Nie ma to, jak „szczęście” Kaulitza. Byłam mu wdzięczna, że wyratował nas z tej nieprzyjemnej sytuacji, bo ja sama przyznam, że spanikowałam i na pewno nic bym nie zrobiła. Szkoda tylko, że sprowadził nas do miejsca, gdzie nic nie można zdziałać. Nasze moce nie działają. Po prostu nic nie możemy zrobić! A w tym przypadku bez magii jesteśmy postawieni przed ścianą, tym bardziej, że nie wiemy gdzie jesteśmy. Jakby tego było mało wszędzie jest ciemno, jak nie powiem gdzie i ledwo widzimy swoje twarze.
-Jesteś bardzo zła?
-Nie, skąd. Jestem cholernie zadowolona, że stoję w środku obcego, ciemnego lasu i nie wiem, co mnie czeka.- Zironizowałam starając się nad sobą panować. Muszę być wyrozumiała…muszę!
-To fajnie, bo chyba będziemy musieli zostać tu, aż się rozjaśni…- Stwierdził, a po moim ciele przeszedł nieprzyjemny deszcz. Nie wyobrażam sobie spędzenia w tym miejscu całej nocy. Niby jak!?-Może nie będzie tak źle…
-Czytasz mi w myślach!?- Wypaliłam wytężając wzrok, aby móc dostrzec wyraz jego twarzy. Jedyne co doskonale wiedziałam, to jego świecące ślepia. Mogłyby robić za latarki, gdyby tylko świeciły troszkę mocniej i jaśniej…
-Nie, no niby jak? Przecież żadne czary tu nie działają.
-Masz księgę?
-Jasne, cały czas.- Odparł, jakby było to oczywiste. Może dla niego, bo ja na przykład uważam, że można się spodziewać po nim wszystkiego. Ciekawe, co jeszcze mnie czeka podczas tej znajomości.- Ale raczej nic w niej nie znajdziemy po ciemku.
-Przecież wiem.- Burknęłam i ostrożnie się poruszając wyszukałam po omacku jakiegoś odpowiedniego miejsca, gdzie mogłabym usiąść. W rezultacie wylądowałam na trawie pod jakimś wielkim drzewem.- Za cholerę nie wiem, gdzie możemy być. O czym myślałeś, gdy nas przenosiłeś?
-Nie wiem… tylko o tym, aby nas uratować. Ta czarodziejka wyglądała na nieźle wkurzoną, każda sekunda się liczyła. Przecież wystarczyłoby, żeby ruszyła palcem, a już by cie nie było!- Wyrecytował z wielkim przejęciem i po chwili usiadł obok mnie.
-Mnie? A ty, to co? Ciebie jako pierwszego chciała zniszczyć.- Przypomniałam mu, bo dość dziwnie zabrzmiały jego słowa.
-Ale ja użyłem ochronnego zaklęcia, więc byłem bezpieczny.- Oświadczył, co mnie wmurowało w ziemię. Nie wiem, co bardziej… to, że potrafił użyć tego zaklęcia w odpowiedniej chwili, czy to, że uratował mnie. Wiem, że niby jesteśmy w jednej drużynie, ale mimo wszystko on w dalszym ciągu jest zwykłym człowiekiem… przecież mógł dać sobie ze mną spokój i wykorzystać swoją moc na zaspokojenie swoich pragnień. Niekoniecznie zgodnych z magicznym prawem. Jestem przeszkodą, aby mógł robić, to na co ma ochotę…- Przynajmniej na coś przydała się twoja lekcja, ale mogłaś od razu nauczyć mnie, jak ochronić inną osobę, w tym przypadku ciebie. Byłoby chyba prościej i nie siedzielibyśmy tutaj.- Dodał nieco przemądrzałym tonem, a ja dopiero teraz się ocknęłam.
