odcinek 9.”W takim razie ja ciebie kocham.”

Nie ma to, jak „szczęście” Kaulitza. Byłam mu wdzięczna, że wyratował nas z tej nieprzyjemnej sytuacji, bo ja sama przyznam, że spanikowałam i na pewno nic bym nie zrobiła. Szkoda tylko, że sprowadził nas do miejsca, gdzie nic nie można zdziałać. Nasze moce nie działają. Po prostu nic nie możemy zrobić! A w tym przypadku bez magii jesteśmy postawieni przed ścianą, tym bardziej, że nie wiemy gdzie jesteśmy. Jakby tego było mało wszędzie jest ciemno, jak nie powiem gdzie i ledwo widzimy swoje twarze.

-Jesteś bardzo zła?

-Nie, skąd. Jestem cholernie zadowolona, że stoję w środku obcego, ciemnego lasu i nie wiem, co mnie czeka.- Zironizowałam starając się nad sobą panować. Muszę być wyrozumiała…muszę!

-To fajnie, bo chyba będziemy musieli zostać tu, aż się rozjaśni…- Stwierdził, a po moim ciele przeszedł nieprzyjemny deszcz. Nie wyobrażam sobie spędzenia w tym miejscu całej nocy. Niby jak!?-Może nie będzie tak źle…

-Czytasz mi w myślach!?- Wypaliłam wytężając wzrok, aby móc dostrzec wyraz jego twarzy. Jedyne co doskonale wiedziałam, to jego świecące ślepia. Mogłyby robić za latarki, gdyby tylko świeciły troszkę mocniej i jaśniej…

-Nie, no niby jak? Przecież żadne czary tu nie działają.

-Masz księgę?

-Jasne, cały czas.- Odparł, jakby było to oczywiste. Może dla niego, bo ja na przykład uważam, że można się spodziewać po nim wszystkiego. Ciekawe, co jeszcze mnie czeka podczas tej znajomości.- Ale raczej nic w niej nie znajdziemy po ciemku.

-Przecież wiem.- Burknęłam i ostrożnie się poruszając wyszukałam po omacku jakiegoś odpowiedniego miejsca, gdzie mogłabym usiąść. W rezultacie wylądowałam na trawie pod jakimś wielkim drzewem.- Za cholerę nie wiem, gdzie możemy być. O czym myślałeś, gdy nas przenosiłeś?

-Nie wiem… tylko o tym, aby nas uratować. Ta czarodziejka wyglądała na nieźle wkurzoną, każda sekunda się liczyła. Przecież wystarczyłoby, żeby ruszyła palcem, a już by cie nie było!- Wyrecytował z wielkim przejęciem i po chwili usiadł obok mnie.

-Mnie? A ty, to co? Ciebie jako pierwszego chciała zniszczyć.- Przypomniałam mu, bo dość dziwnie zabrzmiały jego słowa.

-Ale ja użyłem ochronnego zaklęcia, więc byłem bezpieczny.- Oświadczył, co mnie wmurowało w ziemię. Nie wiem, co bardziej… to, że potrafił użyć tego zaklęcia w odpowiedniej chwili, czy to, że uratował mnie. Wiem, że niby jesteśmy w jednej drużynie, ale mimo wszystko on w dalszym ciągu jest zwykłym człowiekiem… przecież mógł dać sobie ze mną spokój i wykorzystać swoją moc na zaspokojenie swoich pragnień. Niekoniecznie zgodnych z magicznym prawem. Jestem przeszkodą, aby mógł robić, to na co ma ochotę…- Przynajmniej na coś przydała się twoja lekcja, ale mogłaś od razu nauczyć mnie, jak ochronić inną osobę, w tym przypadku ciebie. Byłoby chyba prościej i nie siedzielibyśmy tutaj.- Dodał nieco przemądrzałym tonem, a ja dopiero teraz się ocknęłam.

-A nie myślałeś nigdy, żeby wykorzystać swoją moc tak jak ty tego chcesz? Na przykład stworzyłeś dziewczynę bratu, nie chciałbyś jeszcze więcej? Mogłeś pozwolić, aby mnie zniszczyła, a wtedy robiłbyś wszystko, to co tylko by ci się podobało i miałbyś jeszcze większą moc, bo mnie już by nie było…

-Za kogo ty mnie masz?- Odwrócił głowę w moją stronę, czułam jak przeszywa mnie wzrokiem i zrobiło mi się głupio.- Ty chcesz darować mi życie ryzykując wszystko, a ja w zamian miałbym chcieć cie usunąć?

