Odcinek 10.”Może złapiemy się za ręce?”

Pocałunek był całkiem inny od tych, które miał za sobą chłopak. Na początku była bardzo delikatna i nieśmiała, a on zwyczajnie nie wiedział jak zareagować. TA dziewczyna była dziwna, wręcz kosmiczna, lecz ten pocałunek… podobało mu się! Z każdą chwilą ona była odważniejsza, on również odwzajemniał pocałunek. Był świadomy, że chyba nic do niej nie czuje, ale ten moment był magiczny. Dał się mu ponieść i oddał się tej małej przyjemności. Wcale nie chciał by to się skończyło…* Jednak nic nie trwa wiecznie, a brunetka w końcu oderwała się od niego cofając do tyłu. Wlepiła w niego swoje przejęte spojrzenie, chyba oczekując jakiejś reakcji, ale on kompletnie nie wiedział, jak się zachować.

-I jak? Dobrze?

-No… nawet bardzo dobrze, ale my… raczej nie powinniśmy tak robić.- Odparł cały czas zszokowany.

-Nie?- Zamrugała powiekami zawiedziona.- Przepraszam… ja nie wiedziałam. To się już więcej nie powtórzy, obiecuje…ja po prostu nie rozumiem…przepraszam, jestem taka niemądra…- Rozpłakała się jak mała dziewczynka, co czarnowłosego zupełnie już zaskoczyło. Nie spodziewał się takiej reakcji. Zrobiło mu się jej strasznie żal, nie chciał, aby płakała. Była taka ładna, słodka i niewinna. Jak mała bezbronna dziewczynka.

-Nie płacz…- Przygarnął ją do siebie chowając w swoich ramionach.- Nic się przecież nie stało.-Pogładził ją ręką po plecach chcąc uspokoić. Była dziwna, ale wyjątkowa. Nie wiedział jeszcze, że każdy jego gest w jej kierunku, ma wielkie znaczenie. Bo to nie była zwyczajna dziewczyna.

-Bo ja jestem dziwna, niczego nie wiem, wszystko mi musisz tłumaczyć. Ja się do niczego nie nadaje. Nie chce tak… Ja chce być normalna… – Dziewczyna łkała cicho, tuląc się w jego ramiona. Chłopak nie wiedział co powiedzieć. Prawda jest, że chwilami irytowała go jej niewiedza, lecz mimo wszystko coś go do niej ciągnęło.

-Ja ci pomogę, wszystko będzie dobrze, tylko nie płacz już…

-Te kropelki pieką…- Odsunęła się od niego dotykając palcami swoich mokrych policzków.-I rozmazują makijaż…

-Dlatego nie warto płakać, chyba, że ze szczęścia.- Uśmiechnął się do niej ciepło.

-A czym jest szczęście?- Kolejne pytanie, które wprawiło go w lekkie zakłopotanie. Czasami naprawdę nie wiedział, jak ma jej coś wytłumaczyć. Nie wszystko było takie proste, jakby się wydawało. A przecież każdy może postrzegać szczęście na swój sposób…

Szczęście to taki stan, kiedy wszystkie zmartwienia, troski, problemy odchodzą na bok. Nawet jeśli je mamy, to tego nie odczuwamy. Szczęście daje nam miłość, przyjaźń, ale też robienie czegoś dobrego dla innych. Każdy odczuwa je inaczej i z innego powodu, ale kiedy jesteś szczęśliwa, masz wrażenie, że unosisz się nad ziemią i nic nie może cie pokonać.*- Powiedział najlepiej, jak tylko potrafił, sam dał sobie dużo do myślenia tym wywodem.

-Jak to ładnie brzmi. Ja chyba jestem szczęśliwa…tylko jakoś nie unoszę się nad ziemią…

-To była tylko przenośnia…ludzie nie potrafią latać, więc nie mogą unosić się nad ziemią.

-No tak… jasne.- Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.-Bill, pokażesz mi coś?

-Co?- Zapytał z lekkim przerażeniem. Nie wiedział, czego ma się tym razem spodziewać… ona była nieprzewidywalna.

-Świat…


M&L


Gdy otworzyłam oczy okazało się, że to wszystko wcale nie było snem. Nadal byłam w tej samej pozycji, co w nocy. Było całkiem przyjemnie, wcale nie zmarzłam, co było zasługą Toma. Uniosłam głowę, aby na niego spojrzeć i myślałam, że zawału dostanę widząc coś kudłatego i rudego na jego głowie z wystającymi zębami. Pisnęłam chowając głowę pod bluzę, przez co obudziłam chłopaka.

-Co się dzieje?

-Coś ci siedzi na głowie…- Wymamrotałam w jego tors, po czym usłyszałam śmiech.

-To wiewiórka.- Uświadomił mnie rozpinając przy tym bluzę, żebym mogła się wydostać.- Patrz, zupełnie niegroźna.- Wskazał na zwierzę, które aktualnie znajdowało się na ziemi jakiś metr od nas. Patrzyła na mnie tymi swoimi ślepiami… i tak w dalszym ciągu mnie przerażała!