-A nie myślałeś nigdy, żeby wykorzystać swoją moc tak jak ty tego chcesz? Na przykład stworzyłeś dziewczynę bratu, nie chciałbyś jeszcze więcej? Mogłeś pozwolić, aby mnie zniszczyła, a wtedy robiłbyś wszystko, to co tylko by ci się podobało i miałbyś jeszcze większą moc, bo mnie już by nie było…
-Za kogo ty mnie masz?- Odwrócił głowę w moją stronę, czułam jak przeszywa mnie wzrokiem i zrobiło mi się głupio.- Ty chcesz darować mi życie ryzykując wszystko, a ja w zamian miałbym chcieć cie usunąć?
-Masz prawo być zły… w końcu to wszystko moja wina, gdyby nie ja, nie miałbyś tych wszystkich problemów… nie musiałbyś teraz tu być, szukać rozwiązania tylko po to, aby móc dalej żyć.- Starałam się uargumentować jakoś swój tok myślenia.
-Nigdy nie miałem i nie będę miał ci tego za złe.- Rzekł poważnym tonem, aż mnie dreszcze przeszły.-Cieszę się, że cie poznałem… znamy się krótko, ale już wprowadziłaś do mojego życia wiele nowych barw… wszystko było takie monotonne, bez sensu i nagle pojawiłaś się ty.
-Myślałam, że mnie nienawidzisz, że wszystko ci popsułam…
-Mojego życia nie da się bardziej popsuć, ratujesz jego pozostałości.- Zupełnie nie wiedziałam, jak mam się zachować. Poczułam się trochę, jakby wyznawał mi nie wiadomo, co ważnego… a to było takie przyjemne i miłe…Nigdy nikt nie dał mi do zrozumienia, że robię nawet o tym nie wiedząc, coś dobrego.- A poza tym… jesteś zbyt ładna, żeby móc się na ciebie złościć.- W tej chwili dziękowałam w duchu, że jest tak ciemno. Czułam jak moje policzki płoną, gdyby to było możliwe cały las by rozjaśniał pod ich wpływem.- Już tak mam, że dla dziewczyn, które mi się podobają jestem w stanie wiele poświęcić. Może życie to jednak zbyt wiele, ale… ale dla ciebie chciałem to zrobić. Nie wiem do końca dlaczego… po prostu chciałem.- Nawet nie pomyślał, jak bardzo stawia mnie w niezręcznej sytuacji. A ja z tego wszystkiego kompletnie się pogubiłam… że niby przekazał mi, że mu się podobam? Chyba jestem za tępa, aby go zrozumieć.- Dlaczego nic nie mówisz? Zasnęłaś?
-Nie… po prostu nie wiem, co mam powiedzieć…- Odezwałam się niepewnie. Głos mi lekko drżał, czego nie umiałam opanować.
-Może przynajmniej, że też mnie lubisz?- Zasugerował z delikatnym uśmiechem, który od razu wyczułam.
-Lubię… wbrew pozorom jesteś bardzo fajny i można z tobą wytrzymać.- Skwitowałam również się uśmiechając, jednak nieco szerzej, nie mogłam się powstrzymać. Uśmiech sam wpływał na moją twarz.
-Uh, kamień z serca… już myślałem, że mi tu wygarniesz jaki to jestem okropny.
-Przecież nie jesteś.- Westchnęłam cicho.-Jesteś całkowicie w porządku…- Dodałam ziewając przy tym. Poczułam nieprzyjemny dreszcz, gdy chłodny wiatr dał o sobie znać. To będzie najgorsza noc w moim życiu…
-Zimno ci?- Trochę mnie znużyło, więc jego głos nieźle mnie pobudził. Dopiero po chwili zanalizowałam jego słowa, a sens ich dotarł do mnie, gdy zauważyłam, że rozpina bluzę, natychmiast go zatrzymałam…
-Przestań, nic mi nie będzie.
-Ale zmarzniesz… do rana jeszcze daleko.
