Odcinek 22. „Tak ci się tylko wydaje.”

-Ohh, nie chciałbym być na miejscu tego wazonu.- Rzekł z przerażeniem Czarnowłosy chłopak, który miał okazję właśnie obserwować magiczne poczynania swojego bliźniaka.- Albo raczej tych, którzy nieproszeni staną ci na drodze.- Poprawił się uświadamiając sobie, że sytuacja w jakiej się znajdują jest znacznie poważniejsza i nie chodzi to w najmniejszym stopniu o niszczenie jakichkolwiek przedmiotów. Tom ma o wiele poważniejsze zadanie. Właściwie musi podjąć odpowiedzialność za nas wszystkich. Tylko on jest w stanie nas ochronić przed niepożądaną magią ze strony innych czarodziei.

-Dobra! Nie możesz rozwalać, tylko unieszkodliwiać. A to jest znaczna różnica.- Oświadczyłam poważnym tonem powstając ze swojego miejsca.

-A jak mam niby unieszkodliwić, nieszkodliwy wazon?- Uśmiechnął się do mnie ironicznie.

-Nieszkodliwy?- Powtórzyłam unosząc brwi po czym gwałtownie machnęłam ręką w kierunku owego wazonu ożywiając go jednocześnie. Bill, aż odskoczył do tyłu z zaskoczenia.- Pospiesz się zanim ten nieszkodliwy wazon okaże się być szkodliwym.- Poleciłam odwzajemniając jego wcześniejszy, ironiczny gest. Chłopak odetchnął głęboko przypatrując się z uwagą swojemu wrogowi. Podstawową zasadą dobrego czarodzieja jest branie na poważnie każdego przeciwnika bez względu na to, jak on wygląda. Gitarzysta na szczęście nie miał z tym problemu. Bardzo podobało mi się jego podejście do nauki, słuchał mnie i doskonale wykonywał każde zadanie. To było niezwykle ważne i myślę, że dzięki temu stanie się naprawdę potężny. Nie minęła chwila, gdy wyrzeźbiony, kawałek porcelany począł skakać niemalże po całym pomieszczeniu w takim tempie, że z trudem udawało nam się za nim nadążyć wzrokiem. Tom nawet nie ruszył się z miejsca, widziałam tylko błądzący po jego twarzy cwany uśmiech… potem już tylko zobaczyłam, jak wazon zatrzymuje się w powietrzu nieruchomiejąc za sprawą zaklęcia jakie rzucił Tom.

-Przecież on nawet się nie ruszył!- Zawołał Bill.

-I nie musiał. Twój brat rzuca zaklęcia w myślach, więc lepiej uważaj.- Mruknęłam nieco złośliwie.

-Możemy na dzisiaj skończyć? Nie chce mi się już…- Westchnął starszy Kaulitz i opadł na jedno z krzeseł.- To strasznie męczące.

-Owszem. Magia zabiera wiele energii, dlatego czarodzieje muszą o siebie dbać.

-Hmm… tak sami o siebie?- Poruszył wymownie brwiami.

-Że niby, co masz na myśli?- Skrzyżowałam ręce na piersi wbijając w niego swoje zaintrygowane spojrzenie. To naprawdę ciekawe, co kłębi się w tej jego głowie.

-Oh… to ja już sobie idę na górę.- Bąknął pod nosem Bill i nie zwlekając wyszedł. Nie wiem, o co mu chodzi. Ale kto zrozumie facetów? Na pewno nie ja. Ignorując fakt, iż młodszy bliźniak pozostawił nas samych nadal wpatrywałam się wyczekująco w swojego ucznia.

-No bo, czy o silnych, niesamowitych, potężnych i do tego przystojnych czarodziei nie powinien ktoś dbać?- Wyszczerzył się ukazując swoje zęby, a ja parsknęłam śmiechem.

-Za dużo filmów, zdecydowanie za dużo mój drogi.- Pokręciłam z dezaprobatą głową. On naprawdę mnie zaskakuje swoim tokiem myślenia. Wiem, że to wszystko jest mało realne i w ogóle… można rzec, że magiczne wręcz, co w owej sytuacji jest dosłownością. Jednak nawet mimo tego, wyobraźnia potrafi go ponieść.