-Masz prawo być zły… w końcu to wszystko moja wina, gdyby nie ja, nie miałbyś tych wszystkich problemów… nie musiałbyś teraz tu być, szukać rozwiązania tylko po to, aby móc dalej żyć.- Starałam się uargumentować jakoś swój tok myślenia.

-Nigdy nie miałem i nie będę miał ci tego za złe.- Rzekł poważnym tonem, aż mnie dreszcze przeszły.-Cieszę się, że cie poznałem… znamy się krótko, ale już wprowadziłaś do mojego życia wiele nowych barw… wszystko było takie monotonne, bez sensu i nagle pojawiłaś się ty.

-Myślałam, że mnie nienawidzisz, że wszystko ci popsułam…

-Mojego życia nie da się bardziej popsuć, ratujesz jego pozostałości.- Zupełnie nie wiedziałam, jak mam się zachować. Poczułam się trochę, jakby wyznawał mi nie wiadomo, co ważnego… a to było takie przyjemne i miłe…Nigdy nikt nie dał mi do zrozumienia, że robię nawet o tym nie wiedząc, coś dobrego.- A poza tym… jesteś zbyt ładna, żeby móc się na ciebie złościć.- W tej chwili dziękowałam w duchu, że jest tak ciemno. Czułam jak moje policzki płoną, gdyby to było możliwe cały las by rozjaśniał pod ich wpływem.- Już tak mam, że dla dziewczyn, które mi się podobają jestem w stanie wiele poświęcić. Może życie to jednak zbyt wiele, ale… ale dla ciebie chciałem to zrobić. Nie wiem do końca dlaczego… po prostu chciałem.- Nawet nie pomyślał, jak bardzo stawia mnie w niezręcznej sytuacji. A ja z tego wszystkiego kompletnie się pogubiłam… że niby przekazał mi, że mu się podobam? Chyba jestem za tępa, aby go zrozumieć.- Dlaczego nic nie mówisz? Zasnęłaś?

-Nie… po prostu nie wiem, co mam powiedzieć…- Odezwałam się niepewnie. Głos mi lekko drżał, czego nie umiałam opanować.

-Może przynajmniej, że też mnie lubisz?- Zasugerował z delikatnym uśmiechem, który od razu wyczułam.

-Lubię… wbrew pozorom jesteś bardzo fajny i można z tobą wytrzymać.- Skwitowałam również się uśmiechając, jednak nieco szerzej, nie mogłam się powstrzymać. Uśmiech sam wpływał na moją twarz.

-Uh, kamień z serca… już myślałem, że mi tu wygarniesz jaki to jestem okropny.

-Przecież nie jesteś.- Westchnęłam cicho.-Jesteś całkowicie w porządku…- Dodałam ziewając przy tym. Poczułam nieprzyjemny dreszcz, gdy chłodny wiatr dał o sobie znać. To będzie najgorsza noc w moim życiu…

-Zimno ci?- Trochę mnie znużyło, więc jego głos nieźle mnie pobudził. Dopiero po chwili zanalizowałam jego słowa, a sens ich dotarł do mnie, gdy zauważyłam, że rozpina bluzę, natychmiast go zatrzymałam…

-Przestań, nic mi nie będzie.

-Ale zmarzniesz… do rana jeszcze daleko.

-Ty też zmarzniesz, jak ją zdejmiesz.- Stwierdziłam stanowczo. To był z jego strony miły gest, ale nie ma mowy. Będę go potem miała na sumieniu.

-Ja jestem facetem, nie czuję zimna tak jak ty.- Drążył dalej stojąc uparcie przy swoim. Może mówić co chce, ale mnie nie przekona.- Proszę no nie bądź taka, przynajmniej się na coś przydam. W końcu to ja nas w to wpakowałem.

-Daj już spokój. Idę spać.- Zakończyłam nie chcąc już słyszeć, żadnych głupich argumentów z jego strony.

