odcinek 2. „Musisz go zniszczyć.”

 

Myślałam, że zakrztuszę się powietrzem. Nie mogłam w to uwierzyć! Jak ja w ogóle znalazłam się w jego pokoju? Jeżeli nawet miałabym takie pragnienie, wiedziałabym o nim. A byłam zajęta myślami matematyką, więc za żadne skarby nie mogłam sama się przenieść! Poza tym umiem panować nad swoimi myślami, nigdy nie użyłabym tak nierozsądnego zaklęcia. Tylko jak ja mu teraz się wytłumaczę…?

-Skąd ty się tutaj wzięłaś?- Zapytał cały czas patrząc na mnie, jak na kosmitkę. Bo w sumie mogłabym być dla niego dziwaczką z innej planety.

-Ja… pomyliłam tylko pokoje, wybacz.- Wymyśliłam coś szybko i natychmiast wycofałam się do drzwi. I mam nadzieję, że nie wzbudzi w nim podejrzeń, to że spaceruję sobie z ołówkiem w ręce…

-Zaczekaj…- Zawołał za mną, jednak nie mogłam go wysłuchać. Musiałam wrócić jak najprędzej do domu. Chyba czas porozmawiać z tatą… ze mną dzieje się coś nie tak. Najpierw nieudane zaklęcie, a teraz nieświadome przenoszenie się z miejsca do innego miejsca… to nie jest normalne!

-Przepraszam, muszę iść.- Rzuciłam przez ramie i opuściłam w pośpiechu pokój, aby nie mógł mnie już zatrzymać. Trudno odmawia się sobie przyjemności, ale cóż… siła wyższa. Rozejrzałam się uważnie po korytarzu i widząc, że nikogo nie ma przeniosłam się z powrotem do swojego pokoju. Nie trwało to nawet sekundy… i jak na zawołanie zastałam u siebie ojca. Najwyraźniej czekał na mnie, bo jego mina wydawała się być poważna. A to mogło znaczyć tylko tyle, że jest z czegoś niezadowolony.

-Gdzie byłaś?

-Właściwie to nie wiem… w jakimś hotelu.– Stwierdziłam niepewnie na niego spoglądając.- Tato, co się ze mną dzieje?

-Z tobą nic.- Pokręcił głową z rezygnacją i usiadł na krześle.- Dowiedziałem się przed chwilą, że straciłaś większość swojej mocy.

-Jak to?!- Prawie, że podskoczyłam nic nie rozumiejąc. Przecież to niemożliwe! Czarodzieje nie tracą mocy! Z tego co wiem, przynajmniej… znowu coś przeoczyłam?

-Dzisiaj jest to magiczne promieniowanie, o którym kiedyś ci wspominałem. Zdarza się to raz na jakiś, bardzo długi czas… i akurat wypadło na dzisiaj. Wtedy dzieją się różne rzeczy… a ty dzisiaj podczas zderzenia z inną osobą przekazałaś jej swoją moc.- Wyjaśnił spokojnie, a ja osłupiałam. Zaczynały docierać do mnie fakty. Oddałam część swojej mocy gitarzyście Tokio Hotel!

-I co teraz?- Wykrztusiłam nie bardzo wiedząc, co mam powiedzieć. W ogóle nie wiedziałam, co należy robić w takiej sytuacji. Wielkim zagrożeniem jest śmiertelnik posiadający magiczną moc. To w ogóle nie miało prawa się wydarzyć.

-Masz trzy miesiące na odzyskanie mocy, w innym wypadku stracisz wszystko.- Zakomunikował poważnym tonem, aż mnie przeszły dreszcze. Pomyślałam nawet przez chwilę, że chciałabym stracić moc, jednak… nie mogę tego zrobić. Wiem, że jestem potrzebna i muszę być silną czarodziejką. Bo to moje przeznaczenie…

-Jak mam to zrobić?- Spojrzałam na niego z zapytaniem i czułam już, że to nie będzie łatwe. Miałam złe przeczucia…

-Ten człowiek stał się nieśmiertelny dzięki twojej mocy, jednak musisz go zniszczyć.- Zamarłam w bezruchu patrząc na niego z niedowierzaniem. Zniszczyć? To chyba są jakieś żarty… nie mogę tego zrobić!- Ale ze względu na to, że twoja moc jest za słaba, nie możesz zniszczyć go zaklęciem.