-Czarodzieje nie mają swoich… em… jakby tu je nazwać… służebnic, czy coś w tym rodzaju?- Zapytał wstając.

-Tom, błagam cię. – Przewróciłam oczyma opierając się o zimną ścianę piwnicy, w której się znajdowaliśmy. Uznaliśmy, że to będzie najlepsze miejsce na ćwiczenia zaklęć.

-Oh, tak… błagaj o litość!- Okrzyknął teatralnym głosem podchodząc do mnie.- Będę twoim panem!- Zamrugałam nienaturalnie powiekami patrząc na niego, jak na kosmitę. Do prawdy wyglądał wiarygodnie z tym swoim wyrazem twarzy i specyficzną barwą głosu, mógłby grać w najlepszych filmach. Dramatach rzekłabym nawet…

-Minąłeś się z powołaniem?- Zmarszczyłam czoło nie spuszczając z niego swojego wzroku.

-Dlaczego się mnie nie boisz?- Zmrużył powieki przyglądając mi się z bliska.- W ogóle kto powiedział, że ja żartuję, co? Mam przecież wielką moc, mogę wszystko!

-Owszem, gdy tobą steruję.- Odrzekłam z wręcz bezczelną pewnością siebie i towarzyszącym przy tym uśmiechem satysfakcji.

-Jesteś tego taka pewna?- Oparł się rękoma o ścianę jednocześnie zagradzając mi nimi drogę, po czym zetknął się swoim czołem z moim spoglądając mi głęboko w oczy, aż coś drgnęło w moim wnętrzu.- Tak się składa, że mam inną moc, którą nie ty sterujesz Kwiatuszku.

-Oh, tak…- Nie zdołałam dokończyć, gdy czułam, że nasze usta stykają się ze sobą… jednak to nie był pocałunek.

-Tak?- Powtórzył po mnie drażniąc jednocześnie moje wargi swoim gorącym oddechem.

-Tak…- Rozchyliłam lekko usta muskając jego. Niczego teraz tak nie pragnęłam, jak tego, aby go pocałować. Mimo tego nie zamierzałam robić nic podobnego. W tej chwili odezwała się moja duma, która kazała mi podjąć pewną grę. Ułożyłam dłonie na jego klatce piersiowej pozwalając mu poczuć się znacznie pewniej, widziałam, że chce tego samego co ja. Byłam okrutna dla samej siebie, że sobie tego odmawiałam…- Tak ci się tylko wydaje.- Wyszeptałam prosto w jego usta i odepchnęłam go lekko od siebie podczas, gdy ten zamierzał już na dobre złączyć nasze wargi. Serce waliło mi jak oszalałe z podniecenia, a on stał dwa kroki przede mną i gapił się w tej chwili na mnie, jakbym spadła z księżyca.- Chyba czas coś zjeść, mój drogi służko.- Mruknęłam wymijając go. Nie miał pojęcia, jak wiele kosztowało mnie to wszystko… ale chyba warto było, chociażby dla jego rozczarowanego wyrazu twarzy i tej satysfakcji, jaką poczułam. To prawda, że Tom posiada moc. I nie chodzi tu tylko o magię…

 

M&L

 

-Co robisz Ally?- Wokalista wszedł do kuchni, gdzie aktualnie przebywała brunetka zajmując się czymś dziwnym, jak na jego oko.

-Ugniatam ciasto, nie widać?- Mruknęła nie przerywając swojego zajęcia, była przy tym bardzo skupiona i przejęta, co dało wyczytać się z jej twarzy.

-I co zamierzasz z nim zrobić?- Zmarszczył brwi coraz bardziej utwierdzając się w przekonaniu, że nic dobrego nie wyjdzie z pomysłu dziewczyny. Nie wyglądało to bowiem jakkolwiek odpowiednio…

-Oh, no jak to co? Naleśniki! Przecież to jedno z twoich ulubionych dań.- Oświadczyła, co najmniej jakby to było oczywiste. W jej głosie można było nawet wyczuć nutę oburzenia, bo przecież, jak można nie wiedzieć, co ona zamierza zrobić z ciastem…

-Co za diabeł cię podkusił znowu…- Chłopak klepnął się z otwartej dłoni w czoło.