-W takim razie mam inny pomysł, dzięki któremu nam obojgu będzie ciepło.- Uniosłam na niego swoje pytające spojrzenie, a on rozłożył ramiona wraz ze swoją bluzą, nie bardzo zrozumiałam o co mu chodzi…- Obejmij mnie…

-Ale wiesz… mi nie jest, aż tak zimno.- Powiedziałam po chwili namysłu. Nie miałam odwagi się do niego zbliżyć… nie, no gdzie mi do niego?

-Oj, nie bój się… przecież cie nie zjem, chce tylko abyśmy jakoś dotrwali do jutra…- Przyciągnął mnie znienacka do siebie, a ja już nie miałam jak zaprotestować. Zostałam zwyczajnie uwięziona w jego bluzie…

-To, że powiedzieliśmy sobie dzisiaj trochę miłych słów nie znaczy, że mamy się do siebie kleić…- Wymamrotałam w jego tors, do którego zostałam przygnieciona. Ładnie pachnie…ale! Myślmy trzeźwo.

-Nie marudź. Utulę cię, będziesz spała jak niemowlę…

-W tak niewygodnej pozycji raczej nie.- Poskarżyłam się jednocześnie próbując poprzekręcać ręce tak, aby móc nimi jakoś swobodnie poruszać.

-Mówiłem, żebyś mnie objęła…

-Teraz ty marudzisz.- Zauważyłam inteligentnie po czym, gdy już udało mi się wydostać ręce spod swojego brzucha owinęłam je wokół jego ciała dobrowolnie się do niego przytulając.- Od razu lepiej…

-Też tak myślę. Ładnie pachniesz…

-Ty też.- Uśmiechnęłam się pod nosem. Przy takich zapachach to ja mogłabym spać zawsze…

-Ciepło ci?

-Gorąco.

-Czemu mnie to nie dziwi…

-Phi. Dobranoc.- Parsknęłam pod nosem, po czym nastała cisza. Dopiero teraz mogłam usłyszeć bicie jego serca, jakoś nic poza tym do mnie nie docierało…to dopiero dziwne.


M&L


Czarnowłosy wszedł do kuchni rozciągając się przy tym, nie był pewien, czy aby na pewno już się obudził. To co zobaczył przeszło chyba jego najśmielsze wyobrażenia… to chyba już lekka przesada. Stwierdzając, że to co widzi jest rzeczywistością z przerażeniem podbiegł do dziewczyny i chwycił jej rękę uniemożliwiając jakiekolwiek ruchy, a wolną dłonią zakręcił gaz.

-O, Bill… już wstałeś.- Uśmiechnęła się do niego, czego wcale nie rozumiał. Prawie wsadziła rękę do ognia, a zachowuje się jakby nic się nie stało!- Chciałam sprawdzić, czy to naprawdę grzeje…

-Alle, tego się nie sprawdza, po prostu trzeba uwierzyć, że tak jest w innym wypadku spalisz sobie dłoń.- Wyjaśnił, jak małemu dziecku. Jeszcze trochę i się do tego przyzwyczai. Coraz częściej zaczynał się zastawiać, skąd ona się w ogóle wzięła. Może Tom ją poznał w jakimś wariatkowie? Choć była bardzo piękna i robiła na nim niemałe wrażenie, niepokoiło go jej zachowanie. Jeszcze nigdy w życiu nie spotkał się z czymś takim. Już nawet nie wie, jak powinien się zachowywać… a jak na złość nie może zapytać o nic brata, bo zniknął gdzieś. Gdyby tylko wiedział, że dosłownie zniknął…

-To musiałoby być bardzo fascynujące.

-Raczej nieprzyjemne, potem miałabyś bardzo niefajną skórę.

-Oh… to byłoby fatalnie, przecież ona jest taka delikatna.- Posmutniała na samą myśl.- Jestem bardzo nierozważna.

-Tak, dlatego lepiej nic nie sprawdzaj. Jak czegoś nie wiesz, zapytaj.

-A ty znasz na wszystko odpowiedź?

-Nie wiem, czy na wszystko, ale myślę, że w większości wątpliwości będę mógł ci pomóc.- Stwierdził pewnie.- A teraz siadaj, zrobię śniadanie.- Wskazał jej miejsce przy stole jednocześnie puszczając jej rękę.

