Oh… ale ja nie będę przeszkadzać.- Zapewniła.- Kim jest ta ładna pani?

-To Nicol…- Powiedział zrezygnowany, a brunetka podeszła do dziewczyny wyciągając do niej rękę.

-Miło mi, ja jestem Allelandra!- Przedstawiła się z szerokim uśmiechem.- Jestem dziewczyną Billa. Opowiadał ci o tym jak się robi dzieci? To takie niesamowite!- Zaczęła się zachwycać, a czarnowłosy w tej chwili miał ochotę zapaść się pod ziemię. Jeszcze nigdy nie było mu tak głupio.- Niedługo będziemy mieli takie dziecko… no tylko musimy sobie je zrobić.- Dodała zajmując miejsce na krześle obok zdumionej dziewczyny.- Masz piękne włosy… Co robisz, że ci się tak kręcą?

-Przepraszam cię… Ona jest trochę jakby z innego świata.- Wtrącił chłopak spoglądając przepraszająco na blondynkę.

-Oh! A twoje usta!- Niemalże podskoczyła na krześle.- Co z nimi zrobiłaś, że są takie duże i błyszczące?

-To błyszczyk powiększający…- Mruknęła.

-Mogę spróbować? Obiecuję, że będę delikatna!- Zapewniła ją, czego nie rozumiała ani Nicol, ani Bill… lecz wszystko wyjaśniło się bardzo szybko, gdy Ally zwyczajnie wpiła się w usta zszokowanej dziewczyny po chwili odrywając się od niej.

-Co ty robisz!?- Bill, aż poderwał się z miejsca nie wierząc własnym oczom.

-Tak mnie uczyłeś przecież…. nie podobało ci się?- Brunetka spojrzała z zapytaniem na Nicol, która nie była w stanie wykrztusić z siebie żadnego słowa.- Ah… wiesz Bill, dziewczyny są chyba smaczniejsze.- Zwróciła się do wokalisty, który patrzył na nią z mordem w oczach.

-Idziemy.- Warknął chwytając ją za rękę.- Przepraszam cię Nicol, zadzwonię do ciebie.- Rzucił w stronę blondynki i pociągnął Allelandrę do wyjścia.- Co ci do głowy strzeliło?!

-Oj Billy… ale wszystko będzie dobrze, tylko kup sobie taki sam błyszczyk jak ma Nicol, albo od niej pożycz…- Powiedziała spokojnie i uśmiechnęła się do niego promiennie.

-Ja oszaleję… oszaleje!


Cdn.