-Ciekawe, co robiła na twojej głowie…- Mruknęłam odsuwając się od niego. Byłam nieco obolała, ale w sumie ważne, że się wyspałam.- Dobra, chodźmy lepiej. Musimy znaleźć kogoś, aby dowiedzieć się, gdzie jesteśmy…- Podniosłam się i rozciągnęłam, nie ma to jak noc w ciemnym lesie. Odwróciłam się w jego stronę i wyciągnęłam do niego rękę, widząc, że nie za bardzo ma ochotę się ruszać.- No już.- Ponagliłam go, na co chwycił moją dłoń po chwili stając na równe nogi.- Tylko w którą stronę…- Westchnęłam ciężko rozglądając się dookoła. Było jaśniej niż wczoraj, więc nie było już tak przerażająco.

-Może w stronę słońca?- Zaproponował wskazując jedyną oświetloną ścieżkę.

-To dobry pomysł.- Zgodziłam się z nim i nie zwlekając dłużej ruszyłam w tamtą stronę, a on zaraz za mną. Właściwie nie wiedziałam, czego szukamy… ale przydałoby się znaleźć jakiegoś człowieka. Nie uśmiecha mi się spędzenie tu kolejnej nocy. Poza tym bez magii jesteśmy bezbronni.

-Może złapiemy się za ręce?- Odezwał się w pewnej chwili, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. Nie bardzo rozumiałam w jakim celu…- No tak, żeby się nie zgubić…albo nie przewrócić.- Wyjaśnił szybko, trochę te argumenty były dziwne, ale… w sumie, czemu nie. Jeżeli ma mu to w czymś pomóc… Szłam przodem, więc rzeczywiście mogłabym go zgubić, tym bardziej, że jest dość nieobliczalny. Skinęłam więc głową i złapałam go za rękę prowadząc przed siebie. Miałam nadzieję, że nie będziemy musieli długo iść. Dobrze by było wyjść z tego lasu…-Ale się narobiło…

-Poradzimy sobie.

-Bez czarów?

-Chyba nie zawsze miałeś moc, nie?

-No tak, ale nigdy nie byłem w takiej dziwnej sytuacji.

-Musisz się przyzwyczaić, teraz czekają cię same takie.- Stwierdziłam z przekonaniem. Cały czas uważnie obserwowałam wszystko dookoła, czułam się niepewnie w tym miejscu. Bałam się, że zaraz coś się wydarzy. Choćby wyskoczy czarownik zza krzaka… a czarownicy nie lubią czarodziei, więc brak mocy z naszej strony bardzo ułatwiłby takiemu zadanie.-Kiedyś też miałam różne wpadki z czarami. Nie zawsze wszystko wychodziło tak jak chciałam, a mój ojciec się tylko denerwował. Nie miał do mnie cierpliwości, nie dość, że byłam taką ofermą, to jeszcze go nie słuchałam… ostatnio też go nie posłuchałam i zapomniałam, o tym całym promieniowaniu… dlatego teraz masz większość mojej mocy i jesteś zagrożony.- Wyjawiłam wzdychając cicho. Cóż, mam wyrzuty sumienia i chyba już zawsze będę je mieć. Kaulitz, okazał się zupełnie w porządku, a ja nie widzę powodu dla, którego miałby odpowiadać za moje błędy. Jest mi z tym bardzo źle, że go w to wszystko wpakowałam…- Jestem taka nierozważna… dobrze wiedziałam, że z magią nie ma żartów. Bawiłam się tym… robiłam co chciałam, nie przywiązywałam wagi do nauki, aż w końcu się doigrałam. Najgorsze jest, to, że nie mogę nawet cię obronić…nie wiem, jak naprawić swój błąd. Przecież nie mamy pewności, że znajdziemy rozwiązanie przed upływem czasu…

-Co się stanie, jeżeli nie znajdziemy? Jeżeli nie odzyskasz swojej mocy?

-Stracę ją całkowicie, ty za to będziesz miał ją całą… i będą…chcieli cie zniszczyć, zresztą mnie też.- Odparłam lekko drżącym głosem.- Nie jest dopuszczalne, aby śmiertelnik został czarodziejem, a czarodziejka śmiertelniczką. Czarodzieje boją się, że takie osoby ich wydadzą… że cały świat dowie się o ich istnieniu.

-To znaczy, że nie mamy wyjścia i musimy znaleźć rozwiązanie.

-Właśnie. A jeżeli nawet nie… będziesz na tyle silny, że zdołasz się obronić. Trudno będzie cię zniszczyć, tylko musisz się nauczyć kilku ważnych zaklęć. Popracujemy nad tym w międzyczasie.- Posłałam mu lekki uśmiech. Nie ma to, jak dobra mina do złej gry. Wiem, że przynajmniej jedno z nas będzie żyło.