-Ty jesteś taki zaradny i w ogóle mądry.- Zachwyciła się patrząc na niego z podziwem.- A ze mnie taka niezdara…

-Nauczysz się jeszcze wszystkiego.

-Ty mnie nauczysz? Bo ja jeszcze wielu rzeczy nie umiem… jestem taka niedoświadczona!

-Ym… a czemu akurat ja?

-Bo ty jesteś taki cudowny, zaradny, wspaniały, idealny…

-W ten sposób raczej nie mówi się o osobie, którą zna się tak krótko.

-Nie? A o jakiej…

-Już prędzej o kimś kogo się kocha. Przecież w rzeczywistości nikt nie jest ideałem, jeżeli kogoś się nim nazywa, musi być naprawdę ważny dla danej osoby.

-W takim razie ja ciebie kocham.- Wzruszyła ramionami, jak gdyby nigdy nic i uśmiechnęła się do niego wesoło. Chłopak natomiast stał w bezruchu wpatrując się w nią zszokowany, no czegoś takiego jeszcze nie było…

-No, ale… są różne rodzaje miłości.- Odezwał się po chwili lekko zmieszany.- Można kochać kogoś, jak brata, czy siostrę… na przykład, jak ja i Tom… ale ty nie jesteś moją siostrą, więc nie możesz mnie tak kochać, bardziej już możesz kochać miłością przyjacielską… ale jest jeszcze rodzaj takiej miłości, w sensie że ktoś jest z kimś w związku.- Wyjaśnił z nadzwyczajnym spokojem.

-A o co chodzi w tym związku?

-Więc… ludzie łączą się w pary, bo się kochają,  wtedy chodzą wszędzie razem, przytulają się, całują… zakładają rodzinę…

-A o co chodzi w tym całowaniu i przytulaniu?

-Hm…no… po prostu…- Zastanowił się przez chwilę nie bardzo wiedząc, jak jej to wytłumaczyć. To było jedno z tych dziwnych i trudnych pytań…- Przytulanie jest proste, po prostu jesteś blisko kogoś i go obejmujesz…A całowanie… no więc… Dwie osoby łączą ze sobą swoje usta iii… no… wsuwają sobie do buzi język, a potem no… tak… tak nimi poruszają jakby w rytm jakiejś muzyki! Tak delikatnie, ale stanowczo… tak, tak z uczuciem, z przejęciem… to cudowne uczucie, to jest takie… przyjemne i w ogóle… Wtedy całkiem odpływasz i pogrążasz się w tym co robisz, dajesz komuś część siebie i to jest coś naprawdę niesamowitego. Tego nie da się opisać słowami…- Wyrecytował gestykulując przy tym z przejęciem rękami. Bardzo się wczuł i chyba w pełni udało mu się wyjaśnić, to czego nie rozumiała brunetka.

Zrobiła z ust dzióbek patrząc na niego zamyślona, by po chwili jednym krokiem pokonać dzielącą ich odległość i złączyć swoje wargi z jego ustami…


Cdn.

odcinek 8.”Vico…chyba coś nie działa.”

 

Odkąd przyłapałam ojca na próbie użycia zakazanego zaklęcia straciłam do niego zaufanie. Nie wiem już czego mogę się spodziewać. W każdym razie mam zamiar być bardzo czujna i to samo poleciłam Tomowi. Nauczyłam go zaklęcia ochronnego przed magią, ale nie powiedziałam dlaczego. Wolałam go nie straszyć. Mam nadzieję jednak, że nie będzie musiał tego używać. Nie jest na tyle doświadczonym czarodziejem, aby w pełni go to ochroniło. Poza tym takie zaklęcie działa tylko przez jakiś czas, więc właściwie jakby ktoś chciał rzucić na niego czar, szanse na to, że się przed tym uchroni są minimalne. A ja sama pomóc mu nie mogę. Niestety jestem zbyt słaba i muszę szybko coś wymyślić. Naprawdę nie chcę, aby on cierpiał przez tak podłe zaklęcie. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, że można by kogoś zmusić do miłości. Oczywiście mój ojciec miał racje- gdyby rzucił na niego to zaklęcie, chłopak bez problemu poddałby się śmierci, tylko i wyłącznie dla mnie. Zaklęcie miłości, jest bardzo niebezpieczne. Człowiek wtedy właściwie nie myśli racjonalnie. Pragnie tylko, aby osoba, którą „kocha”, była szczęśliwa i jeżeli to możliwe była jego. Nie powiem, żeby to było nieprzyjemne, ale co mi po miłości, która nie jest prawdziwa?