-Czyli nie muszę go zabijać?- Zapytałam z nadzieją, która jak szybko się pojawiła tak szybko zniknęła wraz z przeczącym kręceniem głowy ojca.

-Dostaniesz od czarodzieja Telekina zaklęty sztylet, aby wykonać to zadanie. Tylko tak możesz go zniszczyć.

-Ale… nie ma innego sposobu?- Spytałam cicho, głos mi lekko drżał z przerażenia, jakie czułam. A może nawet z żalu… nie chciałam tego robić.

-Przykro mi. Masz na to trzy miesiące, sztylet leży w drugiej szufladzie. Jednak nie zwlekaj z tym zbyt długo im szybciej tym lepiej, pamiętaj że teraz masz ograniczoną moc, a on jest od ciebie trzy razy silniejszy, więc uważaj. On może cię zniszczyć nawet o tym nie wiedząc. Dopilnuj, aby nie używał czarów w złych celach.- Nakazał podnosząc się z miejsca.- Pamiętaj, że to twoje przeznaczenie.- Dodał jeszcze zanim opuścił mój pokój zostawiając mnie samą. Byłam w totalnym szoku. Nigdy nie sądziłam, że będę musiała zniszczyć śmiertelnika… że w ogóle kiedykolwiek, kogokolwiek! Chyba nie dojrzałam jeszcze do walki… przecież tak naprawdę nigdy nie chciałam być czarodziejką.

Podeszłam do biurka i drżącą ręką otworzyłam drugą szufladę. Od razu w oczy rzucił mi się złoty pokrowiec, nie miałam odwagi aby wziąć go do ręki. Gwałtownie zatrzasnęłam szufladę czując jak moje serce mocniej bije ze strachu, jaki odczuwałam. Oparłam się rękami o biurko wpatrując się otępiale w jego blat i jednocześnie oddychając głośno, jakbym co najmniej przed chwilą biegła.

Miałam ochotę się rozpłakać ze złości. Byłam wściekła. Mój strach przerodził się w ogromną złość, którą czułam właściwie na samą siebie. Dlaczego akurat z nim się zderzyłam!? Zresztą nieważne, to jest wyłącznie moja wina… gdybym nie była taka roztrzepana i nierozważna nic by się nie stało. A teraz przeze mnie musi umrzeć niczemu niewinny chłopak… nie, nie zniosę tego… jestem zbyt słaba psychicznie, aby to zrobić. Opadłam ze zrezygnowaniem na krzesło i w tym samym czasie odezwał się mój telefon.

-Halo?- Odebrałam od niechcenia połączenie nawet nie zerkając na wyświetlacz.

-Cześć, mała. Czemu się nie odzywasz?- Po drugiej stronie usłyszałam głos przyjaciela, który chyba wyczuł idealny moment, aby do mnie zadzwonić. Nicolaiem, był mi najbliższą osobą wśród czarodziei. Jednak on był właśnie taki, jaki jest teraz Tom. Pół śmiertelnik, pół czarodziej. Ponieważ jego ojciec związał się z śmiertelniczką, co prawda jest to zakazany związek, ale został zaakceptowany. Nie wiem, co sprawiło, że dostali pozwolenie, ale to jest nieistotne. Jestem im wdzięczna, że wydali na świat tak wspaniałego syna. Jest dla mnie jak brat, nawet mój ojciec mnie tak dobrze nie rozumie, jak on.

-Jak dobrze, że dzwonisz…- Wyznałam cicho czując, jak moje oczy wypełniają się łzami.- Moglibyśmy się spotkać?

-Stało się coś?- Zaniepokoił się i słusznie. Gdyby tylko wiedział, co…

-Tak, muszę się z tobą zobaczyć.

-Nie ma sprawy, będę za dwie sekundy.- Oznajmił i słyszałam już tylko sygnał. Jednak nie długo, gdyż zaraz odłożyłam telefon czując ciepłą dłoń na ramieniu. Odwróciłam głowę w jego stronę uśmiechając się delikatnie. Nie do końca był to szczery uśmiech, bo najchętniej zastąpiłabym go łzami…- Co się dzieje?- Odgarnął mi grzywkę z oczu, a ja bez słowa przytuliłam się do niego mocno.