-Uważaj…- Chwycił mnie nagle w pasie odciągając do tyłu. Jak się okazało ścieżka się skończyła, a na dole widać było zieloną polanę oświetloną przez jasne promienie słońca. Widok był nie do opisania, aż chciało się tam być. Ale skakać raczej nie warto, dobrze, że mam tak spostrzegawczego towarzysza bo pewnie już leżałabym gdzieś na dole…

-Dzięki.- Szepnęłam cały czas wpatrując się wielkimi oczyma w dół.- Myślisz, że da się tam jakoś zejść?

-Może tamtędy?- Wskazał na kamienne schodki prowadzące na dół. Uśmiechnęłam się, czego nie mógł dostrzec, gdyż w dalszym ciągu stał za mną trzymając mnie w pasie. Właśnie!- Możesz już puścić…- Mruknęłam niepewnie.

-A..no, przepraszam zamyśliłem się.- Wydukał lekko zmieszany i zabrał ręce.- To idziemy? Pewnie tam kogoś spotkamy, a może nawet czary będą działały?

-Tak, chodźmy.- Zgodziłam się.

-Vico… nie boisz się?

-Czego?

-Wszystkiego… tego co będzie, tego co się stanie…

-Nie mogę się bać. I ty też nie możesz…- Zerknęłam na niego posyłając mu uśmiech.

-Heej, widzieliście może wiewiórkę?- Usłyszeliśmy nagle czyjś głos przed sobą, który należał do jakiejś młodej dziewczyny. Wydawała się nie być w ogóle zaskoczona naszym widokiem, my natomiast nie wiedzieliśmy skąd się ona wzięła. Nawet nie zauważyłam kiedy znaleźliśmy się na dole…- Znowu mi zwiała, babcia twierdzi, że sama wróci, ale nigdy nic nie wiadomo…

-E… no… widzieliśmy, ale tylko przez chwilę. Była w tym lesie na górze…- Wydukałam.

-Babcia na was czeka.- Uśmiechnęła się.- Idźcie do niej, zrobiła wam śniadanie.

-Jak to na nas czeka? Skąd wie, że tutaj jesteśmy?

-Po prostu wie.- Wzruszyła ramionami.- A teraz wybaczcie, ale idę poszukać wiewiórki.

-Jasne…

-Idźcie prosto do chatki.- Rzuciła na koniec i wyminęła nas wspinając się po tych samych schodkach, po których my zeszliśmy. Nawet ja, czarodziejka byłam zdumiona tym spotkaniem. Ta dziewczyna była naprawdę jakaś dziwna…

-Myślisz, że powinniśmy jej posłuchać?

-A czemu nie? Nie wyglądała na kogoś, kto chciałby nas skrzywdzić.- Stwierdziłam z przekonaniem.- Poza tym wydaje mi się, że ta „babcia” może nam bardzo pomóc.

-Jeszcze nigdy w życiu nie miałem takiej przygody.

-Dobrze, że myślisz o tym wszystkim w taki pozytywny sposób. Tak jest właśnie dobrze.

-Na razie nie mam się czym przejmować… wszystko wydaje się proste.

-I miejmy nadzieję, że tak pozostanie.- Westchnęłam. Miał racje, wszystko było proste, aż za bardzo. I byłam pewna, że w końcu coś się wydarzy. Bo to nie może być łatwa droga, w świecie magii nie ma takich dróg, jeżeli chce się dotrzeć do jakiegoś celu. Potrzeba na to dużo siły, zaradności, rozumu i jeszcze wielu innych ważnych cech. Tak naprawdę w każdej chwili czyha na nas jakieś nieszczęście, musimy je po prostu umieć zauważyć i zwinnie ominąć.

-To tutaj zamiast psów i kotów, trzyma się w domu wiewiórki?- Odezwał się po chwili.

-Niektórzy czarodzieje są dziwni.

-No, ale ty jesteś całkiem normalna.

-Bo ja jestem…

-Wyjątkowa…- Wszedł mi w słowo pesząc mnie przy tym. Na pewno sama bym siebie tak nie określiła. To było dla mnie bardzo miłe.

-Dla ciebie wyjątkowa, a dla kogoś innego nienormalna.- Uśmiechnęłam się niewyraźnie.

-Więc ktoś inny musi naprawdę być głupi.

-Dla ciebie to coś nowego… a dla innych czarodziei nie, więc patrzą na mnie z góry. Poza tym wcale im się nie podoba, że mam tak dużą moc… to znaczy, miałam.- Powiedziałam jednocześnie po raz kolejny uświadamiając sobie, że już wcale nie jestem taka silna jak dawniej. Jak to jest, że w ciągu jednej przypadkowej chwili można stracić tak wiele…

-To chyba tutaj… trochę, jak w tej bajce „Jaś i Małgosia”…

-Taa… oby ta babcia nie chciała nas zjeść…


Cdn.


*Pomysłodawca 16marta05 xd