Właściwie to, co Tom zrobił dla swojego brata jest podobne. Stworzył mu idealną dziewczynę, której kazał go pokochać. Ona nie wie do końca o co w tym wszystkim chodzi. Nie ma pojęcia o prawdziwym życiu. Jest jak wymyślona postać wyrwana z ludzkiej wyobraźni…nie wiem, co z tego wyjdzie. Na razie jednak mam swoje problemy, więc idealną dziewczynę zostawię sobie na koniec.

Poprosiłam także Toma, żeby używając swojej mocy, pomógł mi zabezpieczyć pokój. Mianowicie nie chcę, aby ktokolwiek zjawiał się w nim za pomocą magii. Potrzebuję odrobiny prywatności, to po pierwsze, a po drugie nie mam zamiaru wracając do siebie obawiać się, że zastanę tu Nicolaiema, albo jeszcze kogoś innego. Teraz zapewne wiele osób będzie chciało wtrącić się w moją sprawę ze śmiertelnikiem. Cóż, taki jest właśnie magiczny świat…

Nie było łatwo, ale po wielu próbach Tomowi się w końcu udało i byłam z niego dumna. Jak na kogoś, kto nigdy nie miał do czynienia z magią bardzo szybko się uczy, to jest ogromny plus. I myślę, że dzięki temu będzie nam o wiele łatwiej. Teraz on ma moc i to od niego wszystko zależy.


-Chcesz to wszystko przeczytać?- Spojrzał na mnie z przerażeniem. Znajdowaliśmy się w piwnicy, gdzie było mnóstwo półek z księgami. Każda była inna i w każdej było kilkaset różnych zaklęć, bądź podpowiedzi, czy też rozwiązań. Niestety nie ma innego wyjścia, muszę sprawdzić każdą z osoba jeżeli chcę znaleźć odpowiednie wyjście z sytuacji. Największym minusem tego jest to, że prawdopodobnie nie znajdę nic, co by nam pomogło.

-Musimy rzucić na to okiem, zajmie nam to z tydzień, ale nie widzę innego sposobu. Jeżeli nawet nie znajdziemy odpowiedniego zaklęcia, zawsze możemy natknąć się na bardzo przydatną podpowiedź.- Wyjaśniłam.-Chyba, że… mógłbyś użyć swoich czarów.

-Jak?

-Używając zaklęcia możesz spośród tych wszystkich ksiąg wybrać tylko te, które nam się do czegoś przydadzą.

-A, to przecież żaden problem.- Stwierdził pewny siebie.- Potrzebna do tego jakaś specjalna formułka?

-Nie, możesz działać sam.- Odparłam czekając na jego działanie. Byłam pewna, że coś pójdzie nie tak, ale nie chciałam mu przeszkadzać. Niech się wykaże, nawet jeżeli miałoby być śmiesznie… nic złego się nie stanie, więc nie ma powodu do obaw.

Oparłam się o ścianę i z daleka patrzyłam na jego poczynania. Miałam okazję, aby uważniej mu się przypatrzeć. Był naprawdę ładny, nawet w tym niewielkim oświetleniu. Dlaczego w świecie magii nie ma takich przystojnych czarodziei? Zamyśliłam się, ale na bardzo krótko, wielki hałas przywrócił mnie do rzeczywistości. Zamrugałam oczami i nie mogłam powstrzymać śmiechu, gdy zobaczyłam wszystkie księgi leżące na podłodze.- Prawie ci się udało…- Spoważniałam widząc jego minę.

-Więc w tych wszystkich księgach jest rozwiązanie?

