Myślałam, że zakrztuszę się powietrzem. Nie mogłam w to uwierzyć! Jak ja w ogóle znalazłam się w jego pokoju? Jeżeli nawet miałabym takie pragnienie, wiedziałabym o nim. A byłam zajęta myślami matematyką, więc za żadne skarby nie mogłam sama się przenieść! Poza tym umiem panować nad swoimi myślami, nigdy nie użyłabym tak nierozsądnego zaklęcia. Tylko jak ja mu teraz się wytłumaczę…?
-Skąd ty się tutaj wzięłaś?- Zapytał cały czas patrząc na mnie, jak na kosmitkę. Bo w sumie mogłabym być dla niego dziwaczką z innej planety.
-Ja… pomyliłam tylko pokoje, wybacz.- Wymyśliłam coś szybko i natychmiast wycofałam się do drzwi. I mam nadzieję, że nie wzbudzi w nim podejrzeń, to że spaceruję sobie z ołówkiem w ręce…
-Zaczekaj…- Zawołał za mną, jednak nie mogłam go wysłuchać. Musiałam wrócić jak najprędzej do domu. Chyba czas porozmawiać z tatą… ze mną dzieje się coś nie tak. Najpierw nieudane zaklęcie, a teraz nieświadome przenoszenie się z miejsca do innego miejsca… to nie jest normalne!
-Przepraszam, muszę iść.- Rzuciłam przez ramie i opuściłam w pośpiechu pokój, aby nie mógł mnie już zatrzymać. Trudno odmawia się sobie przyjemności, ale cóż… siła wyższa. Rozejrzałam się uważnie po korytarzu i widząc, że nikogo nie ma przeniosłam się z powrotem do swojego pokoju. Nie trwało to nawet sekundy… i jak na zawołanie zastałam u siebie ojca. Najwyraźniej czekał na mnie, bo jego mina wydawała się być poważna. A to mogło znaczyć tylko tyle, że jest z czegoś niezadowolony.
-Gdzie byłaś?
-Właściwie to nie wiem… w jakimś hotelu.– Stwierdziłam niepewnie na niego spoglądając.- Tato, co się ze mną dzieje?
-Z tobą nic.- Pokręcił głową z rezygnacją i usiadł na krześle.- Dowiedziałem się przed chwilą, że straciłaś większość swojej mocy.
-Jak to?!- Prawie, że podskoczyłam nic nie rozumiejąc. Przecież to niemożliwe! Czarodzieje nie tracą mocy! Z tego co wiem, przynajmniej… znowu coś przeoczyłam?
-Dzisiaj jest to magiczne promieniowanie, o którym kiedyś ci wspominałem. Zdarza się to raz na jakiś, bardzo długi czas… i akurat wypadło na dzisiaj. Wtedy dzieją się różne rzeczy… a ty dzisiaj podczas zderzenia z inną osobą przekazałaś jej swoją moc.- Wyjaśnił spokojnie, a ja osłupiałam. Zaczynały docierać do mnie fakty. Oddałam część swojej mocy gitarzyście Tokio Hotel!
-I co teraz?- Wykrztusiłam nie bardzo wiedząc, co mam powiedzieć. W ogóle nie wiedziałam, co należy robić w takiej sytuacji. Wielkim zagrożeniem jest śmiertelnik posiadający magiczną moc. To w ogóle nie miało prawa się wydarzyć.
-Masz trzy miesiące na odzyskanie mocy, w innym wypadku stracisz wszystko.- Zakomunikował poważnym tonem, aż mnie przeszły dreszcze. Pomyślałam nawet przez chwilę, że chciałabym stracić moc, jednak… nie mogę tego zrobić. Wiem, że jestem potrzebna i muszę być silną czarodziejką. Bo to moje przeznaczenie…
-Jak mam to zrobić?- Spojrzałam na niego z zapytaniem i czułam już, że to nie będzie łatwe. Miałam złe przeczucia…
-Ten człowiek stał się nieśmiertelny dzięki twojej mocy, jednak musisz go zniszczyć.- Zamarłam w bezruchu patrząc na niego z niedowierzaniem. Zniszczyć? To chyba są jakieś żarty… nie mogę tego zrobić!- Ale ze względu na to, że twoja moc jest za słaba, nie możesz zniszczyć go zaklęciem.
-Czyli nie muszę go zabijać?- Zapytałam z nadzieją, która jak szybko się pojawiła tak szybko zniknęła wraz z przeczącym kręceniem głowy ojca.
-Dostaniesz od czarodzieja Telekina zaklęty sztylet, aby wykonać to zadanie. Tylko tak możesz go zniszczyć.
-Ale… nie ma innego sposobu?- Spytałam cicho, głos mi lekko drżał z przerażenia, jakie czułam. A może nawet z żalu… nie chciałam tego robić.