-Muszę zniszczyć człowieka…- Szepnęłam przez łzy czując jak mnie coś ściska w środku. Chyba jeszcze do końca to wszystko do mnie nie dotarło…


M&L


Podszedł do recepcjonistki posyłając jej uprzejmy uśmiech. Miał nadzieję uzyskać od niej jakieś informacje. Chyba jeszcze nigdy mu tak nie zależało… ale to może być jego jedyna szansa, na to aby było lepiej.

-Przepraszam, czy mogłaby mi pani pomóc?

-Jeżeli tylko będę mogła. O co chodzi?- Odwzajemniła jego uśmiech przypatrując mu się uważnie. Westchnął cicho zastanawiając się, czy to ma jakiś sens… przecież nie może nawet być konkretny. Żeby przynajmniej znał jej imię…

-Szukam pewnej dziewczyny… chyba zatrzymała się w tym hotelu, taka szczupła szatynka, ładne oczy… miała na sobie czerwoną bluzkę…- Próbował przypomnieć sobie jak najwięcej szczegółów, jednak to i tak było zbyt mało.

-Niestety, nikogo takiego nie kojarzę… pewnie była młoda, a u nas ostatnio nie zatrzymywał się nikt taki. A jeżeli nawet by tu była, powinien pan wiedzieć, że nie mogę udzielać informacji na temat gości.- Uśmiechnęła się przepraszająco, na co chłopak skinął ze zrozumieniem głową. Bo czego on się spodziewał?

-Rozumiem, dziękuję.- Mruknął i odszedł kierując się w stronę wyjścia. Musiał się przejść, na świeżym powietrzu znacznie lepiej się myśli.

Opuścił hotel i udał się przed siebie nie bardzo wiedząc dokąd. Została mu tylko nadzieja, że może jeszcze kiedyś ją spotka. Wcale się nie zauroczył… po prostu czuje potrzebę poznania jej. Bo wydawała się być inna. Może nawet wyjątkowa…

Drgnął nagle słysząc czyjś krzyk, uniósł głowę spoglądając na ulicę. To była zaledwie chwila, a on czuł się, jakby trwała wiecznie. Mały chłopiec stał na środku jezdni, a z naprzeciwka z wielką prędkością nadjeżdżał duży granatowy samochód. Nie było w ogóle opcji, aby zdążył zahamować… Gitarzysta spojrzał z przerażeniem na pojazd, który znienacka skręcił wjeżdżając na pusty chodnik i jednocześnie cudem wymijając chłopca , którego zaraz zabrała zapłakana matka. Chłopak jeszcze dłuższą chwilę wpatrywał się w ulicę z niedowierzaniem. Przecież tak mało brakowało… jak to w ogóle możliwe, że nic się nie stało? Oczywiście przyniosło mu to wielką ulgę, ale jednocześnie jakieś dziwne wątpliwości… ostatnio wszystko wydaje mu się być takie niezrozumiałe i tajemnicze.


M&L


Opowiedziałam wszystko przyjacielowi, który wysłuchał mnie cierpliwie. Niestety nie mogłam usłyszeć od niego, że wszystko będzie dobrze. Nie mógł powiedzieć mi, że wcale nie muszę wykonać tego zadania. Już nawet nie umiem o tym myśleć. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym wziąć ten sztylet do ręki.

-Nick… ja chyba tego nie zrobię.- Spuściłam wzrok wpatrując się w podłogę. Wszystkie uczucia mieszały się we mnie. Oczywiście rozum podpowiadał, że to mój obowiązek, ale serce… serce mówiło po prostu „nie”. Może gdybym była zła… gdybym była czarownicą przyszłoby mi to z łatwością, ale jestem czarodziejką i nie umiem niszczyć. Tym bardziej ze świadomością, że w ten sam sposób straciłam matkę.

-Wiem, że to dla ciebie trudne, ale nie masz żadnego wyboru.- Stwierdził poważnie.- I tu nie ma w ogóle nad czym się rozczulać. Zrób to szybko, bez zbędnego zwlekania. Nawet nie musi o tym wiedzieć.

-Jak ty sobie to wyobrażasz? Podejdę do niego i co? Tak zwyczajnie wbije mu sztylet bez żadnych wyjaśnień?- Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Chyba nie tego się spodziewałam usłyszeć od najlepszego przyjaciela. Wcale nie jest mi lżej.

-A co? Powiesz mu, „wybacz, ale jestem czarodziejką, a ty zabrałeś mi moc i muszę cię teraz zabić, aby ją odzyskać?”