-Bill, dlaczego się maltretujesz? Chyba powinieneś iść do lekarza, dziwnie się zachowujesz.

-Ja?!- Zapiszczał patrząc na nią, jak na idiotkę.- To nie ja ugniatam ciasto na naleśniki kobieto!- Podszedł do niej i chwycił ją za nadgarstki powstrzymując od kolejnych ruchów.- Tak się nie robi naleśników, wiesz?- Zatrzepotał rzęsami starając się, aby jego głos zabrzmiał, jak najbardziej spokojnie.- Naprawdę nie musisz gotować.- Dodał ciągnąc zdezorientowaną dziewczynę w kierunku zlewu pod którym zaraz zaczął myć jej ręce.

-Ale czemu? Chciałam się na coś przydać no!

-Przydajesz się i bez gotowania, naprawdę.- Zapewnił ją przekonującym tonem.- Najlepiej nic nie rób, tylko sobie bądź. No siedź sobie i pachnij.

-Jak kwiatek?- Uniosła brwi nieco zdziwiona.

-Dokładnie tak. Jak kwiatek! Bądź kwiatkiem.- Skwitował uznając, to porównanie za nieszkodliwe. Bo w końcu, co może być szkodliwego w byciu kwiatem? Oczywiście metaforycznie…

-Dobrze. A postawisz mnie w swoim pokoju?- Zapytała uśmiechając się do niego słodko niczym mała dziewczynka.

-Ally…- Westchnął ciężko z rezygnacją.- Proszę cię… bądź chociaż trochę normalna.

-To znaczy jaka?

-Nie wiem no… jak Kavico na przykład. Albo nie… ona też nie jest normalna. Boże, wszyscy są nienormalni.- Pokręcił głową.- Więc… po prostu nie rób nic głupiego. Najlepiej nie rób zupełnie nic…

-Ale Bill… będzie mi się nudzić.- Stwierdziła niezadowolona.- Czemu po prostu nie znajdziesz mi jakiegoś zajęcia, które będę umiała robić?

-Bo to nie jest „po prostu” w twoim przypadku, Ally.

-Oh… ale czemu?

-Nie mam pojęcia.- Wzruszył bezradnie ramionami. Naprawdę nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. W ogóle nie rozumiał, dlaczego ta dziewczyna jest inna. Nie umiał wytłumaczyć tego samemu sobie, a co dopiero jej…

-I co teraz będzie?- Spytała wyraźnie się zasmucając.

-Nic nie będzie, co ma być? Trzeba z tym żyć.- Odparł czując jak mięknie mu serce na widok jej smutnych oczu.

-Zrymowało ci się…- Zauważyła, na co się roześmiał. Czasami naprawdę go zaskakiwała swoją błyskotliwością. Czuł, że jest w niej coś niezwykłego, tylko trzeba to jakoś wydobyć na zewnątrz…

 

Cdn.


Wbrew pozorom nadal tu jestem i nie zamierzam odchodzić 🙂


I MAM PROŚBĘ DO KAŻDEGO CZYTELNIKA BEZ WZGLĘDU NA TO, CZY KOMENTUJE, PROSZĘ ZOSTAWIĆ ADRES SWOJEGO OPOWIADANIA, JEŻELI OWE POSIADA.


 

11 myśli na temat “Odcinek 22. „Tak ci się tylko wydaje.”

  1. Oł jeee! Nareszcie się doczekałam notki na tego bloga, alleluja! Punkt dla mnie za cierpliwość xD No i caaała masa punktów dla Ciebie za tak genialną notkę. Uwielbiam Ally, jest taka slodziutka i bezbronna jak maleńkie dziecko. A Bill ma anielską cierpliwość xD Co do Kavico to musiala się zawiziąć, żeby się oprzeć, nie ma co xDMój blog: http://www.favorite-disease.blog.onet.pl Pozdrawiam serdecznie – Rated ;*

    Polubienie

Dodaj komentarz