-Przykro mi. Masz na to trzy miesiące, sztylet leży w drugiej szufladzie. Jednak nie zwlekaj z tym zbyt długo im szybciej tym lepiej, pamiętaj że teraz masz ograniczoną moc, a on jest od ciebie trzy razy silniejszy, więc uważaj. On może cię zniszczyć nawet o tym nie wiedząc. Dopilnuj, aby nie używał czarów w złych celach.- Nakazał podnosząc się z miejsca.- Pamiętaj, że to twoje przeznaczenie.- Dodał jeszcze zanim opuścił mój pokój zostawiając mnie samą. Byłam w totalnym szoku. Nigdy nie sądziłam, że będę musiała zniszczyć śmiertelnika… że w ogóle kiedykolwiek, kogokolwiek! Chyba nie dojrzałam jeszcze do walki… przecież tak naprawdę nigdy nie chciałam być czarodziejką.
Podeszłam do biurka i drżącą ręką otworzyłam drugą szufladę. Od razu w oczy rzucił mi się złoty pokrowiec, nie miałam odwagi aby wziąć go do ręki. Gwałtownie zatrzasnęłam szufladę czując jak moje serce mocniej bije ze strachu, jaki odczuwałam. Oparłam się rękami o biurko wpatrując się otępiale w jego blat i jednocześnie oddychając głośno, jakbym co najmniej przed chwilą biegła.
Miałam ochotę się rozpłakać ze złości. Byłam wściekła. Mój strach przerodził się w ogromną złość, którą czułam właściwie na samą siebie. Dlaczego akurat z nim się zderzyłam!? Zresztą nieważne, to jest wyłącznie moja wina… gdybym nie była taka roztrzepana i nierozważna nic by się nie stało. A teraz przeze mnie musi umrzeć niczemu niewinny chłopak… nie, nie zniosę tego… jestem zbyt słaba psychicznie, aby to zrobić. Opadłam ze zrezygnowaniem na krzesło i w tym samym czasie odezwał się mój telefon.
-Halo?- Odebrałam od niechcenia połączenie nawet nie zerkając na wyświetlacz.
-Cześć, mała. Czemu się nie odzywasz?- Po drugiej stronie usłyszałam głos przyjaciela, który chyba wyczuł idealny moment, aby do mnie zadzwonić. Nicolaiem, był mi najbliższą osobą wśród czarodziei. Jednak on był właśnie taki, jaki jest teraz Tom. Pół śmiertelnik, pół czarodziej. Ponieważ jego ojciec związał się z śmiertelniczką, co prawda jest to zakazany związek, ale został zaakceptowany. Nie wiem, co sprawiło, że dostali pozwolenie, ale to jest nieistotne. Jestem im wdzięczna, że wydali na świat tak wspaniałego syna. Jest dla mnie jak brat, nawet mój ojciec mnie tak dobrze nie rozumie, jak on.
-Jak dobrze, że dzwonisz…- Wyznałam cicho czując, jak moje oczy wypełniają się łzami.- Moglibyśmy się spotkać?
-Stało się coś?- Zaniepokoił się i słusznie. Gdyby tylko wiedział, co…
-Tak, muszę się z tobą zobaczyć.
-Nie ma sprawy, będę za dwie sekundy.- Oznajmił i słyszałam już tylko sygnał. Jednak nie długo, gdyż zaraz odłożyłam telefon czując ciepłą dłoń na ramieniu. Odwróciłam głowę w jego stronę uśmiechając się delikatnie. Nie do końca był to szczery uśmiech, bo najchętniej zastąpiłabym go łzami…- Co się dzieje?- Odgarnął mi grzywkę z oczu, a ja bez słowa przytuliłam się do niego mocno.
-Muszę zniszczyć człowieka…- Szepnęłam przez łzy czując jak mnie coś ściska w środku. Chyba jeszcze do końca to wszystko do mnie nie dotarło…
M&L
Podszedł do recepcjonistki posyłając jej uprzejmy uśmiech. Miał nadzieję uzyskać od niej jakieś informacje. Chyba jeszcze nigdy mu tak nie zależało… ale to może być jego jedyna szansa, na to aby było lepiej.
-Przepraszam, czy mogłaby mi pani pomóc?
-Jeżeli tylko będę mogła. O co chodzi?- Odwzajemniła jego uśmiech przypatrując mu się uważnie. Westchnął cicho zastanawiając się, czy to ma jakiś sens… przecież nie może nawet być konkretny. Żeby przynajmniej znał jej imię…
-Szukam pewnej dziewczyny… chyba zatrzymała się w tym hotelu, taka szczupła szatynka, ładne oczy… miała na sobie czerwoną bluzkę…- Próbował przypomnieć sobie jak najwięcej szczegółów, jednak to i tak było zbyt mało.