-Tak. Tak, właśnie mu powiem.- Potwierdziłam ocierając mokre policzki.- Ma prawo wiedzieć co się stało, a ja nie chce być postrzegana jako zabójca. Poza tym jest tak silny, że gdybym chciała się na niego rzucić, mógłby nieświadomie mnie odrzucić, a wiesz czym to się może skończyć.- Rzekłam jednocześnie uświadamiając go.- Opowiem mu wszystko, może będzie chciał się jakoś pożegnać z bliskimi… poza tym, wcześniej czy później zauważy, że jest z nim coś nie tak, a dobrze wiesz, że musi wiedzieć, jak posługiwać się tym darem. Nie może być niczego nieświadom, musi panować nad myślami i pragnieniami. A to wcale nie jest takie proste.- Kontynuowałam z wielkim przejęciem.- Mam trzy miesiące, więc spokojnie ze wszystkim zdążę. Nawet zdążę się do tego przygotować psychicznie i zrozumieć, że tak musi być i już.- Zakończyłam chyba przekonując samą siebie do własnych słów.

-A jeżeli on komuś o tym powie?

-Moja już w tym głowa, aby nie powiedział.- Mruknęłam.- Myślę, że za kilka dni będę gotowa.


Cdn.

 

odcinek 1. „Jakbym tak mógł ją jeszcze dzisiaj spotkać…”

 

Do ciemnego pomieszczenia, z trudem przebijały się promienie słońca przez szczelnie zasłonięte okna. Nigdy do końca nie zrozumiem, dlaczego tata zawsze tak dba, aby te niewielkie okienka były ukryte pod ciemną kurtyną. Przecież i tak nikt niczego by nie zobaczył, kto jest tak głupi, aby zaglądać do czyjejś piwnicy?

Siedziałam kompletnie znudzona na kolejnej rodzinnej „lekcji”, myślami błądziłam zupełnie gdzie indziej. W ogóle nie chciało mi się słuchać tego, co mówił ojciec. On twierdził, że to bardzo ważne, ale ja najchętniej dałabym sobie spokój, jakbym tylko mogła. Nigdy nie prosiłam się, aby być czarodziejką. A teraz coraz częściej zaczyna mi to doskwierać. Czuję wielkie pragnienie bycia normalną. Jednak to nie jest możliwe, być może po części dlatego, że już się przyzwyczaiłam do tego kim jestem. Nie mówię, że nie sprawia mi przyjemności ułatwianie sobie życia za sprawą magii. Czary, czasem bardzo się przydają. Choć nie powinnam używać ich wśród śmiertelników… ale co tam, nikt i tak niczego nie wie, a jakby nawet coś dziwnego zauważył, raczej nie uwierzyłby, że umiem czarować. Umiem wyczarować prawie wszystko, ale są też te poważniejsze zaklęcia, które mogą mieć większy wpływ na życie i właśnie tego się uczę na zajęciach z ojcem. Szkoda tylko, że to jest takie… nudne. Marzy mi się wyjść na dwór na słońce i się bawić, jak małe dziecko, choć mam już siedemnaście lat, ale co tam.

-…jak już mówiłem na początku…- I znowu odleciałam. Ach… jak wspaniale jest wyobrazić sobie cudowną zieloną łąkę i siebie skaczącą wesoło. Ciepłe promienie słońca, które muskają moją skórę…- Kavico![czyt.Kawiko, wymysł autorki.]- A to co? Jakiś grzmot z jasnego nieba! Zamrugałam powiekami patrząc na rozzłoszczonego tatę.- W ogóle mnie nie słuchasz, jak ty chcesz się czegokolwiek nauczyć? Tyle razy ci powtarzam, że musisz to wszystko wiedzieć. Nie możesz żyć i być czarodziejką, jednocześnie nie umiejąc posługiwać się magią!- Wyrecytował wielce przejęty, a ja w międzyczasie zerknęłam na zegarek. Ło, czas na prawdziwą szkołę!