-Ty też zmarzniesz, jak ją zdejmiesz.- Stwierdziłam stanowczo. To był z jego strony miły gest, ale nie ma mowy. Będę go potem miała na sumieniu.
-Ja jestem facetem, nie czuję zimna tak jak ty.- Drążył dalej stojąc uparcie przy swoim. Może mówić co chce, ale mnie nie przekona.- Proszę no nie bądź taka, przynajmniej się na coś przydam. W końcu to ja nas w to wpakowałem.
-Daj już spokój. Idę spać.- Zakończyłam nie chcąc już słyszeć, żadnych głupich argumentów z jego strony.
-W takim razie mam inny pomysł, dzięki któremu nam obojgu będzie ciepło.- Uniosłam na niego swoje pytające spojrzenie, a on rozłożył ramiona wraz ze swoją bluzą, nie bardzo zrozumiałam o co mu chodzi…- Obejmij mnie…
-Ale wiesz… mi nie jest, aż tak zimno.- Powiedziałam po chwili namysłu. Nie miałam odwagi się do niego zbliżyć… nie, no gdzie mi do niego?
-Oj, nie bój się… przecież cie nie zjem, chce tylko abyśmy jakoś dotrwali do jutra…- Przyciągnął mnie znienacka do siebie, a ja już nie miałam jak zaprotestować. Zostałam zwyczajnie uwięziona w jego bluzie…
-To, że powiedzieliśmy sobie dzisiaj trochę miłych słów nie znaczy, że mamy się do siebie kleić…- Wymamrotałam w jego tors, do którego zostałam przygnieciona. Ładnie pachnie…ale! Myślmy trzeźwo.
-Nie marudź. Utulę cię, będziesz spała jak niemowlę…
-W tak niewygodnej pozycji raczej nie.- Poskarżyłam się jednocześnie próbując poprzekręcać ręce tak, aby móc nimi jakoś swobodnie poruszać.
-Mówiłem, żebyś mnie objęła…
-Teraz ty marudzisz.- Zauważyłam inteligentnie po czym, gdy już udało mi się wydostać ręce spod swojego brzucha owinęłam je wokół jego ciała dobrowolnie się do niego przytulając.- Od razu lepiej…
-Też tak myślę. Ładnie pachniesz…
-Ty też.- Uśmiechnęłam się pod nosem. Przy takich zapachach to ja mogłabym spać zawsze…
-Ciepło ci?
-Gorąco.
-Czemu mnie to nie dziwi…
-Phi. Dobranoc.- Parsknęłam pod nosem, po czym nastała cisza. Dopiero teraz mogłam usłyszeć bicie jego serca, jakoś nic poza tym do mnie nie docierało…to dopiero dziwne.
M&L
Czarnowłosy wszedł do kuchni rozciągając się przy tym, nie był pewien, czy aby na pewno już się obudził. To co zobaczył przeszło chyba jego najśmielsze wyobrażenia… to chyba już lekka przesada. Stwierdzając, że to co widzi jest rzeczywistością z przerażeniem podbiegł do dziewczyny i chwycił jej rękę uniemożliwiając jakiekolwiek ruchy, a wolną dłonią zakręcił gaz.
-O, Bill… już wstałeś.- Uśmiechnęła się do niego, czego wcale nie rozumiał. Prawie wsadziła rękę do ognia, a zachowuje się jakby nic się nie stało!- Chciałam sprawdzić, czy to naprawdę grzeje…
-Alle, tego się nie sprawdza, po prostu trzeba uwierzyć, że tak jest w innym wypadku spalisz sobie dłoń.- Wyjaśnił, jak małemu dziecku. Jeszcze trochę i się do tego przyzwyczai. Coraz częściej zaczynał się zastawiać, skąd ona się w ogóle wzięła. Może Tom ją poznał w jakimś wariatkowie? Choć była bardzo piękna i robiła na nim niemałe wrażenie, niepokoiło go jej zachowanie. Jeszcze nigdy w życiu nie spotkał się z czymś takim. Już nawet nie wie, jak powinien się zachowywać… a jak na złość nie może zapytać o nic brata, bo zniknął gdzieś. Gdyby tylko wiedział, że dosłownie zniknął…
-To musiałoby być bardzo fascynujące.