-Niestety, nikogo takiego nie kojarzę… pewnie była młoda, a u nas ostatnio nie zatrzymywał się nikt taki. A jeżeli nawet by tu była, powinien pan wiedzieć, że nie mogę udzielać informacji na temat gości.- Uśmiechnęła się przepraszająco, na co chłopak skinął ze zrozumieniem głową. Bo czego on się spodziewał?
-Rozumiem, dziękuję.- Mruknął i odszedł kierując się w stronę wyjścia. Musiał się przejść, na świeżym powietrzu znacznie lepiej się myśli.
Opuścił hotel i udał się przed siebie nie bardzo wiedząc dokąd. Została mu tylko nadzieja, że może jeszcze kiedyś ją spotka. Wcale się nie zauroczył… po prostu czuje potrzebę poznania jej. Bo wydawała się być inna. Może nawet wyjątkowa…
Drgnął nagle słysząc czyjś krzyk, uniósł głowę spoglądając na ulicę. To była zaledwie chwila, a on czuł się, jakby trwała wiecznie. Mały chłopiec stał na środku jezdni, a z naprzeciwka z wielką prędkością nadjeżdżał duży granatowy samochód. Nie było w ogóle opcji, aby zdążył zahamować… Gitarzysta spojrzał z przerażeniem na pojazd, który znienacka skręcił wjeżdżając na pusty chodnik i jednocześnie cudem wymijając chłopca , którego zaraz zabrała zapłakana matka. Chłopak jeszcze dłuższą chwilę wpatrywał się w ulicę z niedowierzaniem. Przecież tak mało brakowało… jak to w ogóle możliwe, że nic się nie stało? Oczywiście przyniosło mu to wielką ulgę, ale jednocześnie jakieś dziwne wątpliwości… ostatnio wszystko wydaje mu się być takie niezrozumiałe i tajemnicze.
M&L
Opowiedziałam wszystko przyjacielowi, który wysłuchał mnie cierpliwie. Niestety nie mogłam usłyszeć od niego, że wszystko będzie dobrze. Nie mógł powiedzieć mi, że wcale nie muszę wykonać tego zadania. Już nawet nie umiem o tym myśleć. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym wziąć ten sztylet do ręki.
-Nick… ja chyba tego nie zrobię.- Spuściłam wzrok wpatrując się w podłogę. Wszystkie uczucia mieszały się we mnie. Oczywiście rozum podpowiadał, że to mój obowiązek, ale serce… serce mówiło po prostu „nie”. Może gdybym była zła… gdybym była czarownicą przyszłoby mi to z łatwością, ale jestem czarodziejką i nie umiem niszczyć. Tym bardziej ze świadomością, że w ten sam sposób straciłam matkę.
-Wiem, że to dla ciebie trudne, ale nie masz żadnego wyboru.- Stwierdził poważnie.- I tu nie ma w ogóle nad czym się rozczulać. Zrób to szybko, bez zbędnego zwlekania. Nawet nie musi o tym wiedzieć.
-Jak ty sobie to wyobrażasz? Podejdę do niego i co? Tak zwyczajnie wbije mu sztylet bez żadnych wyjaśnień?- Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Chyba nie tego się spodziewałam usłyszeć od najlepszego przyjaciela. Wcale nie jest mi lżej.
-A co? Powiesz mu, „wybacz, ale jestem czarodziejką, a ty zabrałeś mi moc i muszę cię teraz zabić, aby ją odzyskać?”
-Tak. Tak, właśnie mu powiem.- Potwierdziłam ocierając mokre policzki.- Ma prawo wiedzieć co się stało, a ja nie chce być postrzegana jako zabójca. Poza tym jest tak silny, że gdybym chciała się na niego rzucić, mógłby nieświadomie mnie odrzucić, a wiesz czym to się może skończyć.- Rzekłam jednocześnie uświadamiając go.- Opowiem mu wszystko, może będzie chciał się jakoś pożegnać z bliskimi… poza tym, wcześniej czy później zauważy, że jest z nim coś nie tak, a dobrze wiesz, że musi wiedzieć, jak posługiwać się tym darem. Nie może być niczego nieświadom, musi panować nad myślami i pragnieniami. A to wcale nie jest takie proste.- Kontynuowałam z wielkim przejęciem.- Mam trzy miesiące, więc spokojnie ze wszystkim zdążę. Nawet zdążę się do tego przygotować psychicznie i zrozumieć, że tak musi być i już.- Zakończyłam chyba przekonując samą siebie do własnych słów.
-A jeżeli on komuś o tym powie?
-Moja już w tym głowa, aby nie powiedział.- Mruknęłam.- Myślę, że za kilka dni będę gotowa.
Cdn.