-Tak, tak, tatusiu… wybacz, obiecuję poprawę, ale teraz muszę już iść, bo nie zdążę na lekcje.- Zakomunikowałam i wstałam szybko z miejsca łapiąc za swoją torbę z książkami. Najłatwiej byłoby po prostu użyć czarów, ale… nie mogę. Dziwne, żebym tak znikąd pojawiła się na szkolnym korytarzu, a nie ukrywam, że wiele razy miałam taką pokusę. Chyba każdy chciałby sobie ułatwiać życie, jakby tylko mógł.- Cześć!- Rzuciłam jeszcze i wybiegłam po schodach na górę, następnie kierując się bardzo szybko do wyjścia. Minęłam po drodze starszą sąsiadkę, która jak zwykle była zszokowana, gdy powiedziałam jej dzień dobry. Nie żeby te dwa wyrazy miały w sobie coś dziwnego… po prostu mam tak, że gdy się spieszę moje słowa są wypowiadane nienaturalnie szybko.

Już prawie wyszłam z budynku, kiedy niefortunnie potknęłam się na schodach… byłam przekonana, że zaraz zderzę się z twardym betonem jednak tak się nie stało. Nagle poczułam przyjemny zapach męskich perfum i dopiero po chwili zorientowałam się, że wpadłam prosto w czyjeś ramiona. To było trochę dziwne, bo poczułam coś w środku… jakby przeszył mnie prąd? W każdym razie to trwało zaledwie sekundę, zaraz to uczucie zastąpiło coś przyjemniejszego, gdy tylko ujrzałam tuż przed sobą oczy mojego wybawcy.

-Oh, przepraszam…- Wydukałam trochę po czasie, chyba zbyt wolno myślę.- I dziękuję…- Dodałam jeszcze i w końcu odsunęłam się od niego, żeby nie wyglądało to, tak jak wyglądać nie powinno.

-Cała przyjemność po mojej stronie.- Uśmiechnął się.- Ale uważaj trochę, bo jakby mnie nie było, to zaliczyłabyś bliskie spotkanie z betonem, a to do przyjemnych rzeczy nie należy – powiedział robiąc minę znawcy, po czym znów posłał mi ten zniewalający, promienny uśmiech.*

-Wiem, po prostu bardzo się spieszę. Dzięki jeszcze raz, cześć.- Zakończyłam szybko konwersację i wyminęłam go natychmiastowo przyspieszając kroku. Chętnie jeszcze bym z nim pogadała, ale niestety… nie mam na to czasu. Przynajmniej został mi po nim ładny zapach…


W tym pośpiechu mój mózg chyba nie do końca kontaktował… dopiero, gdy zatrzymałam się na schodach przed drzwiami do szkoły zdałam sobie sprawę, że znam tego chłopaka. I to nie tylko ja, go znam. Przecież to był sam Tom Kaulitz, we własnej osobie. No nie wierzę, że tak po prostu go spławiłam. Tak długo wybierałam się na koncert jego zespołu i nigdy mi się to nie udało. A teraz gdy miałam okazję stanąć z nim oko w oko, najzwyczajniej uciekłam, do głupiej szkoły. Ewentualnie mogłabym cofnąć czas, jednak nie wiem czy powinnam… Ojciec zawsze mi to odradzał. Cofanie czasu należy do jednych z poważniejszych i cięższych zaklęć. Nie powinno się tego nadużywać, lecz perspektywa wymienienia więcej sensownych zdań z gitarzystą Tokio Hotel bardzo mnie zachęca…

Zagryzłam lekko wargę dokładnie analizując całą sytuację i w końcu doszłam do wniosku, że nie zaszkodzi spróbować… poza tym mam to zaklęcie perfekcyjnie opanowane, więc nic złego się nie stanie.

Zbiegłam ze schodów i stanęłam za budynkiem szkoły, gdzie nikt mnie nie mógł zauważyć. Wypowiedziałam w myślach formułkę zaklęcia zamykając przy tym oczy, aby pomogło mi się to skupić. Jednak stało się coś dziwnego… a mianowicie nic się nie stało! Nie zadziałało, czego wcale nie rozumiem! Nadal byłam w tym samym miejscu i była ta sama godzina. To niemożliwe, abym się pomyliła… wszystko zrobiłam tak jak powinnam. Zaklęcie może nie dojść do skutku jedynie wtedy, gdy się ma zbyt mało mocy, ale przecież ja mam jej dużo! Jestem silną czarodziejką, odziedziczyłam najsilniejszą moc po mamie, niemożliwością jest, aby którekolwiek z moich zaklęć nie działało. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się coś podobnego… zupełnie tego nie rozumiem.

