23. „Musimy być w tym razem…”

Podczas, gdy przygotowywaliśmy się wraz z Tomem na wszelkie zagrożenia, sprawy przybrały znacznie poważniejszego obrotu. Dostałam wiadomość od ojca, że praktycznie nie mamy już czasu. Odnaleźli nas i już tylko kwestią czasu było, to kiedy zaatakują. Musieliśmy więc naprawdę się teraz skoncentrować, aby sprawy nie wymknęły nam się spod kontroli. Nie spodziewałam się, że to wszystko potoczy się tak szybko. Przez to w jakim tempie musieliśmy pracować nad czarami Toma nie mieliśmy nawet czasu, aby poukładać jakoś swoje uczucia. Automatycznie emocje zostały odłożone na bok. W sumie nie wiem, czy to było dla nas dobre. Chyba nie do końca nam to odpowiadało… A przynajmniej mi. Zaczęło mi brakować tego przyjemnego napięcia między nami. Droczenia się ze sobą i innych gierek, jakie wcześniej wprowadzał w moje życie Tom. Choć nie mieliśmy dla siebie czasu prywatnie i tak moja głowa była zaprzątnięta myślami o nim. Wciąż pamiętałam, że jest mi przeznaczony… Jednak musieliśmy cały czas mieć głowę na karku i skupić się przede wszystkim na tym, aby wyjść cało z opresji.

– Vico, czy Bill będzie w ogóle bezpieczny jeśli oni się tu zjawią? – zapytał w pewnej chwili, co mnie w sumie zaskoczyło. Bo sama kompletnie o tym nie pomyślałam. Przecież Bill jest śmiertelnikiem, a Allelandra w ogóle nie ma prawa istnieć… Ona będzie kolejną osobą, która zostanie stracona przez czarodziei i to bez żadnego gadania.

– Nikt nie będzie bezpieczny Tom – westchnęłam cicho. Zaczyna mnie to wszystko przerażać. Bo, co jeśli nam się nie uda? Jeśli Tom sobie nie poradzi? Nie wyobrażam sobie tego. Wszyscy zginiemy… – Dobrze, że o tym wspomniałeś. Musimy gdzieś ukryć twojego brata i Allelandre. Czarodzieje jeszcze o nich nie wiedzą, więc nie będą ich szukać. Chodzi im tylko o nas.

– Ale gdzie ich ukryjemy?

– Nie mam pojęcia. Może poproszę o pomoc Nicka…

– Tego gburowatego chłopaka!? On chyba nie jest zbyt pozytywnie nastawiony do tego wszystkiego – obruszył się wyraźnie niezadowolony z mojego pomysłu. Jednak to było jedyne rozwiązanie jakie przychodziło mi do głowy na daną chwilę. I chyba nie było nic lepszego.

– To mój przyjaciel. Może nie jest zbyt zachwycony… Ale zawsze mogłam na niego liczyć i tym razem na pewno nie zawiedzie – zapewniłam go. Wiem, że obydwaj nie przypadli sobie zbytnio do gustu… Ale nic na to nie poradzę. Nick był naszą jedyną nadzieją, jeśli chcieliśmy chronić Billa i jego dziewczynę.

– Skoro  mu ufasz… Oby tylko nic się nie stało Billowi. Jeszcze tego mi brakowało, żeby mój brat był w niebezpieczeństwie… Chyba nie do końca dobrze to wszystko przemyśleliśmy Vico – spojrzał na mnie niepewnie.

– Wiem. Przepraszam, nie pomyślałam o tym w ogóle… To po prostu za szybko się dzieje. Ale zaraz… Tylko muszę się chwilę zastanowić – westchnęłam ciężko i usiadłam na łóżku chowając twarz w dłoniach. To wszystko zaczyna znowu mnie przerastać. To naprawdę już za wiele…

– Ej… Spokojnie – Tom usiadł obok mnie obejmując mnie ramieniem. – To nie twoja wina… Nie martw się, wszystko się jakoś ułoży. Damy sobie radę…

– Ja już nie mam siły… Ciągle coś się komplikuje.

– Wiem, ale poradzimy sobie z tym.

– Naprawdę w to wierzysz? Niedługo dopadnie nas banda czarodziei, którzy chcą nas zniszczyć. Będzie trzeba z nimi walczyć… I właściwie co nam to da? To będzie trwało wieczność… Już zawsze będziemy ich wrogami. Nigdy nam nie odpuszczą, nigdy…

– Wymyślimy coś. Na pewno jest jakieś rozwiązanie.

– Boję się, że się nie uda – powiedziałam cicho.

– Zrobię wszystko, co w mojej mocy… Obiecuję. Tylko nie możesz teraz wątpić… Bez ciebie nie dam rady. Musimy być w tym razem… – przytulił mnie do siebie czule. Czułam się znacznie spokojniejsza będąc w jego ramionach. Dawał mi tym niesamowite poczucie bezpieczeństwa. I jego słowa… Naprawdę było w nich tyle wiary i przekonania.

– Masz rację. To ja powinnam wspierać ciebie, a nie ty mnie – stwierdziłam odsuwając się od niego. – Musimy skontaktować się jakoś z Nickiem. Tylko to dopiero gdy już będziesz gotowy Tom. Bo wiesz, że jeśli użyjemy magii poza twoim domem, od razu nas dopadną.