-Raczej nieprzyjemne, potem miałabyś bardzo niefajną skórę.
-Oh… to byłoby fatalnie, przecież ona jest taka delikatna.- Posmutniała na samą myśl.- Jestem bardzo nierozważna.
-Tak, dlatego lepiej nic nie sprawdzaj. Jak czegoś nie wiesz, zapytaj.
-A ty znasz na wszystko odpowiedź?
-Nie wiem, czy na wszystko, ale myślę, że w większości wątpliwości będę mógł ci pomóc.- Stwierdził pewnie.- A teraz siadaj, zrobię śniadanie.- Wskazał jej miejsce przy stole jednocześnie puszczając jej rękę.
-Ty jesteś taki zaradny i w ogóle mądry.- Zachwyciła się patrząc na niego z podziwem.- A ze mnie taka niezdara…
-Nauczysz się jeszcze wszystkiego.
-Ty mnie nauczysz? Bo ja jeszcze wielu rzeczy nie umiem… jestem taka niedoświadczona!
-Ym… a czemu akurat ja?
-Bo ty jesteś taki cudowny, zaradny, wspaniały, idealny…
-W ten sposób raczej nie mówi się o osobie, którą zna się tak krótko.
-Nie? A o jakiej…
-Już prędzej o kimś kogo się kocha. Przecież w rzeczywistości nikt nie jest ideałem, jeżeli kogoś się nim nazywa, musi być naprawdę ważny dla danej osoby.
-W takim razie ja ciebie kocham.- Wzruszyła ramionami, jak gdyby nigdy nic i uśmiechnęła się do niego wesoło. Chłopak natomiast stał w bezruchu wpatrując się w nią zszokowany, no czegoś takiego jeszcze nie było…
-No, ale… są różne rodzaje miłości.- Odezwał się po chwili lekko zmieszany.- Można kochać kogoś, jak brata, czy siostrę… na przykład, jak ja i Tom… ale ty nie jesteś moją siostrą, więc nie możesz mnie tak kochać, bardziej już możesz kochać miłością przyjacielską… ale jest jeszcze rodzaj takiej miłości, w sensie że ktoś jest z kimś w związku.- Wyjaśnił z nadzwyczajnym spokojem.
-A o co chodzi w tym związku?
-Więc… ludzie łączą się w pary, bo się kochają, wtedy chodzą wszędzie razem, przytulają się, całują… zakładają rodzinę…
-A o co chodzi w tym całowaniu i przytulaniu?
-Hm…no… po prostu…- Zastanowił się przez chwilę nie bardzo wiedząc, jak jej to wytłumaczyć. To było jedno z tych dziwnych i trudnych pytań…- Przytulanie jest proste, po prostu jesteś blisko kogoś i go obejmujesz…A całowanie… no więc… Dwie osoby łączą ze sobą swoje usta iii… no… wsuwają sobie do buzi język, a potem no… tak… tak nimi poruszają jakby w rytm jakiejś muzyki! Tak delikatnie, ale stanowczo… tak, tak z uczuciem, z przejęciem… to cudowne uczucie, to jest takie… przyjemne i w ogóle… Wtedy całkiem odpływasz i pogrążasz się w tym co robisz, dajesz komuś część siebie i to jest coś naprawdę niesamowitego. Tego nie da się opisać słowami…- Wyrecytował gestykulując przy tym z przejęciem rękami. Bardzo się wczuł i chyba w pełni udało mu się wyjaśnić, to czego nie rozumiała brunetka.
Zrobiła z ust dzióbek patrząc na niego zamyślona, by po chwili jednym krokiem pokonać dzielącą ich odległość i złączyć swoje wargi z jego ustami…
Cdn.