Chcąc sprawdzić, czy aby na pewno jakimś cudem nie straciłam swojej mocy skinęłam palcem w stronę trawy, gdzie wyczarowałam kilka kolorowych kwiatków. To się udało bez problemu… więc o co chodzi? Mogłabym jeszcze długo się zastanawiać, lecz zadzwonił dzwonek na lekcje. Nie miałam już czasu na rozważanie, czym prędzej udałam się do budynku.


Na szczęście czas upływał dość szybko, zajęcia pochłonęły mnie w zupełności, aż w końcu nadszedł koniec. I dopiero wtedy przypomniało mi się wydarzenie z rana. Nadal nie wiedziałam, dlaczego moje zaklęcie nie zadziałało, mogłabym zapytać tatę, ale… nie wiem, czy nie przesadzam? Może to nic takiego i w ogóle nie warto zawracać mu głowy. Tak, z pewnością była to jednorazowa wpadka… następnym razem mi się uda. Chyba tak nagle nie straciłam swoich umiejętności? Od dziecka powtarzano mi, że jestem jedną z najpotężniejszych czarodziejek i dlatego muszę przywiązywać dużą wagę do swojego przeznaczenia. Ja pochodzę z rodziny czarodziei, jednak są też czarownicy. Ta druga grupa, jest tą gorszą, aczkolwiek równie potężną. Mimo wszystko jest nas wszystkich niewielu, większość została zniszczona. Zniszczona- bo tak naprawdę jesteśmy nieśmiertelni. Starzejemy się tylko do pewnego wieku, właściwie sami wybieramy sobie kiedy chcemy przestać. Ja się jeszcze nie zdecydowałam… tak naprawdę nie wiem, czy kiedykolwiek będę chciała. Zawsze pragnęłam być zwykła… nie chciałam mieć na sobie takiej odpowiedzialności. Czasem bardzo mi to ciąży, tym bardziej, gdy nie mogę wykorzystać swojej mocy do walki ze złem w naszym „magicznym świecie”. Podobno jestem za młoda… więc dlaczego mówią, że potężna? Gdybym naprawdę miała, aż tak wielką moc nie stanowiłby dla mnie problemu wiek, ani doświadczenie. Już sama nie wiem, czy mam im wierzyć…

Podobno mój dziadek był czarownikiem, czyli tym złym. Jednak do końca wcale tak nie było, bo walczył sam ze sobą. Ożenił się z czarodziejką, czyli moją babcią. Połączyła ich wielka miłość, dlatego wygrali ze złem. A potem urodziła się moja mama, związała się z moim ojcem, a z ich miłości powstałam ja. Ponoć obydwoje byli tak silni, że przejęłam po nich wszystko co najcenniejsze. Powiedziano mi, że moja mama umarła z wycięczenia po porodzie… ale ja wiem, że to nie jest prawda. Nie wiem, jak oni mogą sądzić, że jestem, aż taka naiwna i głupia. Nieśmiertelni nie mogą być wycieńczeni zwykłymi czynnościami ludzkimi. Jedyne co może nas męczyć i sprawiać ból, to siła zaklęcia. Czasem musimy włożyć w czary tak dużo siebie, że odczuwamy ból.

I wiem, że moja mama została zniszczona. Ale czuwa nade mną… wiem, że jest gdzieś blisko.


Wróciłam do domu i udałam się prosto do swojego pokoju. Cały czas nurtowała mnie sprawa z nieudanym zaklęciem. Jakoś źle się z tym czułam…a do tego jeszcze Tom. Miałam dziwną ochotę, aby go bliżej poznać. Albo przynajmniej wybrać się w końcu na koncert. Niby nie jestem jego zagorzałą fanką, ale jakieś dziwne uczucie mnie do niego przyciąga… miał coś w tych swoich oczach. Zresztą, chyba za dużo myślę…

Włączyłam komputer i poszperałam trochę w internecie, miałam nadzieję natknąć się na jakieś informacje o najbliższych koncertach w Berlinie, bądź w okolicach. Naprawdę mnie wzięło.