-Nie. Tylko w tej jednej.- Wskazałam na wysoką półkę, gdzie leżała jedna zakurzona księga.- Dobrze się spisałeś…- Pochwaliłam go ukrywając swoje rozbawienie.- Teraz ją zdejmij…albo lepiej nie.- W ostatniej chwili zrezygnowałam z tego pomysłu. Lepiej nie ryzykować… mógłby zrobić tak, że spadła by na całą resztę i wrócilibyśmy do punktu wyjścia.- Sama to zrobię.- Nie czekając dłużej uniosłam palec ku księdze i używając pozostałości mojej mocy zniosłam ją prosto w ręce chłopaka.- Teraz trzeba ją przeszukać, tylko…

-Co za nierozwaga!- Nie dokończyłam słysząc czyjś oburzony głos. Odwróciliśmy się za siebie, a naszym oczom ukazały się jakieś dwie postaci. Nie byłam w stanie do końca rozpoznać kim są, bo stali akurat w miejscu, gdzie nie docierało światło.

-Wiadomo, przecież to córka tej całej Susanne.

-Jak i matka, tak i córka. Nie wiem, jak mogli chcieć, aby to dziecko panowało nad naszym królestwem.

-Przepraszam bardzo, co tu robicie?- Wtrąciłam się mocno zirytowana. Nie dość, że pojawiają się bez zaproszenia, to jeszcze obrażają mnie do tego wypominając imię mojej matki.

-Przybyliśmy przemówić ci do rozsądku. Chyba nas pamiętasz? Anastasis i Mick.- Oznajmiła dziewczyna robiąc kilka kroków do przodu, dzięki czemu mogłam ją lepiej widzieć. Od razu sobie przypomniałam tą wredną czarodziejkę. Miałam przez nią wiele nieprzyjemności, zawsze gdy się pojawiała działo się coś złego.

-Nikt nie musi mi do niczego przemawiać.- Syknęłam patrząc na nią z mordem w oczach.- A już na pewno nie wy.

-Jak mogłaś przyprowadzić tutaj śmiertelnika i udostępnić mu nasze księgi!?- Oburzyła się.- Złamałaś zasadę.

-On też jest czarodziejem, ma prawo tutaj być.

-Nie jest!- Zaprzeczyła stanowczo.- Zniszcz go.- Nakazała rzucając mi pod nogi zaklęty sztylet. Aż mną wstrząsnęło, gdy go zobaczyłam.

-Nie mam zamiaru.- Oświadczyłam spokojnie, po czym przesunęłam nogą narzędzie pod ścianę.

-Jeżeli tego teraz nie zrobisz będziemy zmuszeni zniszczyć nie tylko jego, ale i ciebie.- Rzekła nie spuszczając ze mnie wzroku. Choć przeraziły mnie jej słowa, nawet przez moment nie pomyślałam, aby wykonać jej polecenie.- A dobrze wiesz, że nie zdołasz się obronić bez mocy, bo właściwie jej nie posiadasz.

-Ale ja posiadam.- Prawie zadrżałam, gdy odezwał się Tom. Jakbym tylko miała choć odrobinę więcej siły sprawiłabym, aby zniknął. Nie daruje sobie, jeżeli coś mu zrobią. A wiem, że z nimi nie ma żartów… i nie mam pomysłu jak wybrnąć z tej sytuacji?

-Ty? Nie rozśmieszaj mnie. Umiesz co najwyżej przenosić przedmioty i może wyczarować królika w kapeluszu.- Zadrwiła.

-Nie doceniasz mnie.- Mruknął stając bliżej mnie. W sumie miał racje… bo może i nie ma doświadczenia, nie zna wielu potrzebnych zaklęć, ale stworzył człowieka. I uratował też komuś życie… wbrew pozorom potrafi więcej niż się wydaje.- Ale cóż… chętnie bym jeszcze z wami na ten temat podyskutował, jednak śpieszy nam się.- Dodał całkiem pewny siebie i zanim czarodziejka zdążyła otworzyć usta chwycił mnie za rękę przenosząc nas w inne miejsce…


M&L


Drgnął niespokojnie słysząc, jak drzwi od jego pokoju otwierają się i ktoś wpada do środka bez wcześniejszego uprzedzenia. W ostatniej chwili naciągnął na siebie spodnie zanim stanęła przed nim brunetka, która również nie była w pełni ubrana.