M&L

 

– Chcecie powiedzieć, że jakaś grupa czarodziei może mnie zabić? I Ally również? – Bill spojrzał na nas lekko zszokowany. Musieliśmy mu o tym powiedzieć ze względu, na to, że będzie zmuszony ukrywać się przez jakiś czas. To nie było łatwe. Ja w ogóle podziwiam go za to, że tak to wszystko ogarnia i jeszcze nie zwariował.

– Tak. Mój przyjaciel was ochroni – potwierdziłam z pewnością w głosie.

– A… Czy jak oni was znajdą i będziecie walczyć tymi swoimi czarami… Czy nasz dom będzie zniszczony? – zapytał, co mnie trochę rozbawiło. Chyba jednak bardziej martwił go dom niż cała reszta.

– Nie, nie będziemy walczyć w waszym domu – uśmiechnęłam się do niego. – Myślę… Powinniście się już pożegnać – dodałam odczuwając nagły smutek. Chciałam wierzyć, że nam się uda… I wierzyłam, ale nie zmieniało to faktu, że się bałam. Że gdzieś w głębi mnie tliły się jakieś wątpliwości… Możemy tego nie przeżyć. Najgorsze, że Tom może tego nie przeżyć. A bez niego… To wszystko nie będzie miało już sensu. Moje życie nie będzie go miało. Wiem, że to egoistyczne! Jestem tylko jakąś przypadkową czarodziejką, która nagle stanęła na jego drodze i całkowicie zmieniła jego życie. Może je nawet zniszczyłam… On był szczęśliwy. A teraz musi walczyć o to, aby przeżyć… I jeszcze śmiem twierdzić, że to ja będę cierpieć, gdy mu się nie uda. A co ma powiedzieć jego brat? To on jest najbliższą mu osobą. Powinien walczyć dla niego…

– Hm, a jak długo to będzie trwało? – kolejne pytanie z ust chłopaka, który wyraźnie zaczął się już niepokoić.

– Trudno powiedzieć, zależy kiedy tu przybędą. Jak już będziemy walczyć, czas stanie w miejscu. Gdy wrócimy nic się nie zmieni… – wyjaśniłam ostatnie słowa wypowiadając bardzo niepewnie.

– Nie martw się brat, jestem wielkim czarodziejem i załatwię ich jednym machnięciem tego oto palca – oświadczył z entuzjazmem dotąd milczący Tom i zademonstrował bratu ruch palcem w powietrzu. Niegdyś, gdyby zrobił coś takiego, zapewne stałoby się wielkie nieszczęście. Jednak nie tym razem. Tom naprawdę świetnie sobie poradził z opanowaniem tej siły, jaką niesie za sobą magia. – Zobaczymy się szybko. Jeszcze będę na twoim ślubie z Allelandrą – dodał z szerokim uśmiechem. Zastanawiałam się na ile szczere są jego słowa… Czy naprawdę wierzył bardziej ode mnie?

– Oszalałeś? Nie ożenię się z nią – mruknął oburzony Wokalista. – Ona jest trochę, jak dziecko… Nie mogę ożenić się z dzieckiem.

– Ale nie wygląda, jak dziecko – stwierdził marszcząc brwi. – Bill, ona jest po prostu wyjątkowa. Specjalnie dla ciebie. Jedyny taki egzemplarz.

– Dziwny jesteś – podsumował spoglądając na niego w podejrzliwy sposób. – Ale trzymam cię za słowo, że wrócisz. Nie wiem, czy jestem do końca świadomy tego co ci grozi… I chyba nie chcę być. Chcę, żebyś wrócił cały i zdrowy… Wiesz, że nie możesz mnie opuścić – rzekł z bardzo poważną miną, a jego oczy były przepełnione strachem. Jak na nich patrzyłam miałam ochotę się rozpłakać i z każdą chwilą czułam się coraz bardziej temu winna.

– Wiem i nie zamierzam – zapewnił go z uśmiechem i podszedł do niego następnie przytulając go mocno. – Bądźcie grzeczni z Ally, żeby nikt was nie znalazł. Muszę mieć też do kogo wracać.

– O nas się nie martw. Uważajcie lepiej na siebie.

– Chcecie jeszcze pobyć ze sobą? – zaproponowałam zdając sobie sprawę, jak ciężko musi być im się rozstać.

– Nie, jesteśmy duzi Vico – Bill posłał mi swój uśmiech odsuwając się od brata. – Chodźmy już do Ally. Im szybciej stąd znikniemy, tym szybciej Tom będzie mógł poćwiczyć zabijanie.

Po tych słowach udaliśmy się na górę, gdzie przebywała Ally. Ona wiedziała znacznie mniej, ale to dla jej dobra. Stanęliśmy wszyscy na  środku pokoju. Bill z Alleandrą byli między mną, a Tomem, z którym trzymaliśmy się za ręce jednocześnie obejmując ich w ten sposób. Przymknęliśmy powieki wypowiadając w myślach zaklęcie i po chwili zostaliśmy zupełnie sami. Trwaliśmy w miejscu jeszcze przez jakiś czas nie puszczając swoich dłoni. To było dziwne uczucie, gdy nagle ich nie było. Tak, jakby powaga sytuacji dotarła do nas z podwojoną siłą. Wiedzieliśmy już, że walka się właśnie zaczęła.

– Czy ktoś kiedykolwiek przeżył? – Tom przerwał nagle ciszę patrząc na mnie swoimi ciemnymi, czekoladowymi oczami.

– Nie wiem – skłamałam z trudem wydobywając z siebie głos. Nikt nigdy nie przeżył wojny z królową. – Możemy być pierwsi…

Cdn.

*ask*facebook*twitter*

Obiecałam, że wrócę i dokończę.

Ka.