I słusznie postąpiłam wykazując zainteresowanie, gdyż jeden koncert ponoć jakiś charytatywny miał się odbyć, za kilka dni. Problem w tym, że wszystkie bilety zostały już wyprzedane. Ho, ale dla kogo problem? Bo raczej nie dla mnie. Uśmiechnęłam się pod nosem i niewiele myśląc skinęłam palcem, a na moim biurku pojawił się świeżutki, jeszcze pachnący fabryką bilet wstępu. Dobra, może i to trochę nie fair wobec innych, ale… ja tak długo z tym zwlekałam, muszę w końcu ich zobaczyć na żywo. A czemu mam nie korzystać ze swojego daru?

Zadowolona schowałam bilet do szuflady i zajęłam się odrabianiem lekcji, choć wcale nie mogłam się skupić… kurcze, chyba właśnie się uszczęśliwiłam…


M&L


Szedł przez korytarz cały w nerwach, a w głowie miał pełno myśli, które wcale mu nie ułatwiały. Zupełnie nie wiedział, jak ma powiedzieć bratu, że zgubił jego zeszyt z tekstami. Przecież to najgorsze co mógł zrobić! On go zabije… tyle nad tym pracował, a teraz co?

Zatrzymał się gwałtownie widząc, jak czarnowłosy wychodzi z pokoju i macha do niego wesoło, nie minęła chwila jak stanął przed nim wlepiając w niego swoje czekoladowe spojrzenie.

-Cześć, co tam? Gdzie byłeś?

-Ja… Bill, muszę ci o czymś powiedzieć.- Westchnął ciężko, a brat uniósł brwi oczekując dalszych słów z jego strony, jednak kompletnie nie wiedział, jak zacząć. I nie widział dla siebie ratunku z całej sytuacji…-Cholera, no… przecież muszę coś wymyślić.- Jęczał w myślach coraz bardziej się stresując.

-Tom, o co chodzi? Co znowu zrobiłeś?

-Ja tylko… bo ja zgubiłem twój zeszyt.- Wyznał spuszczając głowę, na co wokalista spojrzał na niego niezrozumiale.

-Mówisz o tym?- Schylił się i podniósł z podłogi owy zgubiony przedmiot. Tom, wytrzeszczył oczy nie wierząc w to co widzi. Jakim cudem!?- Ty się chyba dzisiaj nie najlepiej czujesz. Chyba, że to miał być żart…

-Tak… no jasne… chciałem cię tylko wystraszyć.- Zaśmiał się nerwowo i klepiąc go po ramieniu wyminął brata i udał się w stronę swojego pokoju jeszcze nie mogąc pojąć jak to się stało. To z nim jest coś nie tak? Może rzeczywiście coś mu się pomyliło i cały czas miał ten zeszyt tylko mu wypadł…

Zamknął drzwi i położył się na swoim łóżku wlepiając wzrok w sufit. Przypomniała mu się dziewczyna, która na niego wpadła rano. Tak szybko mu uciekła, że nawet nie zdążył zapytać o jej imię. A miała takie dziwne oczy… albo raczej niezwykłe. Nie widział jeszcze nigdy takiego koloru… jakby miód połączony z błękitem. Poza tym ogólnie wydała mu się bardzo ciekawa, jak na pierwsze, przypadkowe spotkanie. Prawda jest taka, że brakuje mu towarzystwa kogoś nowego. Kogoś innego niż wszyscy otaczający go ludzie. Chciałby coś zmienić… na lepsze. Nie bardzo odpowiada mu spędzanie wolnego czasu w hotelu, czy w domu. Ale też nie ma ochoty wychodzić gdziekolwiek z kumplami, czy też obcymi dziewczynami. Brakuje mu w życiu przygód, bo to wszystko staje się takie monotonne…

-Jakbym tak mógł ją jeszcze dzisiaj spotkać…- Westchnął cicho przewracając się na drugi bok. Nawet nie był świadom jak wielkie znaczenie miały jego myśli i słowa, a jaką siłę miało jego pragnienie zobaczenia jej.

-Em… co to ma być?- Usłyszał za sobą nagle damski głos. Odwrócił się natychmiast wystraszony, myślał, że zaraz zemdleje widząc stojącą w jego pokoju dziewczynę. Dokładnie tą samą, która na niego wpadła. Ona sama była bardzo zaskoczona jego widokiem…- Jak ty to zrobiłeś!?- Wypaliła nagle drżącym głosem. Spodziewała się raczej ujrzeć jakiegoś czarownika, ale to był zwykły śmiertelnik!

-Co.. ja… ale co ty tutaj robisz?


Cdn.


*by 16marta05