-Coś się stało?- Wydukał patrząc na nią niepewnie. Nie czuł się skrępowany z powodu, że nie miał na sobie koszulki, ale raczej dlatego, że ona jej nie miała. Była w samym staniku i na dodatek niezapiętym.

-Tak. Nie wiem kto taki mądry wymyślił to coś, ale za cholerę nie mogę sobie z tym poradzić!- Wyrecytowała ze złością podchodząc do niego bliżej.- Możesz mi pomóc?

-Ale o czym ty mówisz?

-O tym, co się ponoć zwie, biustonosz.- Wyjaśniła w ogóle nie zastanawiając się nad tym, co on sobie o niej myśli. Dla niego było to dziwne, a dla niej jeszcze bardziej. Ma trudności z wykonywaniem podstawowych czynności i choć już trochę żyje, nadal wszystko wydaje jej się nowe.

-Aaa…no dobrze…- Pokiwał głową, jakby chciał przekonać sam siebie. Dziewczyna odwróciła się do niego tyłem, a on pomógł jej się uporać z zapięciem. Rzeczywiście okazało się to dość skomplikowane…- Gotowe.

-Dzięki, jesteś wielki.- Uśmiechnęła się szeroko.-A mogłabym… cię dotknąć?- Uniosła na niego swoje czekoladowe spojrzenie. Nie miał czasu zastanawiać się nad jej niecodziennym zachowaniem, kiedy była taka urocza i za każdym razem sprawiała, że czuł się fantastycznie mogąc być w jej towarzystwie i na nią patrzeć. Kompletnie nie wiedział skąd jego brat ją wytrzasną, ale był mu za to bardzo wdzięczny.

-Yyy…proszę.- Nie miał powodów, aby jej na to nie pozwolić, chociaż tak naprawdę nie rozumiał, dlaczego zadała mu takie dziwne pytanie.

-Jaki miękki.- Zaśmiała się, gdy dotknęła jego brzucha. Zupełnie się zdezorientował, chyba przestał już myśleć. Może to mu się tylko śni?

-To brzuch.

-Wiem, co to jest.- Zmarszczyła brwi, a po jego ciele przeszedł dreszcz, gdy zaczęła błądzić ręką po jego torsie.- Fajny jesteś… taki ciepły… chcesz dotknąć też mnie?

-Ym… nie wiesz, lepiej nie. Może ubierzesz się i pójdziemy na spacer?- Zaproponował lekko speszony.

-Dobrze, to ja pójdę się ubrać.- Uśmiechnęła się i skierowała kroki do wyjścia. Odprowadził ją wzrokiem, a gdy zniknęła za drzwiami poczuł, jakby dopiero teraz zaczął normalnie oddychać.

Czuł się przy niej, jakby znajdował się poza rzeczywistością. Ale podobało mu się to…


M&L


Doznałam szoku widząc dookoła siebie pełno zieleni… Drzewa, krzaki, ciemność. Las? Rozejrzałam się szybko dookoła w poszukiwaniu Toma, którego nie było obok.

-Kaulitz!?

-Słucham?- Podskoczyłam słysząc za sobą jego głos. Odwróciłam się napięcie próbując go dostrzec, ale było zbyt ciemno. Widziałam tylko jakieś zarysy…-Tu jestem.- Coś przeleciało mi przed oczami, prawdopodobnie jego dłoń.

-Gdzie my jesteśmy?

-Nie wiem.- Stwierdził nie bardzo przejęty.- Myślałem, że ty mi to powiesz.

-Myślałam, że będę ci dziękować za twoją jakże odważną i odpowiedzialną reakcję, a tymczasem przeniosłeś nas w jakieś dzikie, nieznane miejsce.

-Nie chciałem przecież, ale możemy to zaraz zmienić, nie?- Ponownie dzisiejszego dnia złapał moją rękę i tym razem poczułam przyjemny dreszcz, choć nie mam pojęcia dlaczego…- Więc gdzie sobie pani życzy?

-Gdzieś, gdzie będzie jasno, sucho i bezpiecznie.

-Proszę bardzo.- Nie widziałam, ale czułam jak się uśmiecha.- Vico… chyba coś nie działa.- Usłyszałam po chwili jego niepewny głos. Cały spokój, który odczuwałam jeszcze przed chwilą gdzieś uleciał